Artykuły

Wiosna Narodów...

Po czterech latach od reżyserskiego debiutu, po zrealizowaniu sześciu inscenizacji, Tadeusz Bradecki zajął czołowe miejsce wśród twórców polskiego tea­tru. Oprócz licznych nagród, między innymi im. Swinarskiego, im. Wyspiańskiego, jednym z dowodów uznania było zaproszenie go przez Kazimierza Dejm­ka do reżyserowania "Wzorca dowodów metafizycz­nych" w Teatrze Polskim, najbardziej akademickim z polskich teatrów.

Nie znaczy to oczywiście, że Bradecki został czci­godnym akademikiem i oprócz powielania dotych­czasowych dokonań nie ma już nic do powiedzenia. Wprost przeciwnie, swoim ostatnim spektaklem raz jeszcze zaskoczył publiczność. Stało się to za sprawą zapomnianego dramatu Adolfa Nowaczyńskiego.

"Wiosna Narodów..." opowiada o wydarzeniach roku 1848 w Krakowie. Nowaczyński napisał pamflet historyczny, ukazujący małość i zaślepienie uczestni­ków tamtej rewolucji, wykpiwający ówczesne poczy­nania krakowian, którzy nie potrafią wyjść poza cias­ne horyzonty swej świadomości, nie umieją sprostać wyzwaniu historii.

Tadeusz Bradecki dokonał daleko idącej adaptacji tekstu, skrócił, udramatyzował, a przede wszystkim w charakterystyczny dla siebie sposób zinterpretował, i oto otrzymaliśmy spektakl o zwykłych ludziach, którzy nagle znaleźli się w środku historycznych wypadków. Owszem, nie umieją im sprostać, ale dla Bradeckiego nie jest to powód do drwiny, śmiech w tym przedsta­wieniu ma służyć refleksji nad historią i nad rolą, jaką odgrywają w niej przeciętni członkowie społeczeńs­twa. Także my, w dzisiejszych czasach. Bradecki do­strzegł bowiem w dramacie Nowaczyńskiego powta­rzający się scenariusz polskich zrywów wyzwoleń­czych, rozpoczynających się od patriotycznych śpie­wów, a kończących - narodową żałobą. Pokazał i groteskowość, absurd, i tragizm tego scenariusza. Ale potrafił też dostrzec i drugą stronę. Chociaż tromtadrackie i w swych politycznych rezultatach niewarte złamanego szeląga zaangażowanie było przecież au­tentyczne, na miarę sił i możliwości. I może to nie bohaterowie "Wiosny Narodów..." nie dorośli do his­torii, lecz ona przerosła ich.

Dramaty Nowaczyńskiego dają ogromne pole do popisu aktorom. Także w tej inscenizacji są znakomi­te role. Anna Polony, Jerzy Grałek i Tadeusz Huk zmagają się z mieszaniną języków używanych w au­striackiej monarchii, "z czymś, co Julian Krzyżano­wski określił cudnie musztardą językową". Rezulta­ty tych zmagań są naprawdę godne obejrzenia. Chcąc zresztą oddać sprawiedliwość aktorom, trzeba by przepisać z programu całą ich listę. Należy też wspomnieć i o znakomitym pomyśle scenograficz­nym: kredensie, który - w zależności od miejsca akcji - spełnia funkcję i kredensu, i trybuny, i barykady, i bastionu, i wreszcie katafalku straconych nadziei; i o muzyce, która buduje nastrój od groteski patriotycz­nego uniesienia po patos klęski.

Tadeusz Bradecki, nie nudząc, mówi wiele waż­nych rzeczy, poprzez śmiech prowokuje myślenie, od którego nie wolno nam się uchylić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji