Artykuły

Warszawa. Łukaszewicz w obronie drzew w Ogrodzie Krasińskich

"Przeklinam was, rzeźnicy klonów, lip, cisów, jaśminów i bzów!" - grzmi na swoim blogu aktor Olgierd Łukaszewicz. "Nic nie usprawiedliwia takiego barbarzyństwa" - pisze w liście otwartym do prezydent Warszawy profesor Maciej Jędrusik. Na sobotni protest przeciw wycince drzew w Ogrodzie Krasińskich zapowiedziało się ponad 2 tys. osób.

Tak powszechnego oburzenia nie wywołała do tej pory żadna modernizacja parku w Warszawie. Bo też nigdzie nie robiono jej w tak radykalny sposób. W zabytkowym Ogrodzie Krasińskich do wycinki przeznaczono 337 drzew. To więcej niż jedna trzecia całego drzewostanu. Drwale wykonali ten plan niemal w 100 procentach.

Park wygląda jak po przejściu tornada. Na ziemi leżą pokotem kłody i piętrzą się sterty gałęzi. Gdzie nie spojrzeć, wystają z gruntu dziesiątki pni. - Słyszałem argument, że w parku trzeba było odsłonić historyczne osie widokowe. A na jakiej osi rosły te dwa potężne drzewa? - pyta Olgierd Łukaszewicz, sąsiad parku, prezes Związku Artystów Scen Polskich. I prowadzi do pni w narożniku ogrodu koło Arsenału. Potem wskazuje część parku wzdłuż ulicy Andersa: - Naliczyłem tu 39 wyciętych lip.

W jeszcze innym miejscu, blisko ulicy Świętojerskiej, staje na łysej polanie. - A może tu jest jakaś oś? Nie. Tutaj rosły drzewa, pięknie kwitły, z wnukiem powiesiliśmy na nich karmnik dla ptaków. Komu przeszkadzały? Co takiego zasłaniały? - nie kryje irytacji.

Zignorowane głosy mieszkańców

Burza wokół remontu Ogrodu Krasińskich rozpętała się na długo przed rozpoczęciem prac. Dwa lata temu miasto przeprowadziło tak zwane konsultacje społeczne wśród jego głównych użytkowników, czyli mieszkańców Muranowa i Nowego Miasta. Spytało ich, jakich zmian oczekują w parku. Większość uczestników ankiety opowiedziała się za utrzymaniem rekreacyjnego charakteru ogrodu, ale przeciw otaczaniu go parkanem z zamykanymi na noc furtkami (tak jak to było przed wojną). Konsultacje zakończyła w marcu 2011 roku publiczna dyskusja z udziałem urzędników. Wtedy to po raz pierwszy użytkownicy parku ostro skrytykowali pomysły miasta.

Nikt nie miał wątpliwości, że Ogród Krasińskich wymaga renowacji. Nie dokonano jej przez ostatnie pół wieku, czego skutki widać było na każdym kroku. Drzewa i krzewy sprawiały wrażenie, jakby od lat nikt ich nie pielęgnował. Aleje zalane były asfaltem i wyłożone krzywymi płytami. Instalacja wodna zasilająca kamienną kaskadę, sztuczną rzeczkę i wybetonowany staw już dawno powinna trafić na złom. Krótko mówiąc: w jednym z najważniejszych zabytkowych parków Warszawy czas stanął w głębokim PRL. O czasach jego świetności przypominały kamienne słupy barokowej bramy i resztki ogrodzenia wzdłuż ulicy Bohaterów Getta (przedwojennych Nalewek). Ponieważ ogród figuruje w rejestrze zabytków, ówczesna stołeczna konserwator Ewa Nekanda-Trepka zaleciła, by jego najstarsza część odzyskała wygląd sprzed 100 lat. Opowiedziała się między innymi za: usunięciem części drzew, by odsłonić historyczne osie widokowe, ewentualnym ogrodzeniem parku i odtworzeniem nawierzchni żwirowo-ziemnych. Te zalecenia przyjął inwestor - Zarząd Terenów Publicznych dzielnicy Śródmieście.

Krytyczne głosy mieszkańców przeciwnych grodzeniu parku, wyrębowi drzew i układaniu w alejach żwiru, po którym nie można jeździć na rolkach i rowerach, zostały zignorowane. Dlatego na następnym spotkaniu z władzami Śródmieścia sąsiedzi ogrodu spytali wprost: "Dla kogo remontujecie ten park, skoro odrzuciliście nasze postulaty? Po co robiliście konsultacje?".

Konserwator akceptuje wyrąb

Projekt renowacji Ogrodu Krasińskich wyłoniono w konkursie w sierpniu 2011 roku. Wygrała koncepcja dwóch warszawskich pracowni: Abies - Architektura Krajobrazu Barbara Kraus-Galińska oraz Piotr Hardecki Architekt. - W historycznej części ogrodu przywracamy mu dawny wygląd. Oparliśmy się na zdjęciach i planach sprzed wojny - mówiła na spotkaniu pokonkursowym Barbara Kraus-Galińska.

Mieszkańców okolic parku zmroził rysunek parku, na którym brakowało wielu drzew. Barbara Kraus-Galińska uspokajała, że wycinka będzie się odbywała stopniowo i nie obejmie cennych gatunków. O samym zaś rysunku powiedziała: "To wizja tego, co będzie za 20, 30 lat".

Potem jednak czas najwyraźniej przyspieszył. Firma Abies wykonała inwentaryzację zieleni i projekt gospodarki drzewostanem. Z 926 rosnących w parku drzew do usunięcia wytypowała 337, z czego 313 "ze względów zdrowotnych". Na liście gatunków przeznaczonych pod topór znalazły się: drzewa owocowe, brzoza, czeremcha, dąb czerwony, dąb szypułkowy, dereń, głóg, jarząb, jesion, jodła, klon jesionolistny, klon srebrzysty, kasztanowiec, lipa, topola kanadyjska, topola szara, topola czarna, topola biała i modrzew. Stołeczny konserwator posłał do parku swoją komisję, która obejrzała drzewa, i zgodził się na ich wyrąb. Najwięcej drzew wycięto na przełomie listopada i grudnia.

- Zostało to przeprowadzone bardzo sprawnie - relacjonuje Grzegorz Łuczniewski, mieszkaniec Muranowa od 25 lat. Do parku przychodzi dwa, trzy razy dziennie ze swoim labradorem, a przy ładnej pogodzie także z książką. - Najpierw zjawiły się dziewczyny i namalowały farbą znaki na drzewach. Zaraz potem wkroczyła duża ekipa drwali. Dobrze przygotowana. Wycięli wtedy piękne drzewa, w pierwszej kolejności topole. Usunęli też prawie wszystkie krzewy. Ptaki nie mają tu już gdzie się schronić. Na spotkaniach z urzędnikami proponowałem, żeby zamiast budować parkan, posadzić wokół ogrodu żywopłot. Byłby rajem dla małych ptaków. Nikt nie posłuchał.

Absurdalny powrót do przedwojnia

Olgierd Łukaszewicz mieszka na Muranowie od 2000 roku i również nazywa Ogród Krasińskich "swoim parkiem". Na blogu BlogStar.pl kilka dni temu zamieścił wpis: "(...) W środku stolicy władze zgotowały demonstrację własnych możliwości, siłę. Arogancja rządzących dławi mnie. Z całych sił zduszam cisnący się na usta okrzyk: Przeklinam was, rzeźnicy klonów, lip, cisów, jaśminów, bzów . Patos proroka niewiele pomaga. Sterczące pnie, stosy wyciętych krzaków, są faktem. A więc w centrum miasta nie ma już bujnego angielskiego ogrodu, gdzie można się było schować jak w pustelni, powierzyć zieleni, zaprzyjaźnić z dziełem nie rąk ludzkich, lecz Tego, w którego dłoniach spoczywa życie człowieka".

- Jestem tu prawie codziennie. Niejednego tekstu tutaj się uczyłem, niejednej roli. Mój wnuk w tym parku nauczył się chodzić. Koło pałacu wycięli cisy, w których lubił się chować. Po pierwszej mojej prezesurze w ZASP większość czasu spędzałem z nim tutaj, w piaskownicy. Teraz nie ma już drzew, które ją zacieniały, ani krzewów, gdzie karmiłem wróble - mówi artysta, przekrzykując warkot pracujących w ogrodzie maszyn. Jedna stalowymi szczękami chwyta ze sterty gałęzie i przenosi do drugiej, która rozdrabnia je na wióry.

Olgierd Łukaszewicz oprowadza nas po spustoszonym przez drwali parku. Pokazuje największe pnie. - Mierzyłem ich obwody. Mają od 3,5 do 4,3 metra. Proszę spojrzeć, jakie zdrowe drewno. Dlaczego je wycięli, chociaż nie rosły na żadnej osi widokowej? - dziwi się.

Towarzyszy nam kompozytorka Jolanta Mórawska, która też ma do Ogrodu Krasińskich osobisty stosunek. Przez siedem lat chodziła do znajdującej się obok niego szkoły muzycznej. - Widziałam, jak ten park rośnie - wspomina. - Wycięcie 300 drzew jest masakrą. Jak wielki wprowadzi bałagan w istniejącym tu do tej pory ekosystemie? Powrót do dawnego stanu to jakiś absurd. Nie odtworzy się Warszawy takiej, jaką była przed wojną.

Ogromna skala zniszczeń

Do "Gazety" codziennie docierają głosy warszawiaków wstrząśniętych widokiem parku. Profesor Maciej Jędrusik z Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego przesłał nam swój list otwarty do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. - Od 55 lat mieszkam przy ulicy Miodowej i Ogród Krasińskich od dzieciństwa jest mi bardzo bliski. Wiedziałem, że odbywa się jego remont. Ponad miesiąc temu wycięli tam pięknie pachnące jabłonie. Ale dopiero teraz, kiedy przeszedłem przez park, zobaczyłem, jak ogromna jest skala zniszczeń - mówi profesor Maciej Jędrusik. - Wszyscy w okolicy, z którymi rozmawiam, są jednomyślni. Misja odtwarzania dawnych założeń ogrodowych nie może się odbywać kosztem wiekowych drzew.

W liście otwartym profesor pisze: "Miałem (...) okazję przejść przez Ogród Krasińskich, który według przekazanych przez prasę informacji podlega remontowi. Otóż nie! To nie remont. To jest rzeź czyniona za zgodą (i za pieniądze) władz miasta na żywym organizmie. Miałem okazję zapoznać się z wyjaśnieniami projektantów remontu. Przy naprawdę dobrej woli starałem się patrzeć przychylnie na tłumaczenia i ideę renowacji parku. Ta przychylność prysła po tym, co zobaczyłem. Ciekaw jestem, czy Pani też miała okazję spojrzeć własnym okiem na ten kataklizm. Wycięto setki (!) drzew. Tam, gdzie remont już zaczęto, wycięto wszystkie (!) krzewy. W imię prześwietlania" ogrodu, w którym podobno drzewa rosły za gęsto (...), dokonano większych spustoszeń, niż uczyniła to trąba powietrzna latem 2005 roku. Notabene wiele z tych drzew przesadzono do Ogrodu, ratując je przed śmiercią w trakcie budowy metra. Wycięto drzewa najstarsze, ale zdrowe, pozostawiając w pobliżu kilkanaście mniejszych. Załączam dokumentację fotograficzną pnia (zdrowego!) kasztanowca o średnicy 150 centymetrów. Ile lat potrzebowało to drzewo, by osiągnąć takie rozmiary? Przetrwało co najmniej obie wojny światowe, przetrwało Hitlera i Stalina. Przetrwało pełnego wizji urbanistycznych prezydenta Stefana Starzyńskiego. Dlaczego nie mogło przetrwać epoki Hanny Gronkiewicz-Waltz? (...) Nic nie usprawiedliwia takiego barbarzyństwa. Piszę to jako warszawiak, ale także geograf, profesor Nauk o Ziemi, który stara się szerzyć ideę zgody między człowiekiem i naturą. Jak widać, bezskutecznie".

Na końcu listu przypomina przeprowadzone przed remontem konsultacje społeczne, które "się odbyły, bo musiały", a zdania mieszkańców i tak nie wzięto pod uwagę. I pyta: "Czy o to chodzi w tak modnej ostatnio partycypacji społecznej? Niemniej modne jest pojęcie kapitał społeczny . Jako składnik tego kapitału wstydzę się, że jestem trwoniony, a jako człowiek lekceważony".

Tych drzew nie powinno tam być

Wycinki broni Renata Kaznowska, dyrektor Zarządu Terenów Publicznych: - W tym ogrodzie przez wiele lat nie prowadzono żadnej gospodarki drzewostanem. W rezultacie na 10 hektarach rosła tak olbrzymia liczba drzew, że ogród przestał być ogrodem, a nawet parkiem, a stał się zaniedbanym lasem. W jego części od strony ulicy Długiej na jednym metrze kwadratowym spotykało się nawet cztery drzewa. Nie miały szansy na rozwój. Najwięcej wycięliśmy topoli i klonów. Ich już dawno nie powinno tu być. Taka topola żyje 60, 70 lat.

Renata Kaznowska przekonuje, że w parku ocaleją zdrowe drzewa cennych gatunków, nawet jeśli zasłaniają historyczną perspektywę. - Ich wymiana na nowe potrwa jeszcze kilka pokoleń - twierdzi.

Według niej do wycięcia pozostał już tylko klon nad stawem, którego pień jest pusty w środku. Na tym wyrąb drzew ma się zakończyć. I zapowiada posadzenie 91 młodych modrzewi, świerków, klonów, kasztanowców, brzóz, magnolii, jabłoni, dębów, platanów i lip, a także 24 tys. krzewów, bylin i roślin okrywowych. Renowacja parku ma kosztować 15 mln zł. - Jestem przekonana, że wtedy mieszkańcy zmienią zdanie - mówi Renata Kaznowska.

Na razie nic na to nie wskazuje. Na Facebooku ponad 2 tys. osób umówiło się na protest pod hasłem "Światełko dla drzewa". Odbędzie się w tę sobotę o godzinie 16 w Ogrodzie Krasińskich. Jego uczestnicy zapalą symboliczne znicze na pniach pozostałych po wycince.

Ogród Krasińskich

Park powstał w schyłku XVII wieku jako ogród pałacu rodziny Krasińskich. Był zaprojektowany osiowo, rozczłonkowany na osiem kwater pociętych alejkami. W 1768 roku udostępniono go mieszkańcom Warszawy. Na początku XIX wieku alejki wysypano różnobarwnym piaskiem. Spacerowano między szpalerami strzyżonych drzew. W dobie Królestwa Kongresowego ogród otoczono żeliwnym ogrodzeniem o pozłacanych grotach. Nocą go zamykano. W latach 50. XIX wieku zmieniła się jego publiczność - zaczęli przeważać starozakonni mieszkańcy sąsiednich ulic. W tym czasie trwała kolejna rewaloryzacja ogrodu, który przekształcono w modernistyczne założenie krajobrazowe. Zaprojektował je znakomity ogrodnik Franciszek Szanior. Po II wojnie światowej park powiększono o sąsiednie działki zajmowane wcześniej przez zabudowę, która została zniszczona. W ten sposób urósł do 10 hektarów (z początku miał tylko 3,4 hektara) i taki już pozostał. Niedawno od strony ulicy Bohaterów Getta (dawne Nalewki) zamontowano wyremontowaną bramę do ogrodu ze zrekonstruowanym herbem Krasińskich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji