Artykuły

Zemsta `83

"GDYBY nasza gospodarka kulturalna była z prawdzi­wego zdarzenia, Fredro nie powinien schodzić z afisza. Nie wiem, od czego trzeba by wtedy zaczynać, od żelaznego repertuaru czy nawet specjalnej sceny, z pewnością jednak pierwszym wyrazem tej triumfalnej epoki było­by odzyskanie polskiego śmiechu (...) I co by to był za festiwal taki Fredro w nieprzerwanej ciągłości. Jaka przyprawa w smaku życia, dosypana do codziennej naszej doli. Wreszcie co za chów aktora i widza".

Tak w 1936 r. po przedstawieniu w Teatrze Narodowym pisał Kazimierz Wierzyński. W 20 lat później, omawiając bogactwo dzieła Fredry prof. Korzeniewski stwierdził, że "do obowiązków narodowych należy również nudzenie się na utworach własnych klasyków". Obie te reflek­sje przypomina teatr Dejmka w pro­gramie, jak zawsze kwietnie i z bi­bliofilską pieczołowitością zredago­wanym przez Zbigniewa Krawczykowskiego. I tak się składa, że po­między obiema kryje się prawda o tej ,,Zemście"-83.

Najpierw, że nie mamy gospodar­ki kulturalnej z prawdziwego zda­rzenia. Potem, że Fredro, choć po wojnie autor numer jeden naszych scen, grywany powinien być w nie­ustającej ciągłości. Bo śmiech pol­ski ma tu swoje korzenie. Wresz­cie, że aktorów trzeba przednich, bo niczego ukryć się nie da za firanką inscenizacji.

U Dejmka wszystko jest po boże­mu. Atencja wobec autora należyta, aktorzy markowi, troska o słowo wręcz niezwyczajna, detale wypra­cowane. A jednak ten Fredro w akademickiej todze, Fredro z pomni­ka literatury, trąci celebrą, traci werwę przez co i śmiech rzadko gości na widowni.

Wprawdzie nie brak go nigdy, kie­dy na scenie zjawia się Podstolina. Anna Seniuk w tej roli powtarza swój niedawny sukces z Powszech­nego. Szczery śmiech i brawa nagradzają też kreację Baera w roli Dyndalskiego; aktor dopełnił te postać, wyraziście rysowaną na ogół tylko w scenie pisania listu. Tempe­raturę tej sceny podnosi Papkin - Łomnicki. Papkin pomyślany przeciwko przyzwyczajeniu widza, na­wykłego oglądać Papkina-fircyka, zaś Łomnickiego - tragika. Papkin nie młodzik, ale za to pełny lisiej przebiegłości. Uśmiech budzą też Cześnik - Bartosik, Rejent - Machowski (Ignacy), miody Wacław - Jan Frycz. Tylko Klara (Dobrowol­ska) jest w tej kompanii wielce za­gubiona...

Główna rola w tym spektaklu nie należy jednak do aktora czy reżyse­ra, ale do scenografa. Oglądamy prawdziwy Jan Polewka-show.

Patrzcie już od pierwszej sceny na każdy detal! Tu drzewo genealogicz­ne pełne wymyślnych herbów, tu maksyma Terentiusa wypisana ku pa­mięci, tam słońce z twarzą Jana So­bieskiego, bo mamy rocznicę Wied­nia. A zaraz potem stylowe sarmac­kie kostiumy, wysmakowane wnę­trza i mury odrzykońskiego zamku. Kazimierz Dejmek wyczuł sam to zachwianie proporcji między tekstem a obrazem, zauważył własną słabość do akademizowania Fredry, toteż się z tego tłumaczy w finale. Klika ostatnich kwestii każe czytać Dyndalskiemu z otwartej książki zdając się mówi: "każda sztuczność jest za­winiona przez teatr, bo byliście w teatrze, gdzie graliśmy wam tę komedię".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji