Artykuły

Norwid - żywy

"Drezno, przyznam się, że lubię i nawet Sasa za lada co nie mam, bo jak go weźmiesz, ażeby cię niósł w lektyce, to on cię zaniesie i odniesie, a ty sobie świstasz i myślisz to to, to owo..."

"Piszę - ot! czasem... piszę na Babilon / Do Jeruzalem! - i dochodzą listy. / To zaś mi mniejsza, czy bywam omylon / Albo nie?... piszę pamiętnik artysty, / Ogryzmolony i w siebie pochylon - / Obłędny!... ależ wielce rzeczywisty!"

"...A ja panie nawet muzykę lubię. Bo jak wrócę z pola, a człowiek mi obuwie zzuje, to ja sobie siedzę i siedzę i słucham jak mi żona gra Chopina, na fortepianie, panie dziejski! Na fortepianie... A ja tak słucham panie dziejski, słucham, a nogi moczę..."

"...Tyle i takiej egzystencji naród ma, ile i jak jest w stanie człowieka uszanować."

"...A my pochodzimy ze społeczeństwa jedynego na globie, w którym nie ma ani jednego czymkolwiek bądź wyższego obywatela, który by zelżony upoliczkowanym i nawet obitym nie był.

Król Jan III zdrajcą Ojczyzny przez Sejm -

Zygmunt Krasiński w twarz na ulicy -

Mochnacki Maurycy w twarz na ulicy -

Zamoyski Władysław kijem na ulicy -

Generał Bem kulą z pistoletu - jako łotr i sprzedany -

Mickiewicz Adam - jako agent, Moskiewski

Czartoryski Adam - Skrzynecki - wszyscy!!..."

"...Ci błądzą, co mają Ironię / Za zło ludzkiego serca - ta lewica - marzeń / Niekoniecznie stąd idzie... Jest Ironia - zdarzeń/ I jest Ironia - czasów obie się nie rodzą / Z woli serca jednego, ani w jedne godzą...

...Lecz - cóż lepsze?... czy głucha, mierna podejrzliwość, / Zimna jak pian powierzchnia, nim bałwany wstaną: / Podejrzliwość czymże jest? - milczącą szykaną! / Nie! znam ja coś gorszego nad uśmiechy krzywe, / Nad Cynizm, nad Ironię... / ...znam - Serio - fałszywe!..."

W czym tkwi wielkość poezji? Odpowiedzieć na to pytanie, odkryć kryteria, wedle których można by ułożyć listy kwalifikacyjne poetów, dziesiątkę najlepszych tak, jak to czyni się w sporcie - oto troska i oto ciągle nierozwiązywalny dylemat krytyków chemicznie wypranych ze słuchu poetyckiego, urzędników od kultury. Ale czy tylko ich?... Pragnienie takie, wyrzucane zresztą brutalnie poza obręb świadomości, nawiedza każdego niemal, kto zetknął się ze sztuką - cóż, nikomu nie są obce chęci ujrzenia świata uporządkowanego i ponumerowanego we wszystkich przejawach istnienia tego świata. Dlaczego, wzruszający przecież i prawdziwy, poeta Tomasz August Olizarowski, zmarły cztery lata wcześniej niźli Kamil Cyprian Norwid, w tym samym przytułku Św. Kazimierza w Ivry, nie doczekał się owej glorii, która przypadła pośmiertnie w udziale C. K. Norwidowi?

Odpowiedź narzucająca się napierwej i najbanalniejsza chyba: wielkość sztuki tkwi w oryginalności, inności od ustalonego kanonu poetyckiego, który jest zrozumiały dla współczesnych, który mieści się w ich wyobrażeniu: poezja to jest cos mieszczącego się bez reszty w takich i takich normach, wszystko wychodzące poza granice tych norm nie jest poezją.

(Znowu ta chęć widzenia świata znormalizowanego). Jest to odpowiedź nieprawdziwa. Bezsensowne będzie również poszukiwanie miary poezji w zawiłości poezji norwidowej, jej stylistyka, pomroczność, trudności w uchwyceniu granicy między patosem i sarkazmem, między kpiną bolesną a boleścią bez kpiny, gorzka ironia przenikająca utwory, które zdawały się być ostateczną i jedynie prawdziwą wypowiedzią poety (przypomnijmy do dziś nie rozstrzygnięty spor o interpretację: "Ciesz się, późny wnuku!... Jęknęły - głuche kamienie: Ideał - sięgnął bruku - - "), wreszcie antynomie, sprzeczności obecne w dziele Norwida, wszystko to razem sprawia, że dzieło to może być - praktycznie w nieskończoność - interpretowane, przez lata będzie stanowić pretekst dla twórców, którzy skorzystają zeń, aby powiedzieć swoim współczesnym to, co chcą powiedzieć.

Norwid będzie zawsze aktualny. Ale czy aktualność wynika z ciemnych miejsc dzieła, z tych wielorakich możliwości interpretacyjnych? Czy stąd bierze się wielkość jego poezji? O nie, takiego sądu nie wolno zaryzykować.

Na dobrą sprawę wahałbym się nawet twierdzić, że przyszłość "korektorka wieczna" raz na zawsze ustaliła miejsce Norwida w literaturze polskiej. Wacław Borowy w studium "Norwid poeta" pisze: Po okresie olśnienia i zachwytów nadeszła znów fala krytyki, bez mała tak ostrej jak za życia Norwida. Wystąpił ponownie zarzut ciemności. Znalazł się krytyk, który napisał nawet, że to poeta tylko dla "miłośników łamigłówek".

Nie, nie ma miary, wedle której można wymierzyć wielkość poezji, ani za życia twórcy, ani po jego śmierci - chociaż oceny z tego ostatniego okresu są "obiektywniejsze" choćby przez to, że twórca już nie żyje. W tym wypadku i vox populi nie jest vox dei. (Oczywiście pomijam oceny urzędników od kultury, ci zawsze wiedzą kto od kogo i o ile jest lepszy, i co mu się w związku z tym należy. Oceny urzędników od kultury odnoszą się jednakoż przede wszystkim do żyjących, jeśli chodzi o umarłych to tylko wtedy, gdy chodzi o ustalenie stopnia rozmachu uroczystości jubileuszowych).

Zanotowałem wyżej, że jedną z przyczyn tak wielu możliwości interpretacyjnych Norwida są, obok miejsc ciemnych, antynomie zawarte w dziele. Najprostszym tedy zabiegiem w przypominaniu Norwida byłoby wybranie tych fragmentów, które odpowiadałyby koncepcji interpretatora, mówiły zań to, co on chciał powiedzieć. Hanuszkiewicz, budując swój spektakl w Teatrze Narodowym oparty na dziele Norwida, nie mógł ze względów oczywistych, nie potraktować właśnie w ten sposób dorobku poety, po prostu konstrukcja przedstawienia rozpadłaby się, powstałby chaos, który - wbrew rozpowszechnionym mniemaniom - nie ma nic wspólnego ze sztuką (konstrukcja utworu artystycznego rządzą prawa ścisłe jak matematyka). I to byłaby solidna robota teatralna. Kongenialność przedstawienia - bez oporów używam tego określenia -polega na zachowaniu tych wszystkich niekonsekwencji tak licznych w twórczości Norwida. Kazimierz Wyka przypomina, że Norwid nazywał sam siebie mistrzem sztuki: uważał siebie o tyle za malarza, co i za poetę. Dodajmy: sięgał do form, które dzisiaj nazwalibyśmy publicystyką, zastanawiał się - w wymiarze eseistycznym - nad sensem sztuki, fragmenty o zabarwieniu wyraźnie dydaktycznym i doraźnym, skierowane wprost do współczesnych przeplatają się z rozważaniami natury najogólniejszej, z quasi-filozofią, z najczystszą liryką; ta niejednolitość formalna ma swój odpowiednik w - często wzajem sobie przeczących - sądach poety o otaczającym go świecie. One właśnie zawikłania twórczości zamknął w swoim przedstawieniu Hanuszkiewicz, przedstawił dorobek artysty w całym bogactwie sprzeczności jakże charakterystycznych dla tego dzieła. Przedstawił nie odchodząc równocześnie ani o cal od wytkniętego celu. Ba - ale o tym niżej - przedstawienie jest nie tylko przedstawieniem ukazującym twórczość Norwida, nie tylko aktualność tej twórczości w czasach dzisiejszych, Hanuszkiewicz sportretował artystę, używając jako tworzywa słów własnych poety pokazał całą jego człowieczą wielkość i małość.

[brak tekstu] tymi tendencjami inscenizacyjnymi, które tak bujnie owocują w teatrze studenckim. Być może wrażenie to powierzchowne. Być może rodzi się ono już z formalnego porównania materii, która jest słowem widowiska. Teatry zawodowe bardzo rzadko uciekają się do czynienia scenariuszy z dzieła autora, u którego, na dobitek, dramat nie był gatunkiem uprawianym przede wszystkim. W teatrach studenckich formuła taka jest dosyć powszechna: wiersz, udialogowione fragmenty prozy, korespondencji czy publicystyki, te "niesceniczne" wyimki z dramatów, które obchodzą się bez wszelkich zawiłości machiny teatralnej... Ponad to uczynienie ze sceny trybuny niemal, mówienie o dniu dzisiejszym i podporządkowanie tekstu sprawom najbliższym (pozwala na to scenariusz robiony według zasad, o których wyżej, w takim wypadku można sobie pozwolić na darowanie sobie serwitutów należnych sztafażowi i ozdobnościom dramatycznym), dalej owo wprowadzenie baletu, orkiestry, pieśni przypomina jako żywo "składanki" studenckie, najlepsze pomysły teatru akademickiego, który nie skrępowany ani rutyną zawodową i prawami rządzącymi w zawodzie może sobie [brak tekstu] Hanuszkiewicza i skala widowisk przedstawianych w teatrach studenckich jest nieporównywalna. Trzeba raz jeszcze podkreślić: może to porównanie wynika z wrażenia zupełnie zewnętrznego, a może... Właśnie, a może spełniły się tutaj nadzieje krytyki piszącej o teatrze studenckim i uporczywie powtarzającej, że teatr akademicki wyprzedza dokonania teatrów zawodowych. Prekursorzy rzadko mogą pochwalić się najwyższymi osiągnięciami w proponowanym przez siebie "wynalazku artystycznym". Zresztą środki studentów i zawodowców... No, ale nie prowadźmy dalej tej ryzykownej tezy.

Norwid: dramat człowieka wykonującego zawód artysty... (Powyższe sformułowanie trochę przewrotne, bo zgodne wprost ze słowami Norwida mówiącego o rzemiośle artystycznym). Otóż ten dramat w przedstawieniu Hanuszkiewicza ukazany jest w całej pełni. Paradoksem spełniającym się w rzemiośle artystycznym jest: artysta pracuje tylko dla siebie, myśląc o sobie i tylko dla innych myśląc o innych. (Tutaj wyobraźmy sobie Norwida, starego, zmęczonego człowieka, chorego na gruźlicę, nie stroniącego ponoć od trunków, mieszkającego w przytułku Św. Kazimierza , pełnego nigdy nie spełniających się pomysłów, z których każdy miał mu przynieść niezależność materialną, nie mającego pieniędzy na kopistę, stąd utwory własne piszącego tylko w jednym egzemplarzu, te utwory, które jeśli nie spotykały się szyderstwem współczesnych odmawiających mu miana poety to, w najlepszym wypadku, ze zdawkową pochwałą przyjaciela, który niewiele rozumiał z czytanego tekstu.... Zobaczmy tego Norwida - każdy pisze tylko dla siebie i tylko dla czytelników - a tutaj druga część paradoksu nie spełniła się, bez tego spełnienia nie można pracować twórczo, jakże więc wielka musiała być wiara poety w "odniesienie zwycięstwa za grobem", jakże pełne i wyraziste to wyobrażenie, jeśli nim zastąpił Norwid uznanie, czy bodaj poznanie go, przez rówieśnych. W twórczości Norwida nieustannie (wręcz obsesyjnie) przewijają się wyrazy wiary (słowo dawane sobie) w to, że kiedyś musi zostać dostrzeżony. Z paradoksu, o którym wyżej, rodzi się dramat artysty. W przedstawieniu Hanuszkiewicza dramat ów jest bardzo wyraziście narysowany. Reżyser nie poszedł za wyobrażeniami obiegowymi i nie szukał, na przykład, przyczyn nieszczęść poety w złej miłości do pani Kalergis, której obecność jest, co prawda, zaznaczona w scenariuszu, ale w planie dalszym. Reżyser wiedział, że ta kobieta, była jeszcze jedną osobą, która, przede wszystkim, nie uznawała poety, a dopiero po wtóre nie uznawała mężczyzny nazwiskiem Norwid.

Sumując tedy: widowisko w Teatrze Narodowym - posługując się zbanalizowanym "mechanizmem tytułowym" - można by nazwać NORWID ŻYWY.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji