Artykuły

Andrzej Żurowski - pożegnanie

Jednych zachwycał, innych drażnił. Swobodą myślenia, niezależnością poglądów, ciętym dowcipem. Tym, że wydał aż tyle książek. Napisał też niezliczoną ilość recenzji, artykułów - wspomnienie o ANDRZEJU ŻUROWSKIM.

Andrzej Żurowski, człowiek, który jednym skinieniem pióra unicestwiał lub kreował ludzi teatru. To on powiedział o Krzysztofie Gordonie: "aktor z tajemnicą" i tak już zostało. Walczył z bylejakością na scenie.

Przez wiele lat dyrektorował teatrowi telewizji w Gdańsku, który miał wówczas 12 premier rocznie. Dzięki telewizji zaprzyjaźnił się z wielkimi twórcami, od których nauczył się, jak powstaje teatr. Widział jak tworzą najwięksi: Tadeusz Łomnicki, Zbigniew Zapasiewicz, Gustaw Holoubek, Halina Winiarska czy Henryk Bista.

- Przepracowałem w telewizji 35 lat. Trafiłem do niej w 1967 roku, przypadkowo - opowiadał Andrzej Żurowski. - Zadzwonił do mnie ówczesny szef Bogdan Sienkiewicz. Zaproponował pracę w redakcji młodzieżowej. Tę redakcję szybko ukierunkowałem jako program artystyczny dla młodzieży. I stąd był już tylko krok do teatru.

- Początkowo graliśmy teatr na żywo - wspominał wtedy. - I to był ogromy stres. Potem nagrywaliśmy to na szerokiej taśmie. Graliśmy w Gdańsku i po łączach było to przenoszone do Warszawy. Scenka po scence. Bardzo skomplikowane było to także dla aktorów. Pamiętam, jak nieżyjący już Ziutek Korzeniowski i Staszek Michalski grali w "Kłopotach Panurga". Mieli tam taką scenę, gdy na czworakach szli przez całe studio. Zamiast się szybko nauczyć tekstu mozolnie zapisali dialogi na podłodze. Zrobiliśmy próbę, było dobrze. Przerwa. Łączymy się z Warszawą. Kamera poszła. Gramy i... cisza w studio. Okazało się, że sprzątaczka, gdy aktorzy poszli na kawę, pracowicie umyła całą podłogę.

Andrzej Żurowski znakomity teatrolog, krytyk, eseista o międzynarodowej sławie był też przez kilka lat kierownikiem literackim teatru Wybrzeże w Gdańsku.

- Jeszcze w czasach studenckich czytałem teksty Andrzeja i oglądałem jego programy telewizyjne - wspomina dyrektor artystyczny Teatru Miejskiego w Gdyni Krzysztof Babicki. - Potem pisał o moich przedstawieniach. Pamiętam, że jedyna pozytywna recenzja z "Wiśniowego sadu" jego pióra, ukazała się w "Życiu Literackim" bodajże.

- Z Andrzejem było tak, że pisał rzeczy, z którymi można się było zgadzać, często warto było polemizować, a niekiedy jego opinie wkurzały - opowiada Babicki. - Przez kilka lat współpracowaliśmy razem w teatrze Wybrzeże. Był kierownikiem literackim w czasie mojej dyrekcji. Wtedy to teatr Wybrzeże z jednej wielkiej imprezy zagranicznej jeździł na drugą. Był Paryż, Niemcy, Leningrad i nasz tryumfalny wyjazd do Oslo na Festiwal Ibsenowski ze sztuką "Kobieta z morza" (z Joanną Bogacką w roli tytułowej), gdzie dostaliśmy najwyższą punktację. Andrzej był w jakimś sensie ojcem chrzestnym naszego wyjazdu, bo sprawił, że zagraniczne jury przyjechało do teatru Wybrzeże.

Tam, w Oslo, dopiero zobaczyłem jak bardzo Andrzej znany jest w środowisku międzynarodowej krytyki teatralnej. To jeszcze bardziej było widać na festiwalu w Seulu, gdzie teatr Wybrzeże wystąpił z "Caligulą" Camusa. Andrzej był wtedy jednym z członków jury, tego międzynarodowego festiwalu rozpiętego między Azją, Ameryką a Europą.

- Był na pewno postacią wybitną w polskiej krytyce teatralnej. Potrafił schlastać lub wynosić pod niebiosa. Był dosyć nieobliczalny w swoich opiniach, a ja lubię nieobliczalną krytykę. Ale miał przede wszystkim ogromną wiedzę, zwłaszcza dotyczącą Szekspira - dodaje Krzysztof Babicki.

- Po co nam Szekspir? Ależ za każdym razem po co innego. Na początku kariery ten wielki dramaturg pracował jako parkingowy - opowiadał przewrotnie Żurowski (podczas promocji swojej książki "Szekspir - ich rówieśnik"). - Do teatru przyjeżdżali panowie i rzucali lejce parkingowemu, aby odprowadził konia. Tym młodzieńcem był właśnie William Szekspir.

- Mogę powiedzieć, że cieszyłem się jego sympatią - wspomina aktor Florian Staniewski. - Lubiliśmy ze sobą porozmawiać. W latach, kiedy Andrzej Żurowski pracował w telewizji gdańskiej, teatr bardzo i od serca promował. Nie tylko z racji i przyjaźni ze Stulkiem Hebanowskim.

- Jeśli czegokolwiek nauczyłem się o teatrze, to nie na uczonych seminariach u moich znakomitych profesorów, ale właśnie na "nocnych gadułach" Hebanowskiego - wspominał Żurowski.

Był z pokolenia tych krytyków, którzy zajmowali się tylko teatrem, posiadając ogromną wiedzę. Cieszył się wielkim szacunkiem w Europie i na świecie.

- To nie była tuzinkowa postać - zapewnia Florian Staniewski on się wychował na gdańskim teatrze i to była synowska wręcz miłość. Ten teatr był niesłychanie bliski jego sercu - podkreśla. Choć nie była to miłość pozbawiona krytycyzmu. Potrafił dostrzegać zarówno to, co niesie człowieka na skrzydłach na Olimp, jak i porażki, ale jednocześnie rozumiał codzienność teatru, wiedział, że nie za każdym razem powstaje arcydzieło. Rozumiał, że trzeba zaspokajać różne gusta publiczności.

"Wbrew pozorom nie jest łatwo pisać o scenie, z której odbierało się pierwsze teatralne wrażenia - o aktorach i reżyserach, na których twórczości szczeniackimi laty, w poważnej mierze kształtowało się marzenia i wyobrażenia o teatrze, jakim jest i jakim być winien" (pisał we wstępie do swojej książki "Zza kulis szeptem").

Z wielkim szacunkiem i sympatią wnikliwie pisał o ludziach sceny - Jerzym Łapińskim, Henryku Biście, Stanisławie Michalskim i wielu innych. Pamiętam jak bardzo poruszyła mnie jego opowieść o ostatnim spotkaniu z Danutą Baduszkową (dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni).

"Życie Danki nie było życiem w teatrze. To było życie teatrem. W całej rzeszy artystów, z którymi przyszło mi się zetknąć, niewielu spotkałem w tym stopniu co Danka, obłąkanych, w stopniu - to złe określenie - cała była w teatrze. W sierpniu ostatniego roku Danki (zmagała się z nieuleczalną chorobą) zaszedłem po coś do jej sekretariatu. Były urlopy. Teatr niemal pusty. Nagle zza uchylonych drzwi jej gabinetu ten charakterystyczny, niski, nieco chropawy głos:

- Co jest do cholery. Właźże! - siedziała za biurkiem w swym starym fotelu.

- Nie spodziewałem się, że jesteś w teatrze, urlop...

- A gdzie miałabym być... Właśnie, gdzie...

To było jej miejsce. Z wyboru. Przyszedłem wtedy z córką, mieliśmy bodaj jechać na plażę. Nie pojechaliśmy. Na scenie pusto, żadnej próby. Więc Danka urządziła mojej Ance teatr w swym dyrektorskim gabinecie. W ruch poszły lalki i maskotki, które - prezenty z różnych stron świata - zasilały jej biblioteczne regały. Ania szalała z zachwytu. Danka reżyserowała i grała wszystkimi lalkami. Widziałem ją wtedy po raz ostatni. Jak zawsze - w teatrze".

Andrzej Żurowski urodził się w Drohobyczu w 1944 roku. Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim. W latach 1970-1972 pełnił funkcję kierownika literackiego Opery Bałtyckiej, w latach 1978-1979 Teatru Muzycznego w Gdyni. Przez wiele lat współpracował przy organizacji Festiwalu Szekspirowskiego, wybierając zagraniczne spektakle, zapraszane do Gdańska. Był profesorem Akademii Pomorskiej w Słupsku. Wykładał też gościnnie na uniwersytetach kanadyjskich oraz amerykańskich (New York University, Yale Universit). Opublikował ponad tysiąc artykułów dotyczących historii teatru. Od 2000 roku był honorowym prezesem Klubu Krytyki Teatralnej Stowarzyszenia Dziennikarzy RP i honorowym wiceprezesem Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Wydał 22 książki. Zbiór jego szkiców "Czytając Szekspira" stawiany jest w polskiej szekspirologii obok szkiców Jana Kotta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji