Artykuły

Przeczekać dla Rasiakówny

"Poczekalnia.0" w reż. Krystiana Lupy z Teatru Polskiego we Wrocławiu na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie. Pisze Aleksandra Sowa w serwisie Teatr dla Was.

Pociąg zatrzymuje się w strasznym, pustym miejscu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji i zasięgu sieci komórkowych. Z niewiadomych przyczyn, kilkanaście osób, które nim podróżują, właśnie tutaj postanawia wysiąść, mimo że zdaje sobie sprawę, iż miejscowość, do której zmierza, znajduje się dalej. Jest noc, nie ma innych środków transportu, a jedyne, co pozostało do dyspozycji to kilka krzeseł, stolików, ich własne bagaże i oczywiście - oni nawzajem.

Podłużna scena oddzielona od widzów sznurkiem rozpiętym między dwoma jej końcami faktycznie przypomina lochy poczekalni na głębokim zadupiu. Zimne, odrapane mury, graffiti, zniszczone przedmioty, niepokojąca jasność świetlówek, które zaraz mogą zgasnąć... I przypadkowy zestaw osobowości: studenci szkoły teatralnej, dziennikarka-alkoholiczka czy zmęczona sobą para w średnim wieku. Nad tym wszystkich dwóch mężczyzn, próbujących z ukrycia reżyserować i kontrolować sytuację na dworcu, aby w końcu przyjąć zakład i zejść do zrezygnowanych, gotowych na wszystko, by trochę urozmaicić nudę czekania, ludzi.

Ta nuda postaci na scenie jest też niestety nudą widzów. Niestety - bo mimo całej świadomości, że Lupa serwuje nam nudę programową, to trudno jest wytworzyć w sobie stan samozaparcia, aby po dwóch godzinach, w trakcie przerwy, nie opuścić teatru ze znużeniem całą monotonią rozmów, gestów i statycznym nie-biegiem wydarzeń. Niektórym, i nie było ich mało, nie udało się wytrzymać.

Czego? Grupka studentów stara się prowadzić kulturalną rozmowę o literaturze i korzystając z niezbyt imponujących zasobów własnego intelektu, stworzyć autorską parafrazę "Hamleta", a jedna z dziewczyn w trakcie dyskusji wyrzuca niedoszłym artystom ich krótkowzroczność i głupotę, narzeczony tejże robi jej wymówki ze strachu przed wyśmianiem w ramach odpowiedzialności zbiorowej. Pijana dziennikarka wkracza w dyskusje zadając mądre inaczej pytania i otrzymując równie genialne odpowiedzi, agresywny chłop po pięćdziesiątce wrzeszczy, że pora spać, a jak nie, to wszystkich pozabija itp., itd., etc. Ktoś się szarpie, ktoś zatacza, kłótnia narzeczonych przenosi się do kibla, pijana dziennikarka wkracza i zdejmuje majtki sikając przy otwartych drzwiach, jeden z chłopaków znudzony szarpaninami dorywa starszą panią, kręcącą się po dworcu i chodząc powoli wzdłuż sceny, znikając po kątach, przez cały spektakl rozmawia tylko z nią...

Wątki się przeplatają, ludzie mieszają między sobą - ale w tym wszystkim jedynym, prawdziwie statycznym punktem wydaje się blondynka w futrze i z czerwonymi ustami, która z wyrazem znudzenia na twarzy komentuje wybryki porywczego męża, beznamiętnie opowiada o swojej przeszłości zaprutej dziennikarce i śmieje się w twarz chłopcu, który mógłby być jej synem, kiedy ten, założywszy się uprzednio z kolegą przychodzi, aby ja pocałować i uwieść. "Możesz mnie pocałować, całuj". Poza tym kobieta siedzi, patrzy w jeden punkt przed sobą i jest w tym zawieszeniu między świadomością a fantazją o zmarnowanym życiu absolutnie fascynująca. Ta blondyna to Pani Hubert, czyli Halina Rasiakówna. Jakkolwiek nie doprowadzałyby nas do irytacji czcze rozważania studenciaków, pretensjonalne aktoreczki, bezruch całości - tak wystarczy nasze spojrzenie skierowane na Rasiakównę i właściwie można by w tej poczekalni spędzić całą noc czekając na jej jeden gest, słowo. To właśnie ona, jej zobojętnienie, a potem, nadal w tym stanie beznamiętności, pocałunek z młodzikiem, najpełniej pokazują to desperackie poszukiwanie w życiu chwil szczęścia, prób przełamania znieczulicy społecznej i emocjonalnej, która dopada po latach monotonii, tęsknotę za dreszczem podniecenia, który tak trudno osiągnąć. Również w końcowej scenie sterroryzowania wszystkich bronią palną przez męża Pani Hubert, groteskowość faceta w kryzysie ukazuje się głównie dzięki cynicznym, oschłym komentarzom żony - "tak, tak, już cztery naboje, zabij mnie jak chcesz, jesteś żenujący".

Rasiakówna każdą sytuację w tej "kreacji zbiorowej", w której wzięła udział, zamieniała w objawienie. Nie udało się to ani dziewczynie furiacko zrzucającej z siebie ubrania, ani tej, która połykała w toalecie garściami tabletki, ani targającemu za włosy dziennikarkę facetowi. Żadne efekciarstwo nie mogło się równać z posągowym pięknem.

Szkoda, że pozostali aktorzy Lupy nie umieli nas w taki sposób zafascynować bezczynnością. Szkoda też, że zabrakło absolutnej prostoty. Na ekranach wiszących nad sceną, prócz zbliżeń na poszczególne osoby mogliśmy zobaczyć m.in. film nakręcony w Auschwitz. Jeden z aktorów przechadzając się po byłym obozie i wskazując na różne jego budynki mówi "tu bawiłem się z psem, tu się kąpaliśmy, tutaj jest taki fajny dizajn..." - połączone to jest z faktem, że studenci wracają z inspirującej wycieczki do Oświęcimia, tak więc wątek zagłady przewija się ciągle w spektaklu, tylko szczerze mówiąc nie do końca wiadomo czemu ma służyć. Prócz tego, że budzi sprzeciw każdy lekceważący komentarz na ten temat czy żarty opowiadane sobie przez kwiat polskiej młodzieży, celu nie widać, luźnych skojarzeń, które nie byłyby zbyt daleko idącymi, też nie.

Jak w sekundowej migawce "La Strady" Felliniego, która pojawia się w spektaklu - "Zampano przyjechał" - przyjechał na chwilę, żeby was zabawić, a zaraz znowu odjedzie. Tak o "Poczekalni.0" można powiedzieć, że momenty były. Ale to tylko momenty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji