Artykuły

Opole. Teatr rozdziera szaty nad 500 tys. zł

Dyrektor Teatru im. Kochanowskiego co jakiś czas stosuje tę samą sztuczkę: stwarza atmosferę zagrożenia, potem stawia marszałka pod ścianą i czeka: da więcej pieniędzy czy nie da? Tym razem jednak może się przeliczyć.

W zeszłym tygodniu dyrektor opolskiego teatru dramatycznego Tomasz Konina ogłosił poprzez PAP, że wobec drastycznych cięć budżetu instytucji, której szefuje, zmuszony jest zawiesić sześć z ośmiu zaplanowanych na ten sezon premier. Żeby było jasne - w przypadku Teatru im. Kochanowskiego owe drastyczne cięcia oznaczają stratę 500 tys. zł z 6-milionowego dotąd budżetu.

Po co ta histeria?

Nie mam wątpliwości, że oświadczenie dyrektora Koniny jest przyjęciem pewnej pozycji negocjacyjnej wobec marszałka, nie mniej wypowiedź to dość histeryczna. Bo jeśli wierzyć dyrektorowi Koninie, to 5,5 mln zł na przyszły rok pójdzie niemal wyłącznie na pensje i utrzymanie budynku. (Próbowałam uściślić, jaki będzie podział tych pieniędzy, ale Konina rozmowy na ten temat odmówił).

Dramatyczny ton, jaki przyjął, może się jednak okazać mieczem obosiecznym. Z jednej strony można by pomyśleć tak: skoro 500 tys. zł to być albo nie być opolskiego teatru (bądź co bądź niejednokrotnie docenianego), to oczywiście marszałek dysponujący budżetem ponad 470-milionowym powinien je wysupłać. Bo czym stanie się województwo opolskie bez teatru dramatycznego? Wszak kultura wysoka nie jest komercyjna i bez pomocy samorządu się nie obroni.

Ale z drugiej strony, skoro dyrektor zawiesza sześć z ośmiu premier z powodu uszczuplenia budżetu o te 500 tys., to za co my, podatnicy, mamy płacić 5,5 mln zł? Żeby zobaczyć jedno nowe przedstawienie na pół roku? To po co nam ci wszyscy aktorzy, technicy, panie z administracji? Po co nam w końcu dyrektor teatru, który nie będzie realizował nowych przedsięwzięć? Po co reżyser zatrudniony w nim na etacie? Po co spec od promocji? I wreszcie spec - o ironio - od pozyskiwania sponsorów? Skoro 500 tys. zł położone na szali ma przeważyć, czy będziemy mieli teatr czy budynek, w którym teatr kiedyś był.

Dyrektor ma wypracowaną taktykę

Ale postawa Koniny nikogo dziwić nie może, bo nowością żadną już nie jest. Kiedy wpadł na skądinąd fajny pomysł, by Agnieszka Holland wyreżyserowała w Opolu spektakl, to skończyło się to tym, że marszałek musiał w trybie awaryjnym dorzucić pieniędzy, żeby hucznie zapowiedziane wydarzenie mogło się odbyć i żeby Opole uniknęło blamażu.

A od co najmniej dwóch lat Konina podkreśla, że pieniędzy ma tak mało, że zastanawia się, czy Konfrontacje Teatralne - flagowy festiwal "Kochanowskiego" - w ogóle się odbędą. Za każdym razem jest to samo: wytwarzanie atmosfery zagrożenia i stawianie marszałka pod ścianą, by dał więcej pieniędzy. Tym razem jednak Konina może się przeliczyć.

Cięcia w budżecie nie dotyczą przecież tylko teatru (co wobec kłopotu teatru z 500 tys. zł mają powiedzieć dyrektorzy muzeów, którym budżety obcięto o prawie 1,5 mln zł?), a marszałek Sebesta wielokrotnie i od dawna już mówił, że pieniądze z budżetu nie mogą być jedynym źródłem finansowania instytucji kultury.

Na czym ma kultura zarabiać?

Rzeczywiście, nie powinny, ale na czym ma teatr zarabiać? Na wynajmie sal? Z nową filharmonią konkurować już nie może. Wypożyczanie kostiumów? W skali potrzeb teatru to grosze. Na spektaklach? I tu jest pies pogrzebany.

Teatr im. Kochanowskiego ma ambicje. Chce produkować spektakle, które odbiją się głośnym echem w środowisku, a nie lekkie, na które będą chodzili ludzie. Chce szukać swojego języka, a nie opowiadać historie, które wszyscy znają i wszyscy lubią. Odpowiednie wyważenie akcentów między jednym a drugim jest w oczach marszałka i dyrektora teatru czymś zupełnie innym.

Tak naprawdę więc dyskusja o tych 500 tys. zł jest ważną dyskusją publiczną, nie dlatego, że dotyczy ewentualnych zwolnień w teatrze, zaciskania przezeń pasa, zmian w jego strukturze czy konieczności bardziej efektywnego zabiegania o środki zewnętrzne. Bo takie rozmowy toczą się co roku przy uchwalaniu każdego budżetu i nie są domeną wyłącznie kultury.

Brakuje rozmowy

Ta dyskusja jest ważna, bo dotyczy tego, po co nam teatr i jaki chcemy, żeby był. Tyle że przez cały okres swojego dyrektorowania Tomasz Konina miał okazję, żeby przekonać do swojej wizji zarówno opolską publiczność, jak i urzędników. I wciąż może to uczynić. Ale zamiast tego ogranicza się do demonstracji w postaci zawieszenia premier i wyczekiwania, co zrobi marszałek. A dyskusja nad tym, jaki teatr jest nam potrzebny, ale też na jaki nas stać i dlaczego warto za niego płacić, w ogóle dyrektora Koniny nie interesuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji