Artykuły

Czyje to obsesje?

,,Sinobrody - nadzieja kobiet w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze im.Bogusławskiego w Kaliszu. W Ziemii Kaliskiej pisze Bożena Szal-Truszkowska.

Spektakl przygotowany przez Teatr Bogusławskiego w Kaliszu "Sinobrody - nadzieja kobiet", który otworzył 44 Kaliskie Spotkania Teatralne (1 maja), to przede wszystkim piękne widowisko o pastelowych barwach, płynnym ruchu, ciekawej grze świateł i cieni.

Przestrzeń sceniczna (projekt Wojciecha Stefaniaka), modelowana dyskretnie przemieszczającymi się ścianami, odsłania coraz to nowe zakamarki, a światła i barwy - zależnie od nastroju - nabierają intensywności lub przygasają. Jest to przestrzeń na tyle uniwersalna, że może być eleganckim salonem, parkiem pełnym słońca czy kolejowym dworcem. Jedynym stałym rekwizytem jest tu długa kanapa - pluszowa, miękka, wygodna - taka, jakie w stoją eleganckich poczekalniach, gdzie dla zabicia nudy wykłada się też popularne kolorowe tygodniki, które czytają głównie kucharki i mężczyźni żądni wiedzy o kobietach.

Panienki, które z upodobaniem baraszkują na owej kanapie, mają urodę, styl i mentalność "papierowych" bohaterek z łamów takich właśnie pism. Ich przeżycia, o których kolejno opowiadają, są równie płytkie i banalne. Nie ma w nich żadnej tajemnicy, ani nawet umiejętności autorefleksji. Sceniczne postacie są równie bezradne wobec swych problemów, jak aktorki wobec zadanych im kreacji.

Reżyser (Norbert Rakowski) "nadbudowuje" więc ich role poprzez dodanie im tanecznych sobowtórów, co wzbogacą spektakl głównie w warstwie wizualnej. (Dlaczego jednak pojawia się wśród nich np. mężczyzna w roli kobiety, a jedna z pań nie ma swej pary, nie wiadomo). Dynamiki dodają widowisku sceny zbiorowe, w których dziewczyny wywołują programowe zamieszanie - coś na kształt sabatu czarownic - bez większego sensu ale za to z dużym wdziękiem (choreografia Witolda Jurewicza).

Pośród tego całego chaosu błąka się Henryk; ani przystojny, ani ciekawy, ale pogodzony ze sobą i światem. Po prostu spokojny człowiek, któremu głupie baby nie dają spokoju. Dlaczego? Też nie wiadomo. Może czarownice zmówiły się przeciwko niemu, może to jego spokój prowokuje takie reakcje. W każdym razie kolejno wylewają mu na głowę kubły swych uczuć, tęsknot i rozczarowań, żądając w zamian miłości. A mężczyzna w takich sytuacjach - jak wiadomo z poradników zamieszczanych na łamach - ucieka, gdzie pieprz rośnie lub też broni się rozpaczliwie wszelkimi możliwymi sposobami. I tak bez większego sensu mota się się ten pseudo-dramat, w którym głębokie jest tylko dno oceanu, gdzie majestatycznie pływają morskie giganty. (Ładna scena!)

Po "Przypadku Klary", który oglądaliśmy na jednym z poprzednich festiwali, kolejna sztuka Dei Loher przyniosła rozczarowanie. Być może tego typu teksty dają pole do popisu inscenizatorom, ale widzom do myślenia nie za wiele.

Po kaliskiej prapremierze wśród widowni powszechna była opinia, że "Sinobrody" to sztuka antyfeministyczna, ukazująca zaborczość uczuciową kobiet, ich programowy egoizm, bezwzględność w dążeniu do spełnienia własnych potrzeb. Dla mnie była to raczej projekcja ukrytych obsesji, lęków i pragnień Henryka, którego kobiety fascynują, ale nie umie sobie z nimi radzić. (A może są to obsesje twórców widowiska?) Niestety jest to refleksja równie banalna, jak wszystkie poprzednie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji