Kamienny gość
Jest w tym przedstawieniu dobra chwila. Najpierw, w drugim akcie, Don Juan (Krzysztof Wakuliński) uwiódł równocześnie dwie młode chłopki w niemalże wodewilowym rytmie. Sceny między wieśniakami (Anna Majcher - Karolka i Grzegorz Wons - Pietrek) rozegrały się potoczyście i śmiesznie.
Potem następuje zamiana. Przez rozległą przestrzeń nadchodzą Don Juan ze Sganarelem (Adam Ferency) i spokojnie, w półmroku rozpoczynają dialog o obecności boskiego prawa. Padają słowa zupełnie niewspółmierne z tym, co się działo przed chwilą i tak ma właśnie być; w tym momencie dramatu na dobre pojawia się jego właściwy, ostateczny wymiar. Potwierdza go następna, przesławna scena z żebrakiem. Jest ona tutaj wzruszająca, bowiem żebraka gra Henryk Borowski. Od dawna nieobecny na scenie, przypominający czasy dawnych przedstawień. Żywa historia tego teatru.
Jednak w tejże rozmowie z początku trzeciego aktu Sganarel wykłada swoje racje w pełni błazeńsko, jakby sam w nie nie wierzył. Ginie konflikt naturalnej, nie umiejącej się wysłowić - i zresztą mocno w przypadku tego sługi skundlonej - moralności z immoralizmem Don Juana. Gaśnie, przywrócona przez moment pamięć o tym, że komedia Moliera jest arcydziełem. Niestety, przez cały czas trzeba będzie sobie raczej o tym przypominać. Akcja zaniedbuje treść, czy raczej okazuje się wobec niej bezradna. Tym bardziej, im dłużej trwa przedstawienie i im poważniejsze rzeczy w nim się wydarzają. Zagłada bohatera zbliża się niemrawo. O grozie tej zagłady mówią raczej środki zewnętrzne wobec samej akcji: metafizyczne dymy, "Lacrimosa" Mozarta (dlaczego? Na temat Don Juana Mozart wyczerpująco wypowiedział się gdzie indziej. "Requiem" ma inny klimat i raczej nie należy się nim tutaj podpierać). Mówi wreszcie Posąg Komandora, który wkracza w czarnej postaci, głośno przedtem bijąc w jakieś dykty za sceną - i doprawdy nie jest straszny.
Zagubione w pokładach dramatu, : pozbawione busoli przedstawienie w dwa tygodnie po premierze oparło się już mocno na naturalnej, komediowej sprawności swych wykonawców. Toczy się żywiej, póki to może wystarczać. Kuleje, gdy trzeba dać więcej. Widownia, zwłaszcza z początku, jest raczej zadowolona. Molier chyba mniej.