Artykuły

Człowiek - to brzmi dumnie?

Scena pełna jest egoistów, ale to nie wszystko: widownia pełna jest egoistów - o spektaklu "O dobru" w reż. Moniki Strzępki z Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu prezentowanym w ramach INFERNO Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia pisze Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

Gdyby ktoś powiedział mi, że pójdę na spektakl w reżyserii Moniki Strzępki i będę się na nim na zmianę śmiał i wzruszał, popukałbym się w czoło. Twory najsłynniejszego duetu polskiego teatru, jak dotąd, ani mnie nie śmieszyły, ani nie poruszały - wręcz żenowały łopatologią i polityczną agitacją. I choć nie mogę odmówić Demirskiemu umiejętności konstruowania bardzo dobrych tekstów, uważam, że mają one niebywale krótki termin ważności. Strzępce również nie mogę odmówić komponowania bardzo dobrych obrazów scenicznych i sytuacji, ale gdzieś podskórnie jest w tym tandeta...

Tymczasem poszedłem na wałbrzyski spektakl "O dobru" prezentowany w ramach konkursowej części Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia i przedstawienie oczarowało mnie! Bezpretensjonalność wybrzmiała jakoś inaczej - może przez zintensyfikowaną dawkę autoironii duetu Strzępka/Demirski? Niespodziewanie "O dobru" wyrosło na mojego faworyta festiwalowego INFERNO.

Spektakl zaczyna się od żartu - od kilkunastominutowej etiudy, w której dowiadujemy się, że twórcy po otrzymaniu zaliczki uciekli, ale aktorzy chcą mimo tego pokazać efekt swojej pracy. Ten początek świetnie koresponduje z medialnymi informacjami o przekładaniu premiery spektaklu ze względu na rzekomy konflikt z władzami teatru. Sami twórcy zresztą podsycali te plotki i tym samym spektakl zaczął żyć swoim życiem zanim jeszcze zaczął być grany. Tym cenniejsze, że "O dobru" dopracowane jest w najdrobniejszym szczególe - aktorzy przygotowani są na wszystkie reakcje publiczności. Tworzą wiarygodne i przejmujące portrety psychologiczno-społeczne.

Demokracja i kapitalizm nie są doskonałe. Amerykański sen nigdy się nie spełnił i chyba nie spełni. Trzeba więc znowu burzyć i tworzyć od początku? Chyba nie o to chodziło twórcom. W końcu w spektaklowym 2016 roku, po rewolucji, wszyscy są na terapii, a zmian nie widać. Przede wszystkim nauczmy się rozmawiać, żeby po raz kolejny nie roztrząsać pytania, czy mała dziewczynka może uratować świat - to świat powinien uratować małą dziewczynkę. Trzeba przestać być obojętnym.

Aktorzy zostali zamknięci w ciasnej przestrzeni, którą muszą dzielić z drewnianym szkieletem dinozaura. Oprócz tego na scenie jest jedno szpitalne łóżko, trochę ziemi, kuchenka elektryczna i ogrodowy plastikowy stolik pod parasolem. Spektakl to kolaż, w którym spotyka się kilkoro bohaterów wyciągniętych żywcem z popkultury, historii powszechnej i bliżej nieznanych nam Iksińskich. Aktorzy odtwarzają dobrze znane sceny: koncert, nagranie z radia...

Amy Winehouse rusza w trasę koncertową - jedną, drugą, dziesiątą. Z każdym koncertem jest coraz bardziej wyczerpana, pijana i naćpana. Choć wszyscy o tym wiedzą, nikt nie mówi o tym głośno. Bo po co? Zwykła ćpunka. Ważne, żeby Sony Music na tym zarobiło. W końcu piosenkarka umiera. Cały świat wstrzymuje oddech, łka, zapala znicze pod jej domem.

Równolegle biedne dziecko przeżywa traumę, bo w szkole koledzy śmieją się, że dostaje "zupki dla ubogich". Matka jest bezradna. Psychoterapeutka to fanatyczka. Konfrontacje nie doprowadzają do rozwiązania problemu.

Innym razem na scenie Monika Strzępka zmaga się z pamiętną rozmową w TOK FM. Wielokrotne powtórzenia, chęć ponownego podjęcia dyskusji doprowadza jedynie do jałowych pytań prowadzących. Muszą więc nastąpić oskarżenia: "dlaczego nie patrzycie władzy na ręce? Dlaczego nie zadaliście mi jeszcze żadnego pytania?".

Są też dziennikarze, którzy nie mogą zdecydować się, czy opublikować artykuły, które godzą w prezydenta Nixona. Watergate? Po co, skoro i tak wszyscy umrą na raka...

Spektakl jest manipulacją doskonałą. Wydawało mi się, że twórcy znają każdy mój nerw i wszystkie wrażliwe punkty - i chyba nie tylko ja czułem się najzwyczajniej na świecie rozbrojony; nagi i bezbronny wobec wszystkich wyznań, zarzutów, oskarżeń i kpin. Może nawet winny. Mimo tego, że przedstawienie grane jest z pompą i kabaretowymi wstawkami, czułem intymną bliskość z aktorami. Naprawdę przejąłem się zbiorową terapią, którą prowadzi zespół. Tym mocniej wybrzmiały słowa, które odebrałem bardzo osobiście: "wzrusza cię to? A historia ćpuna na dworcu cię nie wzrusza?".

Jak nazwać ten spektakl? Manifest? A może traktat? Na pewno jest to próba stworzenia wspólnoty - ale nie wspólnego frontu, nie bojówki. To próba nauczenia głośnego wyrażania opinii przez wszystkich, bez względu na poglądy - podejmowania dyskusji, kiedy zamyka się nam usta lub próbuje się wmówić, że problemy nie istnieją. Żeby było lepiej, trzeba zmienić mentalność. Scena pełna jest egoistów, ale to nie wszystko: widownia pełna jest egoistów. Zespół nie ma problemu, żeby dać widzowi to odczuć.

"O dobru" to spektakl, w którym to nie polityka jest najważniejsza - mimo że jest przecież obecna. W wałbrzyskim spektaklu najważniejszy jest człowiek, ale nie Amy, nie Andrzej Kłak umierający na raka... Człowiek - ja, ty, my, oni - tak, nawet oni!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji