Artykuły

Klaskaniem mając obrzękłe prawice

Mówi się, że to bardzo dobre przedstawienie. Sądzę jednak że waga "Norwida" pokazanego przez Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym jest dużo większa, niżby to wynikało z najbardziej nawet sprawnego zmontowania na scenie fragmentów Norwidowskiej spuścizny. Hanuszkiewicz z siłą i otwartością, z jaką już od dawna nie mieliśmy w teatrze do czynienia, wypowiada się w kwestiach, z którymi wciąż jeszcze nie uporaliśmy się i jako naród i jako społeczeństwo. Stworzył on przy pomocy Norwida pasjonujący dyskurs o nas dzisiaj i o nas w przeszłości. Teatr autentycznie polityczny i jak najmądrzej zaangażowany. Tak polityczny i tak zaangażowany, że te dwa określenia, do cna wytarte w potocznej publicystyce, na nowo zaczęły mieć znaczenie.

Przedstawienie rozpoczyna się dialogiem o sztuce ,Bogumił" z "Promethidiona", w który wplecione zostały fragmenty "Czarnych kwiatów" poświęconych spotkaniom z Chopinem i śmierci kompozytora. Hanuszkiewicz pierwszą część widowiska komponuje z czterech obrazów i jednego "sarmackiego" intermedium. Scena "serio fałszywe" składa się z fragmentów "Rzeczy o wolności słowa", "salon paryski" - z listów i pism prozą, "etiudy" - znowu z listów, pism, liryków i satyr.

Na początku części II oglądamy "wieczór w pustkach" - jedyną w spektaklu rozbudowaną teatralnie scenę, w której kilku Norwidowskim lirykom śpiewanym do muzyki Andrzeja Kurylewicza, towarzyszy bardzo dyskretnie i z wielkim taktem zmontowany balet-pantomima. Dalej mamy inscenizację poematu "Assunta", jeszcze jedno "sarmackie" intermedium i na koniec scenę zatytułowaną - atelier. Tu obok fragmentów liryków i listów poświęconych Marii Kalergis, jedynej wielkiej miłości Norwida, znowu dochodzi do głosu Norwid - mędrzec i Norwid - obywatel, "najsamotniejszy z pracujących myślą Polaków" - jak sam o sobie pisał w jednym z listów.

Montaż Hanuszkiewicza - on nazywa to scenariuszem - komuś, kto nie widział spektaklu, może wydać się zlepkiem strzępów. I rzeczywiście składa się on z fragmentów i strzępów. Ale jak dobranych! Jak znaczących, ile nasuwających skojarzeń z dniem dzisiejszym. Żaden; z dramatycznych utworów Norwida pisanych dla sceny nie ukazuje tak doskonale skali myśli tego poety. Mówiono o nim, że jest "laurowy i ciemny", nie rozumiano go za życia a i po śmierci (maj 1883 r. w paryskim przytułku Św. Kazimierza) w niejednym nekrologu dźwięczał ton powątpiewania czy ta twórczość, tak bardzo indywidualna, znajdzie kiedyś rozumiejących ją czytelników. Władysław Mickiewicz, syn wielkiego Adama, tak pytał: "Czy zniknięcie Norwida wywoła na jego korzyść reakcję, na którą zdawał się liczyć?" I odpowiadał: "Wątpić wypada".

Norwid poeta - myśliciel, patron całej współczesnej poezji polskiej, dopiero w naszej epoce stał się wielkością niekwestionowaną. Mimo, iż wciąż jeszcze nie ma pełnej edycji jego dzieł, a jako tako obszerny wybór wierszy, poematów, prozy i listów ukazał się zaledwie przed dwoma laty - Norwid wszedł do języka potocznego. Jest to przywilejem największych.

Montaż Hanuszkiewicza ukazuje jeszcze coś więcej - żywą aktualność już nie tylko poezji Norwida lecz i jego sądów o tym co polskie. Gorycz autora "Promethidiona", mimo lat jakie nas, "późnych wnuków" od niego dzielą, wciąż jeszcze trafia nas w samo serce. Ot choćby taki fragment listu do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej pisanego w 1862 r.: "Oto jest społeczność polska - społeczność narodu, który, nie zaprzeczam, iż o tyle jako patriotyzm wielki jest, o ile jako społeczeństwo jest żaden... Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym... Gdyby ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszelkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby cale i poważne - monumentalnie znamienite. Ale tak jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł..."

Nie trzeba szczególnej bystrości, żeby zauważyć, że nie tak wiele w tej materii zmieniło się w ciągu stulecia. Albo z innego listu do tej samej adresatki: "...żyjemy w wieku, w którym każdy zarzut staje się obrazą osobistą, dlatego że ludzie się adorują jak Bogi albo nienawidzą jak diabły... Z czego pochodzi - że nie wolno jest widzieć słabej strony tych, których cenić umiemy, ani strony dobrej tych, których nie cenić musimy... Skutkiem tego krytyki dziś nie ma - jest tylko szkalowanie, unikanie albo adoracja pogańska, ślepa."

Norwid ze sceny Narodowej staje w samym środku spraw, o których, co bardziej światli spośród nas nie przestają myśleć. Ma się dziwne uczucie, jakby ten spektakl był dalszym ciągiem "nocnych rozmów Polaków", jakby był intymnym wieczorem wśród bliskich. Podwójna to zasługa Hanuszkiewicza. Jego wybór nacelowany przede wszystkim, choć nie wyłącznie, na obywatelskie pisma Norwida - to zasługa pierwsza. Drugą jest wykonanie. Wydaje się, że po tej inscenizacji oponenci Hanuszkiewicza z mniejszą swobodą będą mogli zarzucać mu zamiłowanie do tanich efektów i grzebania myśli pod błyskotkami. Spektakl jest klarownie czysty. Jedyna akcja to myślenie, jedyne perypetie - to perypetie myśli. Przedstawienie jest maksymalnie oszczędne, jeśli chodzi o efekty teatralne i maksymalnie zintelektualizowane. Jest to novum nie tylko chyba na naszych scenach. Pojawiają się bowiem w ostatnich latach spektakle pozbawione tradycyjnego schematu dramaturgicznego ale ich "bohaterem" bywa idea (na przykład "US" Petera Brooka poświęcone wojnie w Wietnamie, czy niektóre spektakle teatrów studenckich), nie zaś wypreparowany proces intelektualny, po prostu samo myślenie.

Imponująca jest swoboda, z jaką reżyser organizuje ten pokaz myśli i poezji. Nie używa żadnych sztuczek, ale także nie każe po prostu aktorom deklamować; tam, gdzie tekst stwarza możliwości tworzy małe zamknięte scenki, zręcznie je ze sobą montuje, o wyjściach i wejściach aktorów decyduje wyłącznie sens tego co się mówi a nie sztuczne konstrukcje inscenizacyjno-dramaturgiczne. Aktorzy grają wyśmienicie, świetnie, ze zrozumieniem i zaangażowaniem mówią Norwidowskie teksty. Wyliczenie wszystkich nazwisk zajęłoby zbyt wiele miejsca, gra bowiem w "Norwidzie" około trzydziestu osób. Wymieńmy choćby tych, którzy szczególnie zapadają w pamięć. A więc sam Hanuszkiewicz, Kazimierz Opaliński, Andrzej Szczepkowski, Ewa Krasnodębska, Henryk Machalica i Ewa Pokas w niemej roli Assunty. Scenografia Mariana Kołodzieja, jak wszystko w tym przedstawieniu podporządkowana jest Norwidowi, stanowi dobre, tworzące nastrój tło, z którego światło wyławia powiększone rysunki Norwida.

I jeszcze kilka słów o muzyce. Stale już współpracujący z Hanuszkiewiczem Andrzej Kurylewicz pięknie i taktownie zilustrował muzycznie spektakl a cztery melodie do liryków "Święty pokój", "W Weronie", "Idącej kupić talerz pani M" oraz "Coraz to z ciebie" (fragment wiersza "W pamiętniku"), z całą pewnością należą do ciekawszych jego osiągnięć. Do programu dołączono wkładkę z nutami i tekstem - być może, że te piękne pieśni trafią do gustu przynajmniej garstki młodzieżowych wielbicieli Opola i Sopotu. Już to coś by znaczyło. Sądzę jednak, że to przedstawienie będzie miało echo i szersze, i głębsze. Norwid chciał nie tylko być czytany, chciał oddziaływać. I właśnie Hanuszkiewicz wyczuł - jak się wydaje - moment, kiedy stało się to możliwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji