Żądza władzy, czyli Makbetów trzech
IX Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski w Gdańsku podsumowuje Grażyna Antoniewicz w Dzienniku Bałtyckim.
Grali w dymach, kadzidłach, w akwarium, na rusztowaniach i... pod sceną. Modnym elementem dekoracji okazały się dywany, a rekwizytem karabiny maszynowe. Za nami kolejny, dziewiąty już festiwal szekspirowski.
Jak co roku, twórcy ze świata bezceremonialnie poczynali sobie z wiekowym mistrzem ze Stratfordu. Dopisywali mu tekst lub wyrzucali, zostawiając tak naprawdę jedynie tytuł sztuki.
Łotewski Teatr Liepaja pokazał historię najsłynniejszych kochanków z Werony. Szekspir, patrząc na to przedstawienie, nie poznałby swojej tragedii. Reżyser Galina Poliszuk akcję "Romeo i Julia. Mit" umieściła częściowo w... akwarium. Na scenie szaleją motocykle, gra ostra muzyka rockowa. Nad bezpieczeństwem Julii czuwają ochroniarze z bronią, a Romeo umiera po przedawkowaniu narkotyków. Awangardowa wersja dramatu, w którym pulsują wielkie namiętności, podzieliła widownię. O dziwo, protestowali młodzi ludzie; Seks, przemoc, dragi - to mamy w telewizji - oburzali się.
Starszej widowni podobała się świetnie zagrana i pełna świeżości inscenizacja. Zaskakująca była balkonowa scena miłosna, gdy Romeo i Julia ślą do siebie sms-y.
Przedstawienie włoskiego Teatru Lunaria "Wiele hałasu o nic" usłyszeliśmy w oryginalnym sycylijskim dialekcie. Rodem z Południa była też scenografia (dywany, kadzidła i stroje ludowe).
- Szekspir to Sycylijczyk Florio, który uciekł do Anglii przed prześladowaniami - zapewniali Włosi. - Wystarczy przetłumaczyć nazwisko jego matki (Srollalanza - potrząsać włócznią) na angielski (Shakespeare). Otrzymujemy wówczas oczywisty dowód na to, że poczciwy stratfordczyk jest ojcem niejednej sycylijskiej mafii. Tradycyjne przedstawienie podobało się gdańskiej publiczności. Tak jak i uczta, na którą aktorzy zaprosili po spektaklu.
Wiedźmy kusicielki
Na festiwalu zjawiło się "Makbetów" trzech. Teatralny i ekspresyjny był spektakl armeński. Reżyser pierwsze skrzypce powierzył wiedźmom. Po scenie krążą pełne wdzięku kusicielki, młode i fascynujące, wszak grzech lub strach są zawsze kuszące. Armeński Makbet to ambitny, pełen pasji i żądzy władzy wojownik. Nie jest jednak urodzonym mordercą. Został skazany na zagładę, tak samo jak świat zła, w którym żyje.
- Armeńczycy czytają tego "Makbeta" poprzez swoją historię, która jest krwawa i okrutna. Żaden europejski kraj nie ma podobnych doświadczeń, może jedynie Bałkany - mówiła profesor Ewa Nawrocka. - Ten spektakl mnie poruszył.
Ukraiński "Prolog do Makbeta" [na zdjęciu] też był piękny i efektowny. Tylko... gdzieś pod dywanami ukrył się Szekspir. Pantomimiczną opowieść o złym królu zagłuszyła folkowa muzyka, kolorowe światła, dymy i inne efektowne cuda. Pozostał jedynie tytuł.
Niemieckim "Makbetem" zachwycał się profesor Jerzy Limon. Mnie spektakl znużył.
Nie zawiodła publiczność, tłumnie przybywając. A festiwal? Był poprawny. Wszak nie co roku rodzą się arcydzieła. Poczekajmy na jubileusz.