Artykuły

Panie za chusteczki, panowie chrząkają. Rogacz w operze

"Rycerskość wieśniacza"/"Pajace" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Pierwsza w tym sezonie premiera w Operze Wrocławskiej wielkim wydarzeniem co prawda się nie okazała, ale melomanom wrażliwym na ładne, ruchome obrazy sprawi sporo frajdy.

"Rycerskość wieśniacza" Pietra Mascagniego z 1890 r. i "Pajace" Ruggera Leoncavalla z 1892 r. to dwie opery, które niemal od zawsze wystawia się na świecie w jednym pakiecie. "Cavandpag" (skrót od "Cavalleria rusticana" i "Pagliacci") mają ze sobą wspólny rozmiar, entourage (włoska prowincja, niższa warstwa społeczna) i tematykę (zakazana miłość, zdrada, zabójstwo dokonane przez zdradzonego męża).

Obie opery zostały napisane w podobnej manierze, która łączy ze sobą wpadające w ucho melodie z nieustającą, niemal Wagnerowską muzyczną narracją. Obie też, jako całość cokolwiek zwietrzała, zawierają fragmenty niezwykłej urody, które, mówiąc szczerze, są jedynym powodem, dla których trzy godziny w teatrze mogą nie być czasem zupełnie straconym.

Zniewagi nie puścić płazem

Bohaterami "Rycerskości wieśniaczej" są chłopi z małej sycylijskiej wioski. Turiddu (Zdzisław Madej) ma romans z Lolą (Katarzyna Haras), co oczywiście doprowadza do rozpaczy jego żonę Santuzzę (Aleksandra Makowska), która najpierw szuka pomocy u teściowej (Jadwiga Postrożna), a później melduje o wiarołomstwie mężowi rywalki, Alfiowi (Jacek Jaskuła). Finał łatwy do przewidzenia: szał zazdrości, walka i zgon kochanka, bo przecież rycerskość wieśniacza na tym polega, żeby zniewagi nie puścić płazem, a plamę na honorze zmyć krwią.

Waldemar Zawodziński poprowadził tę historię jak po sznurku, dbając o teatralne detale (przygotowania do wielkanocnego nabożeństwa, zmagania mammy Lucii z żylakami i artretyzmem) i urozmaicając statyczną opowieść balecikiem. Wobec oszczędnej scenografii kluczowe znaczenie dla budowania nastroju ma gra świateł, co wychodzi ładnie, zaś współczesne (a raczej - umownie "ponadczasowe") kostiumy nie odciągają uwagi od muzyki. I tutaj zaczynają się schody, bo pod tym względem "Rycerskość " okazuje się spektaklem co najwyżej przeciętnym, najlepszym chyba wtedy, gdy gra - jak w słynnym intermezzo - sama orkiestra.

Gdy publiczność myśli, że patrzy wyłącznie na sztukę...

Fabuła "Pajaców" jest nieco bardziej skomplikowana, bo została oparta na formule teatru w teatrze. Canio (Nikolay Dorozhin) jest szefem trupy teatralnej wystawiającej spektakl o tragedii Colombiny, Arlekina i tytułowego Pajaca. Nie wie, że jego żona Nedda (Anna Lichorowicz) ma romans z Silviem (Michał Kowalik), jednym z mieszkańców miasteczka, w którym występują. Uświadamia go dopiero Tonio (Mariusz Godlewski), garbaty aktor, który także kocha Neddę, rzecz jasna bez wzajemności, i któremu, niezaspokojonemu w namiętności, bo przecież nie o oburzenie niemoralnym zachowaniem żony szefa, przypada rola mściwego donosiciela. Między wydarzeniami plącze się jeszcze Beppo (Łukasz Gaj), aktor grający Arlekina.

Tragedia dokonuje się podczas wieczornego spektaklu: gdy publiczność myśli, że patrzy wyłącznie na sztukę odgrywaną przez komediantów, Canio chwyta za nóż i morduje żonę oraz jej kochanka, a sam popada w obłęd.

Zawodziński zrobił dużo, żeby wlać w tę historię trochę prawdy. Są emocje, jest nie najgorsze aktorstwo (zwłaszcza Tonia - Mariusz Godlewski, nie dość, że śpiewa znakomicie, to jeszcze potrafi sprawić, żeby widz litował się nad jego ułomnym bohaterem, a jednocześnie szczerze życzył mu pójścia w diabły), jest wreszcie znak firmowy reżysera: olśniewający wizualnie żywy obraz, który pojawia się po podniesieniu kurtyny.

Dwa ciała na scenie

Oczywiście kulminacyjnym momentem nie jest wcale krwawy finał, a koniec pierwszej części - chwila, gdy Canio uświadamia sobie, że jest rogaczem.

Słynna aria "Vesti la Giubba" wychodzi Nikolayowi Dorozhkinowi całkiem, całkiem, choć z legendarnymi wykonaniami z przeszłości porównywać tego nie ma sensu. No ale wszystko działa: panie sięgają po chusteczki, panowie chrząkają. Kiedy na koniec - po przydługiej i przesłodzonej części "teatralnej" - na scenie zostają dwa ciała, jakiś niepokój w człowieku się lęgnie.

"La commedia e finita", "Przedstawienie skończone" - wykrzykuje Canio, któremu rzeczywiście chce się wierzyć, że prędzej czy później wszyscy pozbędziemy się złudzeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji