Artykuły

Donos na Dałkowską

Ja niżej podpisany donoszę, że Ewa Dałkowska śpiewa o mundurze zomowca, wyraża się per "k... pod latarnią", a na dodatek kpi sobie z Leszka, który jest przodownikiem pracy, zakochanym w swojej tokarce. Ponadto pani Ewa marzy o kwitnącej Rzeczypospolitej i śpiewa wiersz Herberta pt. "Sprawozdanie z raju"!

Każdy kolejny utwór jest nowym elementem obrazu Polski. I, co naj­bardziej przykre, jest to obraz praw­dziwy. Co? Ano "bida z nędzą", ukła­dy, robota, taka, a nie inna przesz­łość socjalistycznej ojczyzny i taka, a nie inna jej teraźniejszość.

Jednak Dałkowska, jak to kobieta, nie ogranicza problemów Polski tyl­ko do świata zewnętrznego. Oprócz problemów wielkich, dotyczących nas wszystkich jako naród i państwo, istnieją sprawy pozornie małe i nie­ważne. Świat zewnętrzny wpływa na wnętrze, niszczy spokój, zakłóca in­tymność, wreszcie zabija miłość.

A jeśli w tych światach jest coś śmiesznego, to jest to humor przy­kry. W recitalu Dałkowskiej są utwory wywołujące salwy śmiechu na wi­downi, ale ów śmiech niekoniecznie musi być równoznaczny z radością. Bo z czegóż się tu radować?! Z tego, że Polska wygląda tak, jak wygląda, że... bieda, układy, mundury...

Stąd też pani Ewa prezentuje nie tylko utwory wesołe (?). Aktorka duma nad codziennością i, niestety, jakby nie widzi dróg wyjścia. I co? Zostają tylko marzenia ("gdy o ma­rzenia człowieka spytasz/jadąc przez Poznań czy Kutno/powie niech kwit­nie Rzeczypospolita/potem uś­miechnie się smutno").

Tak więc po całym dniu bieganiny, trzeba wsiąść w szary autobus i je­chać do "Kwadratu". Z ciemnej ulicy wejść do teatru, by nam raz jeszcze uzmysłowiono, że każdy dzień to bieganina, że autobus jest pełny sza­rych, zmęczonych ludzi, i że ta War­szawa jest taka ciemna.

To gdzieś już było? Może. To teraz modne, narzekać i narzekać na "ten kraj". Także w teatrze. Ale Dałkowska i towarzyszący jej Mariusz Benoit ro­bią to w ten sposób, że godzina z nimi nie jest zmarnowana. A że jest ona gorzka... ("nich nam się mnoży niech sobie puchną/spichrze, stodo­ły, dziewuchy i niech na wieki wieki ogłuchną/ ściany co mają podsłu­chy").

Szkoda tylko, że chwilami aktorka traci tempo, gubi się na scenie i nie wie, co ze sobą zrobić (szczególnie w przerwach między utworami). Niby są to drobiazgi, ale ważne. Kilka nie­dociągnięć powoduje, że spektakl nie jest całością. Składa się z mo­mentów. W większości są to mo­menty rewelacyjne ("Denuncjacja deklinacji", "Pochwała munduru" czy "Sylwester w Budapeszcie"). Nieste­ty, są też chwile nudne. A tego w przypadku Dałkowskiej widz tolero­wać nie może. Od Dałkowskiej trze­ba wymagać, bo jest to aktorka o nieprzeciętnym talencie i sporym do­robku artystycznym. Nie można tak­że tolerować czarnej sukieneczki, co to się szkli srebrem i złotem, ani tego fioletowego, nędznego bolerka, bo kiczem wieje aż do ostatniego rzędu! Mimo to donoszę, że warto, bo "mię­dzy pierwszą jasnością /zawarciem się powiek/jest to chwila na teatr/co nie mieści się w głowie".

PS. Cytowane utwory są autorstwa Romana Kołakowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji