Artykuły

Mam poczucie, że biorę udział w czymś niezwykłym

Z EWELINĄ MARCINIAK, reżyserką spektakli "Zbrodnia" i "Śmierć i zmartwychwstanie świata" pokazywanych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia, rozmawia Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

Na Boskiej Komedii są twoje dwa spektakle. Do którego jesteś bardziej przywiązana?

- Jestem bardziej przywiązana do "Zbrodni". Ten spektakl powstał specjalnie z myślą o zespole aktorskim Teatru Polskiego z Bielska-Białej, z którym spotkałam się dwa lata wcześniej, przygotowując "Nowe Wyzwolenie" Witkacego. Potem zrodził się pomysł, żeby też tam zrobić kryminał, z tymi konkretnymi ludźmi i z Jaśminą Polak, która występuje w tym spektaklu gościnnie. Tekst jest wyborem moim i Michała Buszewicza. Natomiast "Śmierć i zmartwychwstanie świata" jest kontynuacją projektu WYNAJEM i była pokazywana dwa lata temu na festiwalu FOCUS ON MITOS. Dla mnie ten projekt jest raczej przygodą teatralną niż zakończonym spektaklem.

Mówisz o "Zbrodni" jako o kryminale, ale jest to dosyć specyficzny kryminał, gdzie świat się rozpada Mogłabyś to spróbować dookreślić?

- Zaczynaliśmy pracę od zgłębienia konwencji kryminału. Oczywiście nie jest to do końca kryminał, bo tylko wykorzystujemy motyw kryminalny: "kto zabił?". Ten problem jest drążony przez Detektywa, a przez to dowiadujemy się różnych rzeczy o tamtej rodzinie.

W "Śmierci i zmartwychwstaniu świata" poruszyłaś bardzo trudny temat: jak zacząć nowe życie w momencie osobistego kryzysu. Czy świat jest według Ciebie tak brutalny i przytłaczający jak w tym tekście?

- Wydaje mi się, że świat może być taki brutalny. Główny bohater pozwolił sobie w życiu na sytuację zbyt wygodną, zbyt bezpieczną, więc kiedy chce zacząć nowe życie - nie potrafi tego zrobić. Życie jest dla niego bardzo agresywne i taka perspektywa mnie najbardziej interesowała, która jest chyba dosyć bliska Houellebecqa, który pokazuje takie sytuacje w bardzo ciekawych obrazach - zsunięcia się postaci. Nis-Momme Stockmann uruchamia to w zupełnie innym języku i pejzażu, ale wewnętrzna droga bohatera bliska jest "Mapie i terytorium" Houellebecqa, czy "Siódmego kontynentu" Hanekego - filmu trochę zapomnianego, ale dla mnie bardzo ważnego - nawet bardziej niż jego ostatnie produkcje.

Jak czujesz się na Boskiej Komedii obok Krystian Lupy, Krzysztofa Warlikowskiego, Mai Kleczewskiej, Moniki Strzępki, Piotra Cieplaka?

- Do tej pory uczestniczyłam w Boskiej Komedii jako widz. Uważam, że jest to jeden z najlepszych festiwali teatralnych w Polsce. A teraz, kiedy mogę w nim brać udział, pokazując swoje spektakle, to przeżycie jest jeszcze intensywniejsze, dlatego że można rozmawiać z innymi twórcami - dramaturdzy wymieniają się tekstami. Oprócz tego wciąż mogę oglądać festiwalowe przedstawienia. W ramach konkursu mam swoich faworytów: "Burza" w reżyserii Mai Kleczewskiej i "Iwona, księżniczka Burgunda" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. Po takich spektaklach faktycznie mogę podziękować aktorom i mam poczucie, że biorę udział w czymś niezwykłym i ważnym. To jest bezcenne.

Kto był Twoim mistrzem w szkole teatralnej?

- Na I roku reżyserii miałam zajęcia z Janem Peszkiem i z Krystianem Lupą - to są dwie osobowości, które pracują bardzo ideologicznie i zetknięcie z takimi ludźmi jest dla mnie czymś ogromnie ważnym. Ich spektakle i aktorstwo są dla mnie czymś znaczącym, ale nie mogę powiedzieć, że jakaś jedna osoba jest moim mistrzem.

A jest jakiś spektakl, który wpłynął na Ciebie i Twoją pracę?

- Tak, takim spektaklem jest "Emilia Galotti" z Deutsches Theater w Berlinie.

Kim jest dla ciebie aktor?

- Aktor jest dla mnie partnerem i kimś, z kim chcę się spotkać. Aktorzy mają często swoje sposoby na bycie na scenie - mnie interesuje przekraczanie ich i żeby sprawa, którą ja przynoszę w pracy, stała się wspólna. Jeżeli nie jesteśmy zespołem, który próbuje osiągnąć ten sam cel, to nie ma możliwości, żeby powstało dobre przedstawienie.

A jak ci się pracowało z tak doświadczonym zespołem Starego Teatru: Romanem Gancarczykiem, Ewą Kolasińską?

- Wejście do Teatru Starego to bardzo trudna sytuacja, tym bardziej, że moja praca trafiła na czas tuż przed zmianą dyrekcji. Praca z Gancarczykiem czy Ewą Kolasińską to niesamowita przygoda teatralna, bo to wielcy aktorzy, którzy bardzo szybko rozumieją i pozostaje tylko znalezienie sposobu, jak coś uruchomić.

Niezwykłym doświadczeniem dla mnie było spotkanie z Romanem Gancarczykiem, który uczy reżysera i pozwala sobie na szukanie nowych rzeczy. Dużo pracowaliśmy nad jego scenami dwójkowymi. Szukaliśmy wspólnego języka i te próby wspominam najmilej, także dlatego, że miałam w zespole Julkę Wyszyńską i Kasię Zawadzką, z którymi już jakiś czas pracuję.

Często mówi się o kryzysie kultury w Polsce, w dużej mierze wynikający z decyzji politycznych... W jakiej kondycji jest polski teatr?

- Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, kiedy nie ma pieniędzy na produkcje i powstaje ich coraz mniej, kiedy festiwale mają coraz uboższe programy ze względu na finanse. Ale z drugiej strony, jeżeli ktoś chce robić teatr, to będzie go robił - kiedy przez długi czas nie miałam pracy, to z Julką Wyszyńską zrobiłyśmy monodram, który jak się okazało wygrał kilka konkursów i do tej pory jest grany. Myślę, że ten kryzys czasem może być stymulujący.

Jakie są twoje plany po "Amatorkach" w Gdańsku?

- Z "Amatorek" jesteśmy bardzo zadowoleni. Bardzo zapraszam! Teraz na marzec planujemy coś na dzień kobiet w Wałbrzychu, a potem dosyć duża produkcja w Bydgoszczy - Molier, który będzie przepisywany przez Michała Buszewicza.

Masz jakiś tekst, który marzy ci się wyreżyserować?

- Mam taki tekst, ale jeżeli pozwolisz, na razie wolałabym zachować go dla siebie.

Bardzo dziękuję i życzę powodzenia!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji