Artykuły

Raduszyńska nadaje z Sofii: Syndrom Andersena I

Duński Hans Christian pisał genialne baśnie, znane dziś na całym świecie. A jego dramaty i powieści ponoć ledwo znają sami Duńczycy. Jeszcze za życia bardzo się to Hansowi Christianowi nie podobało. Chciał być zapamiętany jako poważny autor, a nie jakiś tam bajkopisarz. A my właśnie za to bajkopisarstwo kochamy Jego - pisze Katarzyna Raduszyńska.

Bułgarscy twórcy chcą być poważni i poważani. Traktowanie serio teatru mają wpisane w krwioobieg. Między 14 a 18 listopada odbył się w Sofii Festiwal Teatrów Niezależnych. Uczęszczałam na te przedstawienia ze słabnącym entuzjazmem. Nie dość, że listopad, zimno i ciemno, to propozycje niezależnych artystów przybijały mnie gwoździem powagi do trumny, złożonej w ofierze na stosie sztuki. Jednego ze spektakli nie zapomnę długo. Tytuł "Alkohol", wymawiany " ałkohoł" , to słowo padało ze sceny wielokrotnie w różnych intonacjach. Otóż mamy na scenie łóżko i walizkę pełną butelek wódki. Na łóżku siada Mężczyzna, poeta, alkoholik. Przez dwie godziny nie powie nic. Za to przez dwie godziny będzie mówić, głównie do mikrofonu, jego pochorowana ałkohołem Dusza. Postawna kobieta, którą znam już z innego niezależnego show, o samotności w sieci i samobójstwach, popełnianych w związku z ową samotnością. Tu opowiada o cierpieniu, o pułapce alkoholizmu, wyrzeka, męczy się, zadaje pytania, sama na nie odpowiada, wszystko to ilustrowane jest projekcjami, na których poeta popija wódeczkę prosto z lodówki i chodzi po parku. Tekst jest zupełnie niezły, aktorka nie jest zła, jest nawet bardzo ciekawa, Ale.. Mężczyzna wnosi na scenę dzbanek z kompotem, jak myślę i kładzie się na łóżku. Dusza kładzie mu na brzuchu białą tkaninę i wylewa z dzbanka wprost na ten brzuch/tkaninę ogromną, krowią wątrobę.

Oglądamy zmacerowany przez ałkohoł organ, ja czuję się jak studentka medycyny i czekam na koniec, bo co się jeszcze może wydarzyć po okazaniu wątroby? Otóż całkiem sporo. Wątroba zostaje zawinięta w białą tkaninę i położona obok, Dusza mówi dalej, trzykrotnie schodzi ze sceny, dając mi nadzieję, że może już nie wróci, ale wciąż ma coś do powiedzenia, nie może skończyć, musimy zostać poinformowani do końca o zgubnych skutkach picia, jest coraz bardziej patetycznie, muzyka robi się anielsko-sentymentalna. Nareszcie schodzą ze sceny oboje, ale żebyśmy nie wracali zbyt prędko do hałaśliwego świata, zostawiają nas sam na sam z projekcją kolorowej Papugi oraz z Muzyką. Trwa to jakieś trzy minuty. Koniec. Jestem zmacerowana wątrobą, ilością informacji i groźbą wiecznego potępienia z powodu popijania. Jestem wściekła, zgwałcona wątrobą, pokonana. Miało być mądrze, a wyszło pompatycznie, nadęcie, nudziarsko i o wiele za długo. Artystka wychodząc do ukłonów, kłania się przeciągle, świadoma siły swojego przekazu, wie, że zrobiła rzecz ważną, prospołeczną, poważną i mocną!(wątroba krowia). Widzowie umawiają się na pójście do baru na drinka, idą wszyscy razem. Ja odmawiam pójścia na winko, bo nie mieszkam w kierunku baru i jadę do domu tramwajem, pytając samą siebie, czy mam w lodówce jakiś ałkohoł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji