Artykuły

Wielkie "Hallo" na jubileusz

"Hallo Szpicbródka..." - teatralna wersja kultowego filmu muzycznego lat siedemdziesiątych ma uświetnić obchody jubileuszu jednej z najważniejszych scen komediowych w kraju - Teatru Syrena. Reżyserii podjął się specjalizujący się w spektaklach muzycznych WOJCIECH KOŚCIELNIAK, wcześniej związany z m.in. z Teatrem Muzycznym w Gdyni i wrocławskim Capitolem.

Michał Smolis: Obsada musicalu "Hallo Szpicbródka..." została wyłoniona w ogromnej mierze z castingu. Przesłuchał Pan kilkaset osób. Jakim kryterium kierował się Pan przy wyborze wykonawców?

WOJCIECH KOŚCIELNIAK: Szukałem ludzi, którzy najbardziej pasują do mojego wyobrażenia o danej roli. Zaufałem pierwszemu wrażeniu, ocenie osobowości. Oczywiście, potem sprawdzałem umiejętności wokalne i aktorskie. A żaden aktor nie posiada ich raz na zawsze. Popularność nazwiska nie była dla mnie ważna.

Kim są wykonawczynie głównych ról: Anity i Very Patroni?

- Justyna Woźniak, która zagra Verę Patroni (wymiennie z aktorką Teatru Syrena Martą Walesiak), studiowała na wydziale aktorskim we Wrocławiu, gdzie prowadziłem zajęcia. Anna Terpiłowska, która wystąpi jako Anita, zagrała wcześniej jedną z głównych ról w "Ziemi obiecanej" w Teatrze im. Słowackiego w mojej reżyserii. A w tym roku wzięła udział w przygotowanym przeze mnie koncercie galowym 33 Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Zaśpiewała fantastycznie "Starych ludzi Brela". Obie są wszechstronnymi aktorkami, mają ogromne możliwości. Przynajmniej połowę osób z tych, które wzięły udział w castingu znałem już wcześniej. Ale to nie pamięć, ale aktualna dyspozycja zadecydowała o wyborze do tego przedstawienia.

Muzykę do spektaklu pisze Marcin Steczkowski. Zrezygnuje Pan z tej, która została napisana na potrzeby filmu?

- W żadnym wypadku! Marcin przygotuje nowe aranżacje starych piosenek. Razem będziemy pracować po raz pierwszy. Do tej pory znałem tylko jego nagrania. Dobra komunikacja jest podstawą współpracy, a my porozumieliśmy się od razu przy pierwszej rozmowie. Nie chcę, żeby muzyka w przedstawieniu kojarzyła się z brzmieniami idealnie zestrojonej orkiestry, grającej bezbłędnie i absolutnie czysto. Spróbuję od tego uciec, żeby zbudować "podrzędność" teatrzyku Freda Kampinosa. Szukam wzruszeń w aranżacjach pozornie o wiele bardziej topornych. W ten sposób staram się zwrócić uwagę na biedę, umowność i fakt, że tę muzykę wykonują żywi ludzie. Kojarzy mi się ona z brzmieniami Kurta Weilla, Toma Waitsa czy Nino Roty, ale przeniesionymi na polski grunt. Też czasami odwołujemy się do muzyki plebejskiej. Na pewno nie myślę o jazzie czy o melodyjnych dźwiękach z Moulin Rouge. To już było.

Musical to nie tylko śpiew, ale również taniec. Jaką choreografią zaskoczy Pan publiczność?

- Akcja "Hallo Szpicbródka..." toczy się w dwudziestoleciu międzywojennym, ale film został nakręcony w latach siedemdziesiątych. Układy choreograficzne w filmie nawiązują więc także do tego drugiego okresu, który w tej chwili postrzegamy jako tandetę, ale w chwili jego powstania to wcale nie było oczywiste. W filmie wystąpili wspaniali aktorzy i wtedy odnieśli sukces. Dzisiaj ogląda się ten film inaczej. Czas zrobił swoje i obnażył tekturowość "gierkowskiej" estetyki, ale pozostał urok tęsknoty za wielkim światem.

Woli Pan nawiązać do okresu dwudziestolecia międzywojennego...

- Chciałbym w przedstawieniu dodać moje spojrzenie na ów czarnobiały czas; przede wszystkim na kino tamtego okresu i jego gatunki: melodramat, horror, komedie slapstickowe. Jeżeli zachowamy akcję w okresie międzywojennym, sceniczny świat będzie bazować na tej estetyce. Ale nie tylko. Będziemy próbować wprowadzić stylistykę, która dopiero się rodziła. Na przykład "pole dance", czyli taniec na rurze, który zaproponuje Fred Kampinos jako dyrektor w swoim teatrze. To jest bardzo trudna forma taneczna, która nie ma nic wspólnego z potocznymi i jednoznacznie erotycznymi skojarzeniami na temat "tańca na rurze".

Fred Kampinos, tytułowy Szpicbródka, dżentelmen włamywacz, wydaje się postacią kompletnie nie z naszej epoki.

- Kampinos jest dla mnie ciekawy, ponieważ funkcjonuje na styku dwóch światów: dobra i zła. Z jednej strony Fred jest złodziejem, przestępcą, który rabuje banki; a z drugiej - ma wielkie serce, naprawdę kocha Anitę i gotów jest dla niej wiele zaryzykować. Najciekawsze jest przy tej postaci nasze społeczne przyzwolenie na przestępstwo. Przecież przymykamy oczy. Trzeba nie dać złapać się za rękę, bo świat nie jest sprawiedliwy. Jeżeli sam sobie nie poradzisz - przepadniesz. To wynika z takiego rodzaju myślenia. Inni bohaterowie są też ludźmi z pogranicza: albo już wstąpili na drogę przestępstwa, jak Borys; albo wahają się, w którą stronę pójść, jak Anita...

Czy istotne jest dla Pana, że nad nowym przedstawieniem pracuje Pan właśnie w Teatrze Syrena?

- Historia tego miejsca istnieje dla mnie przez nazwiska aktorów, którzy tutaj występowali. Nie udaję, że będę korespondować z przeszłością, tylko dlatego, że przygotowuję przedstawienie na jubileusz. Myślę, że najlepszym hołdem dla osób, które tu występowały będzie wyreżyserowanie dobrego przedstawienia. Najlepszego, jakie potrafię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji