Agata Buzek
8 kwietnia w warszawskiej Fabryce Trzciny polska prapremiera "Sallingera" Koltesa.
Nasza premiera. Naszej Arterii! To nie zbieżność nazwisk, dramat nawiązuje do twórczości amerykańskiego pisarza JD Salingera, ale więcej nie zdradzę. Opowiem za to o nas: Przestrzeń Wymiany Działań Arteria - założyliśmy ją we czworo, z Anną Gajewską, Kacprem Kuszewskim i Michałem Sieczkowskim. Nie tylko się przyjaźnimy, mamy też wspólną drogę i wspólne poszukiwania. Stąd Arteria, którą teraz razem chcemy się poruszać.
W teatrze chodzi nam o to, co chcemy przekazać, "jak" jest sprawą drugorzędną. Nie robiliśmy klasycznych prób stolikowych. Raczej wyciągaliśmy kawałek tekstu, żeby o nim dyskutować. Interesował nas temat sztuki, a nie tylko postaci do zagrania. Musieliśmy sobie powiedzieć, po co to robimy. Jak najmniej techniki, wiedzy, konkretnych odpowiedzi i wytycznych. To pozwala zachować czujność.
Chciałabym, żeby po premierze dyskusje skupiały się nie na tym, czy scenografia była spójna z kostiumami, ale na temacie. Nie damy jednoznacznych odpowiedzi, chcemy coś "rozgrzebać". Ten spektakl jest pewnie momentami mocny i trudny, ale mam nadzieję,że poruszy nawet tych, którym trudno się otworzyć. Ale pracując staram się nie myśleć o efekcie (choć to trudne), nie traktuję siebie jak coca-coli, która ma się jak najlepiej sprzedać. "Salinger" to pierwsza rzecz, którą robię - wszyscy robimy - do końca "od siebie". To znaczy od momentu znalezienia tekstu, przez kolejne etapy - podpisywania faktur, załatwienia numeru NIP, chodzenia po wypis do Krajowego Rejestru Sądownictwa, bycia księgową, kierowcą, sekretarką i centralą telefoniczną. Co w efekcie daje pracę do pierwszej, drugiej w nocy.
W system naszej pracy nad spektaklem wpisane jest to, że staramy się jak najmniej nazywać. Myślę, że świadomie Michał (reżyser spektaklu) zostawia nas z bałaganem w głowie, pewną niełatwością i niejasnością wszystkiego. Michał nie mówi, jaka jest postać, jaką konkretną intencję ma w danym zdaniu. Wie, że jeśli powie: "zagraj zdziwienie", to ja będę je "grała". To tak, jak w życiu - nie jesteśmy przecież w stanie określić siebie jednym zdaniem, znaleźć jednego, prostego powodu naszych działań. I to wszystko mamy w głowie, nawet jeśli w danej chwili na pierwszy plan wysuwa się strach przed wizytą u dentysty.
Gdybym jednak miała spróbować opowiedzieć o Carole, którą gram... myślę, że jest ona kobietą nieświadomie mądrą, chociaż wydaje jej się, że niewiele rozumie; kobietą, która ma w sobie jakąś intuicyjną przenikliwość, często jest w stanie rozumieć o wiele więcej, niż ludzie, którzy przeczytali mnóstwo książek i mówią siedmioma językami.
Dla aktora znalezienie granicy między sobą a postacią bywa trudne. Gdy ludzie przynoszą do domu papiery z biura, te papiery są jednak na zewnątrz. Moja praca siedzi we mnie i to jest czasem trudne. Ale to ja tym kieruję i nadaję temu właściwe proporcje. Czasem prowadzę samochód jako Carole, szukam jej w tym, jak mam ustawiony fotel i w tym, że jeżdżę z torebką na kolanach i że patrzę na Warszawę tak, jakbym tu była pierwszy raz. Jednak to ja wyznaczam, ile czasu jej daję. Potem przychodzę do domu, robię sobie herbatę i oglądam coś w telewizji albo przynajmniej próbuję...
Ja na pewno nie zrezygnuję z filmów. Nie byłabym w stanie podjąć decyzji, że zajmuję się tylko teatrem. Praca w filmie daje mi mnóstwo energii i jest mi bardzo potrzebna. Nie zarzekam się też, że nie chcę brać udziału w przedsięwzięciach teatru instytucjonalnego, ale Arteria to w tej chwili moja droga. Teatr instytucjonalny był dla mnie trudny, mimo stałości, bezpieczeństwa i pewnej regularności pracy. Ciężko było mi być na tyle niezależną, na ile teraz tego potrzebuję. Nie mam na razie pomysłu jak uciec przed tą machiną pracy. Mamy zajęte kolejne niedziele. Wiemy, że długo tak nie pociągniemy, śmiejemy się, że zaraz będziemy w psychiatryku. Zamkną nas w czwórkę, bo w czwórkę możemy się dobrze zrozumieć...
Tak, może mam potrzebę udowodnienia sobie i innym, że mogę sama o sobie stanowić i że to ja kieruję swoim życiem zawodowym, wykonując swoją pracę najlepiej jak potrafię. Ania, Kacper i Michał mieli podobną potrzebę, więc podjęliśmy wyzwanie stworzenia czegoś od podstaw i wzięcia za to odpowiedzialności. Może, jeśli nam się uda, damy również innym siłę na podjęcie takiego ryzyka.