Artykuły

Zegadłowiczowskie rockowisko

Tego jeszcze nie było! Grupa rockowa w szacownym Teatrze Polskim w Poznaniu! Dyrektor Grzegorz Mrówczyński jako pierwszy w kraju zaryzykował i zaprosił grupę Lombard do wzięcia udziału w reżyserowanym przez siebie przedstawieniu "Łyżki i księżyc" Emila Zegadłowicza. Na długo przed premierą niektórzy twierdzili, że od nadmiaru decybeli zawali się 200-letni gmach teatru, że konieczni będą bramkarze, bo tłumy zaczną forsować przed każdym spektaklem drzwi budynku. Jak na razie teatr stoi a o bilety rzeczywiście trudno. Co starsi widzowie wybierając się na premierę przypuszczali, że ogłuchną od hałasu i nie dotrwają do końca dwugodzinnego przedstawienia. Tymczasem nic z tych rzeczy! Muzyka, którą skomponował Grzegorz Stróżniak ściśle przylega do tego, co dzieje się na scenie.

Przed wojną w 1928 roku po raz pierwszy wystawiono "Łyżki i Księżyc" w poznańskim Teatrze Nowym. Reżyser spektaklu Edmund Wierciński zaangażował wówczas zespół jazzbandowy, który w tamtych latach wzbudzał zapewne podobny entuzjazm na widowni, co obecnie zespoły rockowe. Bez przesady można powiedzieć, że każdy utwór i każda piosenka z "Łyżek" może stać się przebojem. I kto wie, czy nim nie będzie, tym bardziej, że zapowiadane jest wydanie kasety z nagraniami. Starsi widzowie z pewnością nie orientują się, że Lombard jest jedną z naszych najlepszych grup rockowych. Świadczy o tym chociażby powodzenie "Szklanej pogody" czy przyznanie Złotej Płyty za longplay "Śmierć w dyskotece" oraz liczne - z sukcesem - występy za granicą.

A więc sukces, ale nie tylko Lombardu jak chcą niektórzy! Nie tylko sukces kasowy! To zegadłowiczowskie rockowisko jest zwycięstwem zarówno reżysera Grzegorza Mrówczyńskiego, jak i całego zespołu Teatru Polskiego.

"Łyżki i księżyc" to sztuka mało znana i rzadko grywana. Po wojnie wystawiły ją teatry w Szczecinie i Elblągu, a w 1957 roku wydało drukiem Wydawnictwo Poznańskie. Reżyser dokonał adaptacji tekstu prawie zapomnianego, w swym pierwotnym kształcie przegadanego i rozwlekłego a w dodatku napisanego gwarą beskidzką. Tekst ten zawiera jednak sporo pomysłów i... pustych miejsc, które - jak twierdzi Józef Ratajczak - autor specjalnie zostawił, aby je uzupełnić songami. Rzeczywiście, songi napisane przez Ratajczaka pasują do atmosfery sztuki i jej treści.

Zegadłowicz pisząc "Łyżki i księżyc" wiele zapożyczył, m.in. z "Fausta" Goethego, "Marchołta" Kasprowicza czy wreszcie z "Przygód Sowizdrzała" K. de Costera oraz "Wesela" Wyspiańskiego. Skarykaturował w tej sztuce społeczeństwo polskie a w osobach ministrów nielubianych przez siebie: Irzykowskiego, Kołaczkowskiego i Przesmyckiego-Miriama. "Łyżki i księżyc" nie stanowią jednak recepty na uzdrowienie stosunków społecznych. Są baśniowym żartem dla dorosłych, napisanym w formie groteski. Są też satyrą na ówczesne społeczeństwo i rząd. Nie brakuje w sztuce humoru i ironii, co znakomicie wyzyskał Grzegorz Mrówczyński, jeszcze bardziej uwypuklając swoimi pomysłami inscenizacyjnymi, na przykład bezmyślne rządy króla Mamerta i jego ministrów nieskorych do zajmowania się sprawami państwa. Po zdetronizowanym Mamercie panuje król-błazen, który w swoim mniemaniu nareszcie stał się dzięki posiadanej władzy prawdziwym błaznem. Następnie ster rządów przejmuje despotyczny król złoczyńców.

Groteskowość tych postaci podkręcona jest nie tylko grą aktorów ale i kostiumami. Autorem scenografii jest Henryk Regimowicz. Projektując kostium dla króla Mamerta odwołał się do wyobraźni dziecka, bo ono najlepiej wie, Jak powinien wyglądać król. A więc: płaszcz sobolowy, korona, berło i jabłko, którym się od czasu do czasu bawi, kulając niczym piłkę po podłodze. Natomiast król złoczyńców i jego banda to współcześni punkowie z podgolonymi głowami, z łańcuchami w rękach i w czarnych skórzanych kurtkach nabijanych ćwiekami. Kostiumy reszty aktorów są także współczesne, podpatrzone na ulicy: tu i ówdzie getry na nogach i barwne, bawełniana koszulki. Ten kolorowy tłum w I akcie pod wpływem słów - poety-wędrowca obala króla Mamerta i przyklaskuje każdemu następnemu władcy, który potrafi nakarmić lud. Zegadłowicz kpi sobie z każdego kolejnego króla a kiedy już konflikty dochodzą do punktu kulminacyjnego, wpada na pomysł, aby całe to towarzystwo uśpić. I tu jawi się widzom scena jakby żywcem wzięta z "Wesela" Wyspiańskiego: tłum niczym chochoły porusza się wolno, automatycznie, w rytm tańca. Zauważyć można niezwykłe jak na ten młody zespół zgranie. Choreografia to zasługa Zofii Rudnickiej. Zespół roztańczono i rozśpiewano. Jest to typowe przedstawienie zespołowe, tchnące humorem, werwą i energią. I wszystko właściwie jest w tym spektaklu na wysokim poziomie: i muzyka, i aktorstwo, i taniec, i scenografia. Całość ma dobre tempo i podana jest przez aktorów i grupę Lombard z entuzjazmem.

Resume: poznańskie przedstawienie to przykład na to, że można zrobić dobry teatr, biorąc na warsztat nie najlepszy literacko tekst.

P.S. Łyżki i księżyc to także kolejna premiera, którą Grzegorz Mrówczyński, dyrektor artystyczny Teatru Polskiego, chce udowodnić konsekwentne zainteresowanie regionem Wielkopolski. Często w wywiadach prasowych podkreślał, że jego celem jest przypomnienie tradycji teatralnej Poznania. Z tych powodów pokazał m.in. "Zakładnika" Claudela, sztukę opublikowaną po raz pierwszy w 1920 w poznańskim "Zdroju". Z tych też powodów sięgnął po Zegadłowicza, który mieszkał dość długo w Poznaniu, bo od 1927 do 1932 roku. (W tych latach był kierownikiem literackim Teatr Polskiego, doradcą księgarni św. Wojciecha, dyrektorem programowym rozgłośni poznańskiej a także redaktorem czasopisma "Tęcza" i "Świat kulis").

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji