Artykuły

Teatr bez ziewania

Adam Hanuszkiewicz stworzył teatr "zmysłowy, energetyczny, który często nie dawał zasnąć w nocy". Na własnym pogrzebie chciał usłyszeć dwa zdania: "Umarł Hanuszkiewicz. Będzie nudno w teatrze''.

Za życia nudno z nim nie było. Jednych zachwycał, innych oburzał. Balladynę posadził na motorze, a Kordiana ubrał w adidasy. Ale tekstu literackiego nie przerabiał. W wieku 87 lat zmarł w Warszawie Adam Hanuszkiewicz.

Samouk ze Lwowa

Pochodził ze Lwowa, gdzie jego rodzice prowadzili sklep. Gdy do miasta ponownie wkroczyły wojska sowieckie, ojciec zabrał rodzinę pod Rzeszów. Za namową krewnych Adam wstąpił do zespołu teatralnego Wojska Polskiego. "Wujek muzyk mówił mi: pójdziesz pod Berlin, zabiją cię, wojna i tak jest wygrana. Tutaj otwierają teatr przy II Armii, zgłoś się, będziesz za frontem grał, nie na pierwszej linii. Pamiętaj, masz już żonę i dziecko" - opowiadał w jednym z wywiadów.

Zaczynał w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, potem grał w Jeleniej Górze, Krakowie, Warszawie, Poznaniu. Nie ukończył żadnej szkoły aktorskiej. Egzamin zdał w 1946 r. przed komisją, w której zasiadały teatralne sławy, m.in. Leon Schiller i Aleksander Zelwerowicz. Pięć lat później debiutował jako reżyser, wystawiając "Niespokojną starość", socrealistyczną sztukę Leonida Rachmanowa. Niespecjalnie się tego wstydził: "(...) to była jedyna moja szansa na reżyserię. Jestem samoukiem" - mówił po latach.

Na szczęście był to koniec jego przygody z radzieckimi sztukami. Nie zapisał się też do partii. Od 1955 roku zaangażował się w tworzenie Teatru Telewizji. Zaczął

od "Złotego lisa" Jerzego Andrzejewskiego, a w latach 1957-1963 był naczelnym reżyserem teatru na szklanym ekranie. "Teatr Telewizji wtedy to był absolutnie wolny teren - wspominał w rozmowie z Romanem Pawłowskim. - Był przełom lat 50. i 60. Robiliśmy Prousta, Twaina, Krasińskiego, Mrożka, Słowackiego, Norwida. Wprowadziłem do telewizji Hłaskę, Iredyńskiego, Różewicza "Naszą małą stabilizację".

Zrezygnował z Teatru Telewizji, bo "znudziła go ta zabawa". "W sztuce nie wolno robić tego, co się umie" - mawiał. Ciągle był natomiast reżyserem i dyrektorem Teatru Powszechnego. Funkcję tę pełnił od 1956 roku.

Balladyna na motorze

Stanowisko dyrektora Teatru Narodowego otrzymał po usunięciu z niego w 1968 r. Kazimierza Dejmka, którego inscenizację "Dziadów" uznano za antyradziecką. Wyrzucenie Dejmka Hanuszkiewicz uważał za świństwo, a jednak do objęcia nowej funkcji dał się przekonać, za co niektórzy przypięli mu łatkę kolaboranta. On jednak całą energię poświęcił wówczas klasyce polskiego dramatu, wystawiając m.in. niemal cały kanon romantycznych sztuk.

Nie wszystkie jego realizacje spotkały się z aprobatą. Wielu recenzentów nie zostawiło suchej nitki na "Balladynie", w której bohaterów posadził na motory, a bitwę gnieźnieńską rozegrał z użyciem mechanicznych zabawek. Jednak Hanuszkiewicz uważał - za Mickiewiczem - że jedyna szansa dla klasyki to przetłumaczyć ją na język swojej epoki. Reżyser czynił to w sposób mocno dyskusyjny, ale trzeba przyznać, że budził emocje.

Na początku lat 80. wstąpił do "Solidarności". Kierowany przez niego teatr stał się wówczas miejscem politycznych manifestacji, takich jak przemarsz aktorów pod pomnik Nieznanego Żołnierza. Miało to miejsce 11 listopada 1981 r., po spektaklu "O poprawie Rzeczypospolitej". W stanie wojennym, wraz z większością zespołu Teatru Narodowego, włączył się do bojkotu telewizji. Z funkcji dyrektora został zdjęty z początkiem 1983 r.

Po stanie wojennym ciągle pracował, ale - jak mówi Jan Englert - został zepchnięty na boczny tor. Szefował Teatrowi Nowemu w Warszawie, w którym zmagał się z problemami finansowymi. Obok "Kordiana" czy sztuk Strindberga wystawiał w nim rewię piosenek kabaretowych i spektakle dla dzieci. "Muszę grać bajki, żeby przeżyć. Czy pan wie, że musiałem zwolnić 150 osób? Mam 300 tys. długu, bo prywatny właściciel budynku, w którym mieści się teatr, podniósł czynsz. Wszystkie teatry w Polsce żyją z dzieci. Nikt się teatrem nie interesuje poza mną i panem, i paroma jeszcze osobami" - wyznawał z goryczą Romanowi Pawłowskiemu.

Nie miał jednak poczucia klęski. Twierdził, że stworzył teatr "zmysłowy, energetyczny, który często nie dawał zasnąć w nocy". Ci, którzy zjeżdżali pociągami do Warszawy, by zobaczyć Mickiewicza, Słowackiego czy Norwida w jego inscenizacjach, z pewnością to potwierdzą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji