Artykuły

Wielka duchem i talentem

Aktorzy, przyjaciele, publiczność benefisu Haliny Łabonarskiej, który odbył się w Piwnicy Duchowej Karmelitów Bosych w Poznaniu, doświadczyli tego wieczoru czegoś wyjątkowego. Byli świadkami i zarazem uczestnikami pewnej wspólnoty, która tworzy się, gromadzi wokół najszlachetniejszych wartości: prawdy, dobra i piękna - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Niepowtarzalny klimat łączności duchowej publiczności ze sceną, czyli z Haliną Łabonarską, jest przykładem, z jaką mocą oddziałuje na publiczność zagospodarowana przez tę wybitną aktorkę przestrzeń duchowa. To pokazuje także, jak wielka tęsknota tkwi w nas za wzbogacaniem naszego życia wewnętrznego.

Ten piękny, wyjątkowy wieczór, z ogromnym taktem, kulturą i wysoce inteligentnym poczuciem humoru, doskonale prowadzony przez Przemysława Basińskiego, twórcę i dyrektora wielkiego przedsięwzięcia religijno-intelektualnego, jakim jest Verba Sacra, pokazał drogę rozwoju artystycznego i duchowego Haliny Łabonarskiej. Benefis został zorganizowany właśnie w ramach Verba Sacra, teatru wielkiego polskiego słowa, przez Przemysława Basińskiego, niestrudzenie przeciwstawiającego się karleniu i zniekształcaniu języka ojczystego.

Gdy przestrzeń dzieli

Tę refleksję o najwybitniejszej obecnie polskiej aktorce można ująć w kilku punktach, które odzwierciedlają kolejne etapy życia Haliny Łabonarskiej. O tym, skąd przychodzi, z jakiej rodziny się wywodzi, mówiła sama benefisantka, wychowana wraz z dwoma braćmi przez matkę wdowę, która po bardzo wczesnej śmierci męża nigdy powtórnie nie wyszła za mąż.

Wybór teatru na życie zawodowe to wybór świadomy i chciany. Aktorka współpracowała z największymi reżyserami i aktorami. Tak o tym mówi: - Niezależnie od postaw życiowych, różnic światopoglądowych czerpałam z ich doświadczenia, umiejętności artystycznych. Nigdy nie rezygnowałam z tego, żeby uczyć się od lepszych. To jest warunkiem rozwoju własnego kunsztu artystycznego. Z niektórymi tak się stało, że urywały się nasze kontakty. Bo ta przestrzeń międzyludzka tak się poszerzała i oddalała, że przebywanie razem okazywało się już niemożliwe. I wtedy utwierdzałam się w tym, że wybrałam właściwą drogę. Swoją drogę.

Na tej drodze w pewnym momencie pojawiło się Radio Maryja. - Tak się zdarzyło - mówi Halina Łabonarska - że nagle w moim życiu stało się coś bardzo ważnego. Spotkałam rodzinę, wielką rodzinę, gdzie wszyscy są jednego ducha. I to jest Rodzina Radia Maryja. I niedługo będzie 17 lat, jak w tej rodzinie trwam.

Przyjaciele

Aktorka wielką wagę przywiązuje do prawdziwej przyjaźni. Toteż na sali znalazło się wielu przyjaciół, ludzi jej życzliwych. Niektórzy poproszeni do mikrofonu dzielili się swoimi refleksjami. Współpracujący z aktorką o. Waldemar Gonczaruk, redemptorysta, z którym Halina Łabonarska stworzyła w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu "Laboratorium słowa", wzorujące się na niegdysiejszym Teatrze Rapsodycznym - wygłosił przepiękną laudację. Ojciec Waldemar Gonczaruk pokazał Halinę Łabonarską z kilku stron, nie tylko jako wybitną aktorkę i znakomitego pedagoga, wspaniale komunikującego się ze studentami, ale też jako człowieka. Człowieka prawego, uczynnego, życzliwego ludziom, dzielącego się swoim nadzwyczajnym talentem z innymi.

Sama zaś aktorka, przedstawiając znajdujących się na sali swoich przyjaciół, powiedziała: - Moi przyjaciele, których spotykałam w ważnych momentach mojego życia, tak się dziwnie składało, że nazywali się Kowalscy: Alusia, Jan, Wiesia, Andrzej, Tereska, Darek. I oczywiście ich dzieci. A wszystkich nas połączyła największa Kowalska, święta Faustyna, wielka przyjaciółka nie tylko moja, ale wszystkich Kowalskich; metaforycznie rzecz ujmując: wszystkich Polaków.

Ten punkt programu wieczoru aktorka wzbogaciła przeczytaniem fragmentu "Dzienniczka" świętej Faustyny. Patrząc na twarz Haliny Łabonarskiej, można było odnieść wrażenie, że aktorka głęboko zatopiła się w zupełnie innym, niemal transcendentalnym wymiarze, gdzie mowa duszy jest czymś oczywistym. Artystka w taki sposób czytała "Dzienniczek" św. Faustyny, jakby starała się podążać za świętą ślad w ślad, wchodzić do wnętrza jej duszy, do jej myśli, widzieć obrazy, które widzi św. Faustyna, czuć podobnie jak ona. A przy tym wszystkim uderza wielka pokora artystki wobec tekstu, który czyta. To nie tylko mistrzowskie aktorstwo, doskonała znajomość warsztatu artystycznego i wielkie bogactwo środków wyrazu, ale także, a właściwie przede wszystkim, bogactwo duchowe, głęboka wiara, wyznawany system wartości wyprowadzony wprost z Dekalogu. Trudno się dziwić wielkiemu uniesieniu duchowemu i wzruszeniu publiczności.

Poetka trzech wierszy

Nie zabrakło, bo nie mogło przecież zabraknąć, refleksji poświęconej miłości do Ojczyzny; wszak, jak wszystkim wiadomo, Halina Łabonarska jest wielką patriotką, czemu dawała wyraz w czasach "Solidarności", występując z programem poetyckim w Stoczni Gdańskiej, a także współpracując z błogosławionym księdzem Jerzym Popiełuszką. Także dziś okazuje swoje zatroskanie o los Ojczyzny. Bierze udział w marszach będących wołaniem o prawdę i wolność słowa, o media katolickie, w tym Telewizję Trwam, o prawo do życia dla najbardziej bezbronnych itd. W swoim repertuarze ma piękne programy poetyckie, m.in. "Polsko, Ojczyzno moja". Podczas benefisowego wieczoru zaprezentowała wiersz Zygmunta Krasińskiego - można powiedzieć - o proroczym przesłaniu:

Cokolwiek będzie,

cokolwiek się stanie,

Jedno wiem tylko:

sprawiedliwość będzie,

Jedno wiem tylko:

Polska zmartwychwstanie. A z ciekawostek: Halina Łabonarska jako poetka. - Kiedyś chciałam być poetką - mówi aktorka. - W ogóle w życiu napisałam trzy wiersze. O dwóch pierwszych moi synowie powiedzieli: "Mamo, nie pisz więcej". Ale o tym ostatnim, trzecim, który poświęciłam mojej mamie, powiedzieli: "Tak, tak, to jest to" - dodaje. I właśnie ten trzeci wiersz, bardzo piękny, przejmujący, Halina Łabonarska zadedykowała wszystkim matkom. I to był finał tego niezwykłego benefisowego spotkania, bardzo pięknego, mądrego, nasyconego głębią duchową, ale też niepozbawionego wysublimowanego żartu, dobrego, inteligentnego poczucia humoru, czemu perfekcyjnie, wspaniale przewodził sam szef benefisu Przemysław Basiński.

Natomiast przewodniczący Akademickiego Komitetu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego prof. Stanisław Mikołajczak spuentował ów benefis taką oto refleksją, iż szczególnie uderzyły go dwa momenty tego wieczoru. Pierwszy to "matka" ujęta przez Halinę Łabonarską w trójwymiarowym znaczeniu: jako jej matka, jako Matka Boża i jako matka Ojczyzna. A drugi moment: odwaga i umiejętność powiedzenia NIE.

Podziwiam Halinę Łabonarską nie tylko jako aktorkę o bardzo rzadko spotykanym, wielkim talencie na miarę nawet Heleny Modrzejewskiej, ale także jako człowieka, jako kobietę o delikatnej przecież wrażliwości i strukturze psychicznej. Bo jakże ogromną siłę odporności trzeba mieć w sobie, aby w dzisiejszym teatrze i w ogóle kulturze, gdzie dominują postmodernistyczne nurty gloryfikujące nihilizm, ateizm, rozmaite dewiacje, kulturę śmierci, a więc wszystko to, co uprzedmiotawia człowieka, degraduje go i zabija w nim istotę człowieczeństwa - nie zagubić siebie, nie utracić swojej tożsamości. I nie tylko trwać, ale także odważnie i z mocą, konsekwentnie i niestrudzenie budować wokół siebie przestrzeń prawdy i dobra, przekazywać dalej te wartości, aby służyły ludziom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji