Artykuły

Lupa dynamitard

"Miasto snu" w reż. Krystiana Lupy TR Warszawa, Teatru Dramatycznego w Warszawie i Theatre de la Ville w Paryżu. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Na ciężką próbę wystawił Krystian Lupa zwolenników, nieprzekonanych sprowokował do oporu, a wątpliwą satysfakcję dał przeciwnikom, którzy w jego najnowszym przedstawieniu zobaczyli humbug. "Miasto Snu" może straszyć po nocach niezdyscyplinowanym gadulstwem, mającym świadczyć o intelektualnej głębi. Trwa niemal siedem godzin, a daje się streścić w paru zdaniach: ludzie nie są szczęśliwi, nawet zaproszenie do utopijnego Miasta Snu przynosi ostateczny rozkład. Jeśli ktoś chce, może do tego dopisywać artystyczne, ideologiczne i społeczne komentarze, ale nie uchroni to przedstawienia przed zarzutem hojnie rozdawanego banału oraz bełkotliwych dialogów. - To było tu - mówi Kubin. - Tu? - pyta Patera. - Tak, tu. - Nie, to nie było tu. - Tu - powtarza Kubin. - Tu było inne - upiera się Patera. I tak godzinami. Ponieważ w tym tasiemcu występują prawdziwi aktorzy, co pewien czas muszą się zdarzać momenty jaśniejsze (np. spory Dziennikarza i Profesora w wykonaniu Lecha Łotoc-kiego i Władysława Kowalskiego), ale całość odpycha rozdętą ponad potrzeby formą i doprowadzonym do perfekcji nudziarstwem. Sporo tu także aktorskiego kiczu, z rolą Sandry Korzeniak na czele. W trzecim akcie nagły huk budzi publiczność, błysk rozświetla scenę, a po chwili widać uszkodzone dekoracje. W ten sposób Lupa unicestwia stary teatr. Niepostrzeżenie (dla siebie) unicestwia również swój teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji