Żeby nie przedobrzyć
Rozmowa z Rafałem Węgrzyniakiem, konsultantem literackim premiery w Teatrze Polskim
Małgorzata Matuszewska: Na czym polega Pana współpraca z Mikołajem Grabowskim, reżyserem wrocławskiej inscenizacji?
Rafał Węgrzyniak: Starałem się wyjaśniać realia czy relacje między postaciami. Umówiliśmy się, że będę przede wszystkim obrońcą interesów Wyspiańskiego - nie tylko pisarza, ale i inscenizatora. Reżyserzy ignorują bowiem na ogół fakt, że kształt teatralny "Wesela" był dziełem Wyspiańskiego, gdyż pragną za wszelką cenę go zmieniać. Zgodziliśmy się, że należy respektować układ tekstu i zachować podstawowe elementy poetyki "Wesela", zrezygnować choćby z racjonalizowania scen z widmami czy wprowadzania dzisiejszych motywów. Moim zadaniem było więc pilnować, aby w ramach poszukiwania dla "Wesela" współczesnego kształtu scenicznego czy tonu nie doszło do sprzeniewierzenia się Wyspiańskiemu.
W interpretacji Grabowskiego bardzo podoba mi się np. postać Racheli stworzona przez Aleksandrę Popławską, zwłaszcza że śledzę uważnie poczynania tej aktorki, począwszy od debiutu w "Doktorze Faustusie" Grzegorza Jarzyny.
Napisał Pan "Wokół Wesela Stanisława Wyspiańskiego" i "Encyklopedię Wesela". Jak długo zajmuje się Pan tym tematem?
- Obie publikacje to w istocie dwie wersje jednego dzieła. "Weselem" zajmuję się od mniej więcej 20 lat.
Ile "Wesel" Pan obejrzał?
- Nie tak znów wiele, bo dwanaście. Najważniejsze było pierwsze, w reżyserii i scenografii Jerzego Grzegorzewskiego, obejrzane w czerwcu 1977 roku w Starym Teatrze w Krakowie.
Co Pana fascynuje w tej sztuce i w tematach z nią związanych?
- Zarówno w trakcie pierwszej lektury, jak i na krakowskim przedstawieniu uległem magicznej sile "Wesela". Starałem się ją zrozumieć. Zdumiewa mnie też wieloznaczność dramatu Wyspiańskiego, jego podatność na rozmaite interpretacje, zmienianie się wymowy tego utworu w zależności od kontekstu społecznego czy politycznego. W "Encyklopedii" starałem się pokazać, jak "Wesele" wpisało się w dwudziestowieczne dzieje Polaków, poprzez biografie prototypów postaci, realizacje sceniczne czy liczne parafrazy.
Czy jest coś, czego nie wie Pan o "Weselu"?
- Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy Wyspiański zdawał sobie sprawę, jaką reakcję wywoła jego sztuka, na ile świadomie posługiwał się pewnymi środkami, aby wprawić widzów w stan hipnozy, a na końcu wywołać katharsis.
O PREMIERZE WESELA MÓWIĄ:
AGATA SKOWROŃSKA (PANNA MŁODA)
- To moje pierwsze wesele, również prywatnie - mówi. - Na pewno moja Panna Młoda będzie inna niż wszystkie. Pani kostiumolog ubrała mnie w suknię o różnych odcieniach bieli, bardziej malarską, niż ludową.
KRZYSZTOF DRACZ (PAN MŁODY)
- 20 lat temu byłem młodym studentem, zagrałem Kubę. Od tamtego czasu znam prawie cały tekst "Wesela" na pamięć. To było pierwsze spotkanie na scenie z moimi pedagogami, przeżycie porównywalne do uczestniczenia w rozdaniu Oscarów. Trudno mi ocenić, jaką rangę to przedstawienie miało, bo dla mnie było najwspanialsze na świecie. Teraz jestem bardziej świadomym aktorem. Kiedy byłem Kubą, grałem prawie wyłącznie emocjami i sercem, teraz używam więcej rozumu.
PAWEŁ OKOŃSKI (HETMAN)
- 20 lat temu byłem Staszkiem, który znalazł podkowę, i Diabłem. To były moje pierwsze role w zawodowym teatrze. Spektakl reżyserował Igor Przegrodzki, wówczas dziekan w szkole teatralnej. Świetnie się z nim pracowało. Cieszę się z tej klamry czasowej. Pamiętam, że w spektaklu Igora Przegrodzkiego scenografię projektował Michał Jędrzejewski. Chata była bardzo rodzinna. Mój Diabeł był stylizowany na rosyjskiego żołnierza.
TERESA SAWICKA (GOSPODYNI)
- W 1974 roku grałam Marynę i w słynnej realizacji Adama Hanuszkiewicza z obrotową sceną w Teatrze Narodowym. Nie grałam od premiery, zastępowałam inną aktorkę. To było niezwykłe doświadczenie. Byłam wtedy tuż po szkole teatralnej. Trudno się gra w "Weselu", trzeba dbać, żeby rymy nie brzmiały jak śpiewanka, trzymać rytm, pokazać intencje. Teraz zagram Gospodynię w przedstawieniu Mikołaja Grabowskiego, który jest fenomenalnie przygotowany. Zna całe "Wesele" na pamięć, jak ktoś się "sypnie", podpowiada. A ja będę postacią, która pilnuje domowego ogniska, jest ciepła, konkretna, organizuje dom.
EDWIN PETRYKAT (GOSPODARZ)
- To jest moje pierwsze "Wesele". Tuż przed pożarem Teatru Polskiego miałem też grać Gospodarza opowiada. - Myślę, że Mikołaj Grabowski proponuje bardzo ciekawą wersję "Wesela", choć nie "wywraca sztuki do góry nogami". To pewna próba ożywienia tematu Polski i Polaków. Wciąż patrzymy na samych siebie przez wartości narodowościowe, romantyczne - dodaje.
- Ważnym tematem jest rola inteligenta, który szuka miejsca w zwariowanym świecie, między miastowym zagubieniem w fałszu, a często pozorną prostotą wsi. Dla aktorów to największe wyzwanie teatralne. Chcemy tym przedstawieniem zwrócić uwagę wszystkich, którzy decydują o naszym być albo nie być. Gramy w czterdziestoparoosobowym zespole, z piękną scenografią. Jestem też szczęśliwy, że po kilku latach, kiedy nie miałem głównej roli aktorskiej, mam sposobność życia tą rolą.
ANDRZEJ WILK (WERNYHORA)
Kubę w spektaklu Jerzego Golińskiego mówi. - Wówczas byłem młodym aktorem po szkole w Krakowie. Widziałem reżysera w aktorskiej roli w "Kto się boi Wirginii Woolf na Wybrzeżu. Spektaklu Rotbauma nie widziałem, ale o nim słyszałem od kolegów. Jako Kuba miałem osobisty kontakt z Wernyhorą. Teraz sam zagram tę postać, która w pewnym sensie istnieje na równych prawach z weselnikami, jest prawie rzeczywista - opowiada.
JAN KANTY PAWLUŚKIEWICZ (KOMPOZYTOR)
- Muzykę do "Wesela" pisałem pierwszy raz - opowiada kompozytor. - Powstała muzyka oryginalna, bo Mikołaj Grabowski zamówił ją niekonwencjonalnie, bo do postaci: m.in. Wernyhory, Stańczyka. Tak się trochę pisze dla potrzeb filmu - mówi.
- Kiedyś napisałem operę do libretta Wiesława Dymnego "Polski szynkwas żydowski". Wystawiana była w Teatrze STU.