Artykuły

Tragedia Koriolana

Ostatnia premiera Teatru Dramatycznego w Warszawie - "Koriolan" W. Szekspira - wzbudziła duże zainteresowanie publiczności i krytyków jako spektakl o konflikcie władzy. Przedstawiamy dwa, dość różne w ocenie głosy na temat tego przedstawienia.

ZWYKLE OCZEKUJE SIĘ, ŻE każda nowa inscenizacja szekspi­rowska będzie wydarzeniem, któ­re długo będzie się pamiętać. Takim wydarzeniem był "Król Lear" w reżyserii Jerzego Ja­rockiego, z Gustawem Holoub­kiem w roli tytułowej, wysta­wiony w Teatrze Dramatycznym w Warszawie w 1977 roku. Nie­stety, nie jest wydarzeniem, przynajmniej w tej skali, "Ko­riolan" w reżyserii Krzysztofa Kelma - w tymże teatrze, choć bez wątpienia spektakl zasługu­je na uwagę.

"Koriolan" był w różnych okresach różnie interpretowany przez krytyków i historyków teatru uznawano tę tragedię za sztukę, w której Szekspir ukazał polityczny chaos, panujący w państwie oraz przyczyny tego chaosu. Inni krytycy widzieli w "Koriolanie" przede wszystkim przedstawienie ludu jako nie­odpowiedzialnej masy, powszech­nie zaś wiadomo, że Szekspir "tłumu" nie lubił. Kolejni szekspirolodzy wysuwali na plan pierwszy problematykę związa­ną z arystokracją i jej rolę w społeczeństwie, czy też uznawa­li "Koriolana" za tragedię będą­cą rozprawą polityczną na te­mat przywilejów mniejszości i nędzy większości, wolności i niewolnictwa, władzy i chęci zdobycia władzy, pokoju i wojny. Jeszcze inni twierdzili, że trage­dia napisana około roku 1608 jest jedną z ostatnich tragedii Szekspira, w której widoczne jest już ogólne rozgoryczenie dramaturga, jego niechęć wobec, wielu aspektów życia politycznego i społecznego. Czasem też "Koriolan" uważany był za tragedię jednostki: porównywanej go do "Makbeta" czy nawet "Hamleta" pod względem ogólnej wymowy utworu, z tym że "Koriolan" pozbawiony jest elementów nadprzyrodzonych, duchów czy zjaw i dlatego wydaje się surowy i słabszy od największych tragedii Szekspira.

W warszawskim przedstawieniu na pierwszy rzut oka wydaje się, że będziemy mieli do czynienia z jedną z "upolitycznionych" realizacji "Koriolana" bowiem na nie zasłoniętej kurtyną scenie (a reżyser jest tutaj również scenografem) widzimy atrybuty działalności ludu: warsztat garncarski, pług, wózki drobnych kupców. Spodziewamy się więc rozgrywek między ludem a Koriolanem - wspaniałym żołnierzem, który w obronie ojczyzny odniósł parę tuzinów ran, nieumiejętnym dyplomatą, dumnym patrycjuszem, który nie odsłoni swych ran przed ludem przed objęciem urzędu konsula, a które to odsłonięcie ran było obyczajem panującym w Rzymie. Wkrótce okazuje się jednak, że Kelm nie wybrał żadnej z politykujących interpretacji trage­dii i że zdecydował się na przed­stawienie tragedii jednostki, człowieka wyniesionego do god­ności konsula, wygnanego potem z Rzymu przez lud, łączącego się z wrogiem, który właśnie szykuje się do napaści na Rzym, ulegającego prośbom matki, powracającego do Rzymu i w koń­cu zabitego przez byłego wroga, Aufidiusza, wodza Wolsków, później przyjaciela. Koriolan, dumny i nieposkromiony, pono­si klęskę, choć Aufidiusz, naka­zujący zabicie Koriolana, mówi po jego śmierci - "przecież szlachetną pozostawił pamięć!" Znika więc wszystko to, co sce­nograf zasugerował nam na sa­mym początku - pozostaje tylko Koriolan i całe przedstawie­nie koncentruje się wokół niego. Jest to oczywista niekonsekwen­cja reżysera, niemniej jednak dzięki wielkiej kreacji Zbignie­wa Zapasiewicza jako Koriola­na jest niekonsekwencją do wy­baczenia.

Koriolan grany przez Zapasie­wicza jest właśnie taki, jak wy­obrażali go sobie niektórzy szekspirolodzy - dumny i nie­poskromiony, kochający i uleg­ły matce, i nie widzący, nie umiejący znaleźć kompromisu - ale też go nie szukający - wszy­stkie te odcienie aktor wychwy­tuje bezbłędnie, mimo że na pierwszy rzut oka wydaje się, iż rolę będzie rysował bardzo grubą kreską. I on właściwie niesie cały ciężar spektaklu, wspaniały mężczyzna, który wie, czego chce. Nie znaczy to, że inni aktorzy źle wypełniają swe obowiązki. Andrzej Łapic­ki jako Menneniusz, przyjaciel Koriolana i łącznik między se­natem a ludem, całą swoją po­stawą wyraża z jednej strony lojalność, z drugiej - wstręt głę­boko ukrywany, jest słaby i nie­zdecydowany; w scenach nawet najbardziej przejmujących nie wychodzi z roli tego, który właściwie wszystkim chciałby dogodzić, tylko by mieć święty spokój. Jest czymś w rodzaju nadwornego błazna, ale i dyplo­maty, dużego formatu.

Zadanie swoje również speł­nia rzetelnie Marek Obertyn ja­ko Aufidiusz - ma o tyle ułat­wione zadanie, że prawie przez cały czas nienawidzi. Błędem jednak wydaje się obsadzenie Barbary Krafftówny jako Wolumnii, matki Koriolana i wiel­kiej matrony rzymskiej. Przery­sowuje swą rolę zarówno ges­tem, jak i głosem (być może, by­łaby świetną Wolumnią przy in­nej koncepcji reżyserskiej, np. gdyby Koriolan przedstawiony był jako chwiejny, upośledzony na umyśle lub... karykaturalny). W obecnej koncepcji takie usta­wienie roli pozostawia wrażenie niedosytu. Natomiast Jadwiga Jankowska-Cieślak jako Wirgilia, żona Koriolana, rysuje swą rolę zaledwie kilkoma kreskami i jest to rola wspaniała.

Inni aktorzy są poprawni warsztatowo, nie narzucają się, co podkreśla rolę Zapasiewicza.

Wątpliwości mogą budzić ko­stiumy, mamy bowiem na sce­nie przegląd około dwóch tysię­cy lat kostiumu teatralnego - od powłóczystych szat Wolumnii i Wirgilii poprzez renesansowe kostiumy kobiet rzymskich, od pseudośredniowiecznych ubio­rów ludu do prawie współczes­nych kostiumów trybunów ludu, nie wspominając już o długich płaszczach? szlafrokach? patrycjuszy. Być może miało to służyć zuniwersalizowaniu akcji trage­dii, bo kolorowo na scenie jest niewątpliwie, trudno tylko zna­leźć logiczne wytłumaczenie dla tej kolorowości.

Raczej surowa scenografia (z wyjątkiem sceny początkowej, i sceny bitwy, kiedy to wtaczane są machiny oblężnicze, akcja dzieje się na prawie pustej sce­nie, na którą wnoszone są krze­sła) odsłania nam również wnę­trze Teatru Dramatycznego wraz z kaloryferami. Może chodziło tu o brechtowski dystans wobec wydarzeń i zaznaczenie faktu, że jesteśmy w teatrze.

Mimo tych usterek, czy też niedomówień, jest to przedsta­wienie godne polecenia, głównie dzięki bardzo dobremu spolszcze­niu Jerzego S. Sity i wspania­łej, godnej zapamiętania kreacji Zapasiewicza. Jak już wspom­nieliśmy, nie jest to WYDARZENIE, ale jest to interesująca realizacja!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji