Artykuły

Koriolan w Dramatycznym

WYSTAWIENIE , "Ko­riolana" wiąże się dziś z pewnym ryzykiem ar­tystycznym. Żadna właściwie z inscenizacji XX-wiecznych tego dramatu szekspirowskiego poza słynnym przedstawieniem Bertholta Brechta w Berliner Ensamble nie przyniosła laurów rea­lizatorom. Koriolan tragiczny, a i nieco śmieszny heros, rwący na ślepo w klęskę, żywioł pychy i obsesjonista szczerości mógł nę­cić aktorów pozorną jednoznacz­nością swojej sylwetki. Ale prze­cież współczesne aktorstwo wy­maga od postaci czegoś innego - psychik bardziej skomplikowa­nych, losów bardziej pokrętnych.

Koriolan pozornie tylko nie ma partnera. W istocie jest nim lud rzymski z wczesnego okresu kształto­wania się miasta-państwa, lud wodzo­ny za nos przez trybunów, nędzny i tchórzliwy a przecież na swój sposób dumny, świadomy swoich praw z których gotów nawet ustąpić zacho­wując jednak podstawowe prawo do własnej godności.

I niestety ogromne tyrady, które reżyser przedstawienia porozbijał na epizody pełne ruchu, wielkich ge­stów, zamętów. Tu wszystko odby­wa się biegiem. Przez niezabudowa­ną dekoracjami scenę galopuje po­tem spływający goniec, maszerują Wolskowie, chyłkiem przebiega lud rzymski, przemykają się arystokraci zagubieni w tej rozgrywce. I co dziw­ne, z tej krzątaniny wyłania się dość klarowny, choć niezbyt odkrywczy obraz przedstawienia. Są nawet sko­jarzenia wyrastające poza dawne epo­ki w rodzaju pouczeń, że polityk - jeśli nie jest realistą musi przegrać i nie pomoże żadna osobista prawda ani zasługi, które łatwo spływają jak zlane wodą - krew i kurz. Zwycięzcą trzeba ciągle się stawać a nie tylko być.

I wielka, sugestywna, ale czy najlepsza, rola Zbigniewa Zapasiewicza? Pamiętamy tego artystę w rolach cynicznych docentów-karierowiczów, którzy przechyt­rzyli i ponoszą klęski przynaj­mniej moralne. Podziwiamy jego Koriolana jako żywioł emocji, ja­ko herosa spiżowego, który rozpa­lił swoją spiżowość do punktu topnienia.

W tym przedstawieniu za­równo Zbigniew Zapasiewicz jak i jego bohater nie mają partne­rów - indywidualności na swoją miarę. Barbara Krafftówna za­grała Wolumnię - Matkę Ko­riolana jako matronę, denerwują­cą swoją pomnikowatością. To pomnik matrony, lecz nie ze spi­żu a z wapienia, choć i wapień może okazać się materią nisz­czącą. Jeszcze trochę a z "Ko­riolana" zrobiono by współczesne studium psychologiczne na temat rodzinnych dewiacji. I jedna naprawdę piękna, bo jakże tragicz­nie spokojna rola Jadwigi Jankowskiej-Cieślak (Wirgilia - żo­na Koriolana) przypominającej, że mamy do czynienia jednak z kla­syczną tragedią, która może sprawdzić się i współcześnie.

Z dużym wdziękiem zagrał Andrzej Łapicki rolę Meneniusza Agryppy przyjaciela Koriolana. W miarę hedonista i cynik skła­nia się do umiaru i nie bierze zbyt dramatycznie nawet najtrudniejszych sytuacji, bo i tak wszystko się uładzi a Koriolan zginie.

Krzysztof Kelm w podwójnej roli reżysera i scenografa wyka­zał wiele wyobraźni teatralnej nadał działaniom scenicznym sze­roki oddech i perspektywę, dziel­nie wspomagany przez kompozy­tora Tomasza Majewskiego ło­motem kotłów narastającym w krytycznych momentach. Dobrze "zagrały" światła. Jak wspomnia­łem dużo tu przestrzeni, ruchu, nie wykraczających poza aurę dramatu, pomysłów reżysera. Mi­mo to przedstawienie "Koriola­na" nie wpisze się do kroniki twórczych realizacji tej sztuki, a może to już nieosiągalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji