Artykuły

Enklawa miłości

Publiczność szaleje, na widowni pojawiają się ludzie z długimi włosami w strojach dzieci-kwiatów, w finale na widownię wbiega tłum i tańczy z aktorami.

"Radość i spontaniczność są na scenie prawdziwe. Tu się nie gra hippisowskiego luzu, tu się jest na luzie!", "Widziałem mężczyznę w wieku więcej niż średnim, który szalał na scenie aż mu fruwał krawat" - pisano po polskiej prapremierze musicalu "Hair" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni w 1999 roku.

Od 8 do 11 lutego "Hair" gościć będzie w Teatrze Muzycznym "Roma". Już można rezerwować bilety.

Po premierze "Hair" na Broadwayu w 1967 roku ten "rock love" musical okrzyknięto "pierwszym, którego akcja dzieje się nie przedwczoraj, tylko dziś". "Hair" językiem ulicy opisywał nastroje pokolenia wojny wietnamskiej. Nie jest to typowy przedstawiciel gatunku. Piosenki opowiadają o nastrojach panujących w hippisowskiej komunie mieszkającej w Nowym Jorku ponad 30 lat temu. Jest tylko jeden wątek fabularny - naszkicowana skrótowo opowieść o 21-latku Claudzie Bukowskim, który otrzymuje kartę powołania do wojska. To pretekst do zamanifestowania antywojennych nastrojów tamtych lat, kiedy młodzi Amerykanie wysyłani byli do Wietnamu.

O wprowadzeniu "Hair" do repertuaru Teatru Muzycznego w Gdyni Maciej Korwin myślał już od chwili objęcia dyrekcji. Podczas prób największym problemem okazały się włosy. - Kiedy obsada była gotowa, zorientowaliśmy się, że prawie wszyscy aktorzy mają krótkie fryzury - opowiadał dyrektor Korwin. - O perukach nie było mowy, aktorzy musieli więc przedłużyć sobie włosy. - Dałem sobie je doczepić - opowiadał Cezary Studniak grający Bergera. - I chyba już tak zostawię.

Reżyserem gdyńskiego spektaklu jest Wojciech Kościelniak - wrocławski aktor i reżyser teatralny. Agnieszka Osiecka powiedziała o nim kiedyś: "Solidny fachowiec, którego stać na awangardę".

"Reżyserowi Wojciechowi Kościelniakowi udało się - na bazie historii o hippisowskiej komunie mieszkającej u schyłku lat 60. w nowojorskiej dzielnicy East Village - stworzyć opowieść o dzisiejszym świecie, wstrząsanym wojnami, rządzonym przez polityków, którzy bawią się ludzkimi losami. Realizatorzy pokazali grupę ludzi - kolorową enklawę przyjaźni, miłości i radości" - pisano w trójmiejskiej prasie.

Wojciech Kościelniak pozwolił sobie na pewne zmiany w scenariuszu. "Przede wszystkim w zdecydowany sposób odniósł się do drażliwego tematu, jakim są dziś narkotyki. W końcowej scenie ortodoksyjny hippis Berger oddala się w towarzystwie Białej Damy. Straceńcze pogo ze Śmiercią, które wykonuje na szczycie aluminiowej konstrukcji, budzi dreszcz przerażenia. Taki akcent musiał znaleźć się w "Hair", zrealizowanym u schyłku wieku, kiedy wiadomo, że narkotyki nie są wyzwoleniem, lecz więzieniem" - pisała Monika Brandt, recenzentka "Gazety Morskiej".

Kościelniak dopowiada też losy Claude'a Bukowskiego. Dziś Bukowski jest niespełnionym reżyserem filmowym, który realizuje musical "Hair". Ten pomysł ma być pomostem między dawnymi i dzisiejszymi czasami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji