Artykuły

Granice dwuznaczności

"Gry" Redbada Klynstry z wrocławskiego Teatru Współczesnego pokazywa­ne w paryskim Theatre de la Cite Internationale, choć niedoskonałe artystycznie, prowokują do ważkiej dyskusji o różnicach między pra­wem a sprawiedliwością, granicach wyzwolenie obyczajowego i pułap­kach okresu dojrzewania.

11 chłopców z elitarnego kibucu zgwałciło koleżankę, jednak jej nie­jednoznaczne zachowanie wzbu­dziło wątpliwości prokuratora ge­neralnego Izreala i sprawę umorzo­no. Po protestach organizacji ko­biecych wróciła na wokandę, a czterech nastolatków zostało ska­zanych. Zdarzenie zainspirowało izraelską pisarkę Ednę Mazyę do napisania sztuki, a gospodarzy se­zonu Polska Nova zaintrygowało w jej wrocławskiej inscenizacji to, że przyciąga młodą publiczność, bo w Paryżu to rzadkość. Na miejsce prezentacji wybrali scenę w mię­dzynarodowym miasteczku uni­wersyteckim.

Być może zainteresował ich rów­nież temat podejmowany często przez organizacje feministyczne - aktorzy grający młodocianych gwał­cicieli występują także w roli ich oj­ców oraz adwokatów, co podkreśla istnienie cichego przyzwolenia na swobodne zachowania seksualne mężczyzn. Ale to tylko jeden z mo­tywów, a przedstawienie nie pozwa­la na ferowanie uproszczonych są­dów. Dotykając problemu molesto­wania seksualnego, daje też do my­ślenia o sytuacjach, w których kobieta prowokuje mężczyzn swoim zachowaniem. W "Grach" mówi wprost: "jeśli będę chciała, oddam się wam wszystkim".

Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze inny problem. Zdarzenia rozgrywają się między czternasto­latką a dojrzewającymi chłopcami. Ich niewinność jest gwałcona co­dziennie przez młodzieżowe media, które lansują swobodę seksualną. W tle pojawiają się problemy rodzinne i kłopoty z brakiem akcepta­cji. Dlatego dziewczyna chce impo­nować kolegom frywolnym zacho­waniem, tańcem, słownictwem. W naśladowaniu dorosłych widać nie­poradność, zauważalną także u chłopców. Osobno każdy z nich jest miłym, wrażliwym dzieciakiem. Ale są wakacje, ciepły wieczór, zbio­rowość rządzi się własnymi prawa­mi, buzują hormony i zdarzenia wymykają się spod kontroli.

Nie wszystko we wrocławskim spektaklu jest udane. Najgorzej wy­pada kilkunastominutowa scena plażowej nudy, która ma wprowa­dzić widzów w stan ducha młodo­cianych bohaterów. W teatrze na­wet gdy nic się nie dzieje, trzeba umieć pokazać to w interesujący sposób. Stojąca tuż przed pierw­szym rzędem, tyłem do widowni, dj Patrisia z zespołu Husky stano­wiła być może modny ornament, ale równie dobrze mogła miksować muzykę z reżyserki. Nie miałem pewności, czy nieudolność aktorów w tańcu i grze w "zośkę" miała po­kazać niedojrzałość postaci, czy wynikała z braków warsztatowych. Najlepiej zagrała Dorota Abbe, w mgnieniu oka przemieniając się z zagubionej nastolatki w pewną sie­bie panią prokurator.

Najważniejszy był jednak trady­cjonalny wydźwięk tej pozornie no­woczesnej sztuki wyreżyserowanej przez aktora i reżysera TR Warsza­wa - odpowiedzialność za innych zaczyna się od myślenia o tym, co robimy sami. W innym przypadku dorosłe życie może przypominać puszczaną przez dj Patrisię poryso­waną winylową płytę, która zacina się na starcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji