Zabawa w zło
Rozciągająca się wzdłuż widowni scena przypomina boisko. Siedzimy jak kibice na sportowej arenie. Zajęte miejsce określa dystans do aktorów - niektórych dzieli od nas wyciągnięcie ręki, emocje pozostałych będziemy śledzić z daleka. Od razu widać, że mecz będzie nierówny - czterech chłopaków staje przeciwko jednej dziewczynie.
Dramat Edny Mazyi, inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, opowiada o gwałcie. 14-letnia Debora (Dorota Abbe w podwójnej roli dziewczyny i Pani Prokurator oddaje połączenie szorstkości i delikatności) doświadcza go ze strony rówieśników. Jej przesłuchanie staje się powtórzeniem traumatycznego przeżycia, przeniesieniem go w sferę psychiki. Padają pytania: dlaczego nie płakałaś, nie broniłaś się? co jest z tobą, że chłopcy cię molestują? Podobną, choć pozbawioną brutalności, manipulacją rządzi się przesłuchanie sprawców. Wszystkie chwyty są dozwolone. Cierpienie ofiary nie ma nic do rzeczy - jest ona tylko pionkiem w grze w paragraf.
Tekst Mazyi niesie w sobie ryzyko zepchnięcia inscenizacji w szufladkę przeznaczoną dla teatru społecznie zaangażowanego lub dla feministycznych manifestów. Redbadowi Klynstrze, reżyserowi, skojarzeń z pierwszą z nich nie udało się do końca uniknąć, drugą pułapkę ominął z łatwością. Mimo że bohaterowie w obu wcieleniach (Debora, jak i sprawcy zbrodni zamieniają się w prawników w procesie) powielają schemat walki płci, to ten problem jest dla reżysera sprawą drugorzędną. Podobnie jak pytanie o sprawiedliwość społeczną. Klynstra inaczej rozkłada akcenty. Jak to się dzieje, że wrażliwi, inteligentni chłopcy stają się sprawcami zbrodni? Gdzie przebiega granica między tym, co dozwolone, a tym, co zakazane? Jak dalece można sterować ludzkimi emocjami? - szukanie odpowiedzi na te pytania interesuje go najbardziej.
Ascetyczna scenografia i teledyskowe oświetlenie oczyszczają sytuację z kontekstu. Przygoda Debory staje się opowieścią uniwersalną. Oprawa muzyczna buduje wokół bohaterki sztafaż dziewczyńskich marzeń. Na huśtawce towarzyszy jej szmirowata melodia. Nudę upalnego dnia podkreśla monotonia fal uderzających w nabrzeże. Bohaterka podryguje do dyskotekowej muzyki, żeby za chwilę "odlecieć" przy nostalgicznych dźwiękach. Scenie gwałtu towarzyszy agresywna muzyka.
W interpretacji Klynstry "Gry" zyskują na wieloznaczności. Napięcie i temperatura rosną podskórnie, w minutach ciszy, w pozornie nic nieznaczących podwórkowych dialogach, dowcipach, głupawych odzywkach. Ze strony dziewczynki mamy tu mieszankę fascynacji i niechęci, marzenie o akceptacji, determinację, naiwność, wrażliwość. Ze strony chłopców poczucie wyższości, zainteresowanie rodzącą się kobiecością, męską żądzę zmieszaną z brakiem doświadczenia, lęk przed upokorzeniem. Po obu stronach - podatność na manipulację, uosobioną w postaci Asafa (Jakub Kamiński). Na nic zdają się ostrzeżenia Szmulika: "Idź do domu, nie widzisz, że oni chcą cię tylko przelecieć?".W efekcie przemoc wydaje się niemal naturalną konsekwencją podwórkowej zabawy.