Artykuły

Bydgoszcz. Gombrowicz wg Wodzińskiego w Polskim

Początek sezonu w Teatrze Polskim rozpocznie się "Ślubem" Gombrowicza w nowatorskiej interpretacji Pawła Wodzińskiego. To historia o rozpadającym się na naszych oczach świecie. Sobotnia premiera "Ślubu" w reżyserii Pawła Wodzińskiego ma duże szanse stać się wydarzeniem sezonu teatralnego.

Nie tylko dlatego, że dramat Gombrowicza zaliczany jest do najważniejszych polskich testów scenicznych, z którym próbowali się zmierzyć najwybitniejsi twórcy, z Jerzym Jarockim na czele. Chodzi o nowatorską interpretację, o którą pokusił się reżyser. Akcja "Ślubu" w wydaniu Wodzińskiego będzie toczyć się tu i teraz, w scenerii slamsowatego osiedla biedaków, z aktorami ubranymi we współczesne kostiumy i z odniesieniami do aktualnych wydarzeń w Polsce. Wcześniejsze adaptacje najczęściej bezpośrednio nawiązywały do powojennej rzeczywistości, w której trauma niedawno zakończonej hitlerowskiej okupacji nie pozwala ludziom normalnie żyć. Tym razem tak oczywistego odniesienia do wojny nie będzie.

- Podoba mi się, że sytuacja teatralna w "Ślubie" wcale nie musi jej dotyczyć - mówi Wodziński. - Ludzie upadają i staczają się w egzystencjalną przepaść, doznają bólu i cierpienia nie tylko dlatego, że przez ich dom przeszedł front. Nie tylko wojna wprowadza ludzi w stan podrzędności.

Sama fabuła Gombrowiczowskiego dramatu jest prosta. Główny bohater - Henryk - powraca z wojny do rodzinnego domu. Zamiast tego - zastaje karczmę, w miejsce rodziców - biedujących i bitych szynkarzy. Opuszczona przed wojną narzeczona stała się zgwałconą wiejską dziewką. Świat przewrócił się do góry nogami, legł w gruzach. Henryk chce to zmienić. Wynosi swego ojca do godności króla, sam mianuje siebie księciem, a ze zgwałconej Manii robi dziewicę.

Ale opowieść o Henryku jest prosta tylko z pozoru. - Bo to nie jest tekst jednoznaczny - mówi reżyser. - Nie ma w nim ani jednego zdania, któremu Gombrowicz nie zaprzecza. Karczma raz jest wyszynkiem, raz zupełnie innym miejscem, wojna być może się toczy, a może strzały za oknem znaczą coś innego. Małoszyce, miejscowość, do której wraca Henryk, jest jednocześnie jego rodzinnym domem i nie jest. Wszystko jest podważone i ten zabieg pozwala na przeniesienie "Ślubu" w aktualne konteksty. I jest to opowieść przejmująco prawdziwa.

Powojenna rzeczywistość dramatu jest więc jedynie pretekstem do historii o rozpadającym się na naszych oczach świecie. - Bo my dziś też jesteśmy świadkami jego rozpadu - uważa Wodziński. - Nasze życie może przecież legnąć w gruzach przez kryzys, brak możliwości spłaty kredytu, chorobę czy klęskę żywiołową. I my ten świat próbujemy na swój sposób sklejać.

Siła tekstu Gombrowicza tkwi także w próbie opisu świata na chyba wszystkich możliwych poziomach - Jest aspekt historyczny i polityczny, podteksty filozoficzne, ale też rodzinny dramat. To po prostu uniwersalna historia - mówi Paweł Sztarbowski, zastępca dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Sztuka to ogromne wyzwanie dla aktorów. Tekst Gombrowicza kusi do zabawy konwencjami teatralnymi, popadania w patos czy groteskę. - Dialogi często sprowadzały nas na mielizny retoryczne, prowokowały do recytacji - mówi Michał Czachor, odtwórca głównej roli - Henryka. - Bo u Gombrowicza słowa odrywają się od rzeczywistości i zaczynają żyć swoim życiem.

Taki problem ma nie tylko odtwórca roli Henryka - Gombrowicz stworzył sześć postaci w "Ślubie", z której każda może stać się wielką kreacją aktorską. Z tym zadaniem w sobotę zmierzą się Beata Bandurska, która gościnnie wystąpi w roli Matki, a także Michał Jarmicki (Ojciec), Mateusz Łasowski (Pijak), Karolina Adamczyk jako Mania i Maciej Pesta (Władzio).

Tremę będą mieć także mieszkańcy Bydgoszczy, którzy wygrali casting na mniejsze role w przedstawieniu Wodzińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji