Artykuły

Poniedziałek: Za karę do końca roku nie gracie!

Nasza wszechpotężna warszawska PO-hydra nie lubi dialogu, różnorodności, spontanu, wolności, zabawy - pisze Jacek Poniedziałek w natemat.pl.

Dlatego gnębi skłotersów, uprzykrza życie klubowiczom i wlepia mandaty właścicielom popularnych knajp, pozbywa się z lokalu w centrum miasta "wrażej" Krytyki Politycznej - tej wylęgarni anarchii i wrogów neoliberalizmu, jak diabeł przed święconą wodą ucieka przed patronowaniem Marszowi Równości, zezwala na brutalne wyrzucenie na bruk kupców ze sklepików w przejściu podziemnym, którzy dzierżawiącej teren od miasta spółce płacą kilkaset złotych za metr kwadratowy, a ta płaci miastu za ten sam metr maksymalnie 10 zł!!!

Pewna spółka urządziła więc sobie w komunalnej przestrzeni prywatny folwark. Patrząc na brutalną akcję ochroniarzy tamże, do głowy przychodzi myśl o bezradności człowieka wobec bezdusznej, pewnej siebie, skostniałej i aroganckiej władzy. I że ta władza nie lubi człowieka. Że demokracja jest dla niej pustym sloganem, fasadą.

Rozprawiła się też nam nasza warszawska dyktaturka z kulturą - ścięła gilotyną koszty, a artystów zmusiła do szukania alternatywnych zajęć, bo dotąd było nam za dobrze i ciągle chcieliśmy się przeciw temu "dobru" buntować.

Pisząc parę miesięcy temu o zafundowaniu nam przez ratusz teatralnego imperium pod wodzą Tadeusza Słobodzianka, słowem nie wspomniałem o samym twórcy, a obecnie już dyrektorze trzech warszawskich scen. Mój gniew - dla niektórych może wściekłość - skierowałem przeciwko urzędnikom miejskim i ministerialnym, którzy w zaciszu swoich gabinetów, wbrew woli środowiska i samych aktorów Teatru Dramatycznego, omijając wszelkie pisane i niepisane procedury oraz dobre obyczaje, uczynili Pana Tadeusza gubernatorem nowego, absurdalnie rozrośniętego tworu. Nie chodziło mi o personalia, tylko o zasady i złą praktykę, w której niekompetentny czynownik jedną arbitralną decyzją, butem i knutem wskazuje niepokornym, niezgadzającym się z nim artystom ich miejsce: stawia ich do kąta.

Nie odpowiedziałem także na bardzo niemiły i agresywny komentarz Pana Słobodzianka, w którym posłużył się starą stalinowską zasadą ośmieszania,czy poniżania poprzez przypomnienie światu o moich preferencjach seksualnych, jakby to miało tu jakieś znaczenie. Uznałem, że autora poniosło, i że na pewno jest mu teraz głupio, bo wyszedł na prostaka - którym nadal twierdzę uparcie nie jest.

Niestety dziś już milczeć nie mogę.

Aktorzy Teatru Dramatycznego w Warszawie w najbliższych dwóch miesiącach, czyli do końca roku, wyjdą na scenę 4 (słownie cztery) razy! Przez całe bowiem dwa miesiące czterokrotnie zostanie zagrany spektakl "W imię Jakuba S.", pozostałe tytuły, które też w minimalnej liczbie pokaże teatr w tym czasie, są obsadzone w całości przez osoby spoza zespołu. Zespołu sporego, złożonego z wybitnych i twórczych artystów, często nagradzanego, wychwalanego w recenzjach i cieszącego się wielką sympatią widowni. Swój krok dyrekcja molocha motywuje nadmiernym zadłużeniem odziedziczonym przez poprzedników, którzy pewnie złośliwie w ostatniej chwili zrobili skok na kasę.

Otóż ten argument jest groteskowo kłamliwy. Zatrudnianie zewnętrznych artystów i opłacanie ich wolnorynkowych honorariów jest znacznie droższe, niż płacenie tzw. norm aktorom etatowym. Jedna "Operetka" to pod względem kosztów kilka spektakli z udziałem stałego zespołu teatru. Dobieranie zewnętrznych aktorów do obsad jest praktyką powszechną i często pożyteczną. Ale granie spektakli obsadzonych WYŁĄCZNIE przez gości, kiedy dysponuje się świetnym zespołem, jest po prostu absurdem. Tyle, że nie o absurd tu chodzi. A o zemstę.

Otóż jest to ekonomiczny bat na aktorów, którzy podczas prób mieli czelność podjąć dyskusję z pewnym reżyserem na temat tekstu zaproponowanego przez dyrekcję. I przez dyrekcję zaadaptowanego. I ponieważ nie padli przed owym dziełem na kolana, cały projekt został wrzucony do kosza. "Za karę do końca roku nie gracie" - dowiedzieli się aktorzy, którzy jak rozumiem muszą skruszeć i spokornieć. Jak w wydobywczym areszcie... W ten właśnie sposób tworzy się dziś w tym teatrze klimat dialogu, twórczy ferment, zachęca do dyskusji... I traktuje aktorów jak dzieci. I odbiera im się chleb. A przecież w swoim programie, któremu tak ochoczo przyklasnęła Pani Prezydent i Pan Minister, Tadeusz Słobodzianek obiecywał teatr dobrej, współczesnej dramaturgii i dobrego aktorstwa, teatr często grający dla pełnej, licznej widowni, teatr wsłuchany w tej widowni potrzeby. W rozdziale pt. "IDEA" używa słów "dialog" i "rozmowa". Ciekaw jestem jaki dialog z widownią może prowadzić sflekowany, głodny, sfrustrowany aktor, który gra w sytuacji szantażu ekonomicznego i ludzkiego upokorzenia.

Cynizm i arogancja tej władzy, tego miejskiego upiora, tych zakochanych w sobie i pewnych siebie książąt i księżniczek, ich pogarda dla człowieka, który z definicji jest idiotą, pieniaczem i wrogiem politycznym - to wszystko jak w soczewce skupia się w Teatrze Dramatycznym, tak skwapliwie przejętym przez wybitnego artystę, który przecież świetnie wie, w której części swojego przepastnego ciała owa hydra ma kulturę.

A Pan Minister albo wyniośle milczy, albo nazywa mnie "wulgarnym kłamcą", albo walczy co roku o półprawne finansowanie gigantycznej wyciskarki do cytrusów, dumnie dominującej pejzaż Wilanowa. Na zdrowie, Panie Ministrze, niech Panu ten soczek służy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji