Artykuły

Zorro jest lepszy od Batmana?

"Zorro" w reż. Jacka Bończyka w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Czy bohater wyobraźni dawnych dzieci, a dziś już ojców, może być nadal atrakcyjny dla młodego widza? W czasach gdy liczni superbohaterowie schodzą z komiksowych ramek na ekrany kin? Okazuje się, że tak. Pod warunkiem, że oprócz historii walki Zorro z niecnym kapitanem Monastario realizatorzy zaproponują widzowi odpowiednią dozę atrakcji, swobodnej zabawy i... pozwolą zadziałać magii teatru.

Łącznikiem między widzami a światem sceny jest postać Dionizego, narratora i łowcy bajek (Piotr Płuska). Ujmuje on całą historię w nawias, co ma tę istotną zaletę, że miękko prowadzi bardziej krnąbrnego widza ku scenicznej iluzji. Świetnie utrzymuje kontakt z widownią (na siebie bierze jej wygłupy), wprowadza dystans i dyscyplinę.

Historia Zorro nie jest skomplikowana. Gdy nie można walczyć jak lew, trzeba walczyć jak lis - z takiego założenia wychodzi Diego de la Vega, gdy powracając w rodzinne strony, dowiaduje się, że rządy nad prowincją sprawuje niegodziwy komendant Montasario. Od ojca słyszy legendę o obrońcy ludu - zamaskowanym Zorro, który po wykonaniu zadania zniknął bez śladu. Niedługo potem Diego

Komendant Monastario (Paweł Erdman) ukazuje swą "złą" osobowość z energią "Thrillera" Michaela Jacksona odnajduje schowek z czarną peleryną i maską. Szpada Zorro znów będzie bronić uciskanych...

Spektakl grany jest w podwójnej osadzie. Podczas niedzielnej premiery w roli Diego widzowie ujrzeli Wojciecha Medyńskiego (niegdyś aktora łódzkiego "Jaracza", na scenie "Muzycznego" gościnnie). Nieco to inny Diego niż zuchwały amant, w znanym serialu Disneya grany przez Guya Williamsa. Czasem brak mu pewności siebie, co Medyński nazbyt może nawet podkreślił. Ale dzięki energii i żarliwości jego Zorro i Diego nie są postaciami do granic papierowymi. Ważniejsze jest, że wokalnie i ruchowo Medyński wpisuje się w konwencję i nie odstaje znacząco na tle zespołu "Muzycznego".

Libretto i piosenki musicalu napisał Jacek Bończyk, ceniony wykonawca piosenki aktorskiej, kompozytor i poeta, który także spektakl wyreżyserował. Ufundowana przez niego na legendzie Zorro opowieść broni się, choć materiał, z której budować można postaci nie jest zbyt obszerny. Najbardziej widać to bodaj w przypadku Esmeraldy. W niedzielę właściwą dozą liryzmu, także subtelnością złączonej z siłą charakteru obdarzyła ją Emilia Klimczak. Pytanie, czy dobrym pomysłem był jej duet z Medyńskim, skoro oboje reprezentuje dwie różne techniki śpiewu.

Atutem "Zorro" jest muzyka Zbigniewa Krzywańskiego, gitarzysty i kompozytora zespołu Republika, stylistycznie czerpiąca z tradycji hiszpańskich, a gdy trzeba - "wyposażona" w rockowy pazur. Dopełniona czerpiącą z iberyjskich tańców choreografią Ingi Pilchowskiej decyduje o dynamice przedstawienia.

Udanie prezentuje się zapadająca w pamięć partia "złego" kapitana Monastario, który jest "jedną z wad tego świata" (jak o sobie śpiewa). Paweł Erdman ze swobodą i jednocześnie dystansem gra porywczego i zapalczywego namiestnika. Pokazuje jak w musicalu tworzyć postać wyrazistą, ale nie przerysowaną.

W drugim planie dobre rzemiosło prezentuje dystyngowany Andrzej Orechwo (don Alejandro, ojciec Diego). Jako gapowaty Garcia sprawdza się Maciej Markowski, a galerię żołnierzy dopełniają charakterystyczny Michał Mielczarek (kapitan Mendoza), wspierany przez nierozłączne trio: Lopez, Gomez i Torres. I tylko chciałoby się, by częściej na scenie pojawiała się barwna i nadrealna postać Cactussaro (Tadeusz Lewandowski). Częściej mogłaby być też uruchamiana głębia sceny, by wydarzenia nie toczyły się tylko na proscenium z wdzięcznymi, choć dość "ubogimi" parawanami w tle (scenografię przygotował Grzegorz Policiński).

To, co dla widza dorosłego zdawać się może infantylne, staje się strawne dla młodszego widza zyskując status dość szlachetnego wygłupu. Tak jest z pomysłem, by koń Zorro, Torando, nie tylko znał ludzką mowę, ale czasem też mówił od rzeczy czy z burzą mózgów Monastario i jego żołnierzy, gdy na wzór komedii slapstickowych muzyka zagłusza dialogi, pozostawiając tylko gestykulację.

Tu młody widz decyduje - wspinając się na scenę, by po spektaklu przybić "piątkę" z Zorro. Może superbohater bez względu na imię i supermoce budzi w dziecku te same emocje i pragnienia. A dzięki pomocy osób prywatnych i różnych łódzkich firm podczas prapremiery obudził radość i entuzjazm także w podopiecznych domów dziecka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji