Artykuły

Festiwal Gombrowiczowski wychodzi z zapaści

X Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski dobiegł końca. Grand Prix trafiło do teatru IMKA za spektakl "Dzienniki" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Impreza okazała się frekwencyjnym sukcesem i dowodem na to, że autora "Ferdydurke" lubimy coraz bardziej - pisze Karolina Stasiak w Gazecie Wyborczej - Radom.

Jury w składzie: Jacek Wakar (przewodniczący), Bożena Sawicka, Laszlo Berczes, Laszlo Bocsardi i Jarosław Fedoryszyn obejrzało dziesięć spektakli konkursowych z Polski i świata. W piątek wieczorem w foyer Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego ogłosiło wyniki. Oprócz Grand Prix przyznano także nagrodę reżyserską dla Mikołaja Grabowskiego za reżyserię dwóch spektakli pokazywanych w konkursie: warszawskich "Dzienników" oraz radomskich "Wspomnień polskich".

Zbigniew Rybka, dyrektor Powszechnego ocenia tegoroczną edycję jako bardzo udaną.

- Wszystko poszło zgodnie z planem. Nie odbył się tylko jeden spektakl z powodu choroby aktora. Wydaje mi się, że ta edycja była taka, jak powinna być - mówi Rybka. - Pokazała, że Gombrowicz nie jest na tyle trudnym pisarzem, jak powszechnie się myśli. Potwierdzeniem tego były chociażby przepełnione sale - dodaje. Krystyna Kasińska, dziennikarka, recenzentka teatralna, doceniła różnorodność repertuaru, fakt, że po wieloletniej przerwie do Radomia ponownie przyjechała Rita Gombrowicz, żona pisarza, oraz pełne widownie, które są dowodem na to, że publiczność wraca do festiwalu. Nie zabrakło jednak łyżki dziegciu.

- Brakuje mi jednak atmosfery, jaka panowała tu przed laty. Kiedyś był w teatrze lokal. Przy lampce wina można było porozmawiać o spektaklach, podyskutować z aktorami. Teraz nie ma nawet gdzie usiąść - tłumaczy Kasińska.

Frekwencyjny sukces niósł też za sobą problemy, o których dyrekcja teatru musi pomyśleć w przyszłości - tłumaczenie spektakli. Dla dosyć sporej grupy widzów zabrakło słuchawek na argentyński "Detrás de la Forma". Nie otrzymali ich wszyscy widzowie francuskiej sztuki "Czekając na Nobla". Ciężko też było na niemieckiej "Biesiadzie u hrabiny Kotłubaj".

- Na małym ekranie po drugiej stronie sceny był wyświetlany tekst, ale bardzo mały. Białe litery na czarnym tle się rozmywały - narzeka pan Krzysztof. - Sama sztuka jednak rewelacyjna. Gra aktorów świetna, ekspresja uczuć i myśli, a do tego piękne kostiumy. Nawet bez czytania dało się zrozumieć o co chodzi.

Jacek Wakar przyznaje, że po kilkuletniej zapaści Festiwal Gombrowiczowski powoli się odradza, a radomska publiczność jest spragniona kultury.

- Dyrekcja Zbigniewa Rybki to coś dobrego, co przytrafiło się temu teatrowi. Mogę porównywać pierwsze edycje oraz trzy ostatnie, w których brałem udział jako juror. I myślę sobie, że to jest wielki sukces organizatorów, że udało się zaproponować widzom tak różnorodny zestaw spektakli - mówi przewodniczący jury i tłumaczy, że przeróżne inscenizacje, jakie można było oglądać podczas festiwalu, dowodzą, że twórczość Gombrowicza bywa trudna, ale jest on też pisarzem bardzo komunikatywnym, logicznym i konsekwentnym. Teatry w Polsce i na świecie odchodzą zaś od grania jego tekstów tylko poprzez dziwność. - Duża frekwencja podczas spektakli to na pewno dowód na to, że jest to wydarzenie bardzo potrzebne dla całego regionu, a także teatru w Polsce - mówi Wakar.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji