Komorowska gra Becketta
Po trzynastu latach warszawski Teatr Dramatyczny wznowił legendarny spektakl "Szczęśliwe dni" w reżyserii Antoniego Libery z Mają Komorowską w roli Winnie. "Szczęśliwe dni" Samuela Becketta grane były od 1995 roku przez dziewięć lat. Premierą - wznowieniem aktorka obchodziła niedawno swoje 70. urodziny. W tej kreacji, okrzykniętej przez krytyków mianem genialnej, zobaczymy artystkę w Krakowie na Scenie Kameralnej Starego Teatru. Jak zauważyło wielu recenzentów, Maja Komorowska stworzyła mistrzowską kreację nieco wbrew Beckettowi. Szczególnie w pierwszej części sztuki bawi nas parafrazami znanych cytatów, jej tyrady wobec milczącego męża (Adam Ferency) sprawiają wrażenie niepoważnej farsy. Zresztą, jak zachować powagę, skoro co chwila ze sceny pada retoryczne: "No i co teraz?", na które oczywiście nie będzie odpowiedzi, a sama bohaterka tkwi w czymś na kształt kopca. Szczęśliwy dzień Winnie pełen jest absurdalnych, małych zdarzeń, codziennych rytuałów, które składają się na sens jej życia. Ich nawarstwienie z wolna zaczyna jednak przerażać, przysłania bohaterkę, dusi ją, niczym surrealistyczna forma, w której wkrótce zapada się po szyję. Pozornie bezwartościowe słowa stają się świadectwem z góry przegranej walki o istnienie.
W tym sensie powrót po ponad dziesięciu latach do sztuki Becketta jest otwarciem "drugiego aktu", gdy aktorka z bagażem nowych doświadczeń pragnie gorzko zapytać widza: "No i co teraz?". O każdym geście i słowie Komorowskiej jako Winnie napisano przed laty dziesiątki stron. Dziś znów zachwycą co potwierdzają słowa jednego z krytyków: "Nieustający monolog pełen skojarzeń i przeskoków pamięci napisany jest jak partytura. Beckett we właściwy sobie sposób wyznacza bardzo precyzyjnie pauzy, rytmy, tempa a nawet, przez konstrukcję zdań twierdzących i pytających, komponuje pewną melodię wypowiedzi. Ale z natury rzeczy jednego nie może określić: brzmienia. To już jest domena aktorki. Cechy głosu, wszystkie sposoby mówienia czysto fizyczne akty wypowiadania monologu są kwestią interpretowania roli przez Komorowską. Na partyturę słów i działań przewidzianych przez Becketta i ściśle pilnowanych przez reżysera Antoniego Liberę, Komorowska nakłada własną partyturę głosową, którą powiedziałbym, rolę Winnie wzbogaca o partię Winnie, bo tak silny i ważny jest jej aspekt muzyczny. Wirtuozeria nie ma tu wszelako najmniejszej cechy efektownego czy brawurowego popisu. Skojarzona z oszczędnością formy przywodzi na myśl mistrzowskie wykonania skrajnie trudnych i ascetycznych kompozycji w rodzaju suit na wiolonczelę solo Bacha w których samotny instrument rozbrzmiewa opalizującymi dźwiękami o zmieniającej się wysokości, barwie, tonie, kolorystyce, tempie i prowadzi nas ku doznaniom metafizycznym (...)".
Polecamy gorąco ten spektakl, również dlatego, że tak rzadko mamy okazję zachwycać się w Krakowie mistrzostwem gry Mai Komorowskiej.