Artykuły

Manowce optymizmu

I znów cudowny dzień. Przez Chry­stusa Pana naszego. Amen - mó­wi tuż po przebudzeniu starzejąca się Winnie (Maja Komorowska), tkwiąc po pas w piachu. Tak zaczynają się "Szczęśliwe dni" Samuela Becketta.

Premiera tej sztuki odbędzie się dziś o godz. 19 w sali im. Haliny Mikołaj­skiej.

Winnie (w czarnej sukni i toczku z piórkiem) szczebiocze bez przerwy: - Nic nie boli, no prawie nic. To niema­ło, czego chcieć więcej.

Myje zęby, maluje usta, przegląda się w lusterku. Wyjmuje na chwilę pisto­let, całuje go i chowa.

- Winnie, dbaj o siebie. Niech się dzieje, co chce, a ty o siebie dbaj - prze­konuje się.

Waląc różową parasolką budzi swoje­go towarzysza Williego (Adam Ferency na zmianę z Krzysztofem Kołbasiukiem).

- Biedny Willie, żadnej ikry, żadnej chęci na cokolwiek - mówi kobieta.

Willie, nihilista, co prawda porusza się jeszcze swobodnie, ale głównie na czworakach. Pławi się w słońcu, myśli tylko o seksie.

Tych dwoje przeżyło ze sobą wiele lat. Ona, zapadając się coraz głębiej, wspo­mina bez przerwy ich pierwsze wspól­nie spędzone chwile, gorące uczucia.

- To opowieść o człowieku wciąga­nym w ziemię. Jak w Biblii: "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz" - mó­wi tłumacz i reżyser Antoni Libera.

Jedyną szansą Winnie jest mowa, for­ma pocieszenia się.

- Nie trwoń słów, które masz na cały dzień - mówi bohaterka.

Libera uważa, że to "groteskowe i pa­raboliczne przedstawienie opowiada o względności optymizmu". Z jednej strony bez niego byłoby jeszcze gorzej. Ale trzeba też uważać, bo samozado­wolenie prowadzi na manowce. W beckettowskim świecie ludzie są uwięzie­ni między postawą "Świat jest najlep­szy ze światów" a piekłem Dostojewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji