Artykuły

Sezon u bram, czyli nowe w starym Krakowie

Powoli rozkręca się sezon w teatrach Krakowa. Na początek: jubileusz KTO, prognozy na temat Starego Teatru i wspomnienie lata, czyli kolejny, szalony projekt Capelli Cracoviensis. Sic! To ostatnio jedna z najoryginalniejszych scen Krakowa - pisze Justyna Nowicka w miesięczniku Kraków

Vivat KTO!

Jubileusz 35.1ecia obchodził we wrześniu Teatr KTO, jedno z najciekawszych zjawisk na teatralnej mapie Krakowa. Jego symbolem, spiritus movens, reżyserem i dyrektorem jest Jerzy Zoń. Człowiek-instytucja, wrażliwy polonista i geniusz organizacji, zawsze na stylowym, miejskim rowerze, znawca zup.

Trochę historii - teatr KTO założony został przez studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego w roku 1977. Część artystów, także sam Zoń, związana była Teatrem STU. Na początku była więc alternatywa, teatr studencki, klimat kontrkultury i poszukiwania ambitnych tekstów (Zoń występował np. w legendarnym Exodusie wg Leszka Aleksandra Moczulskiego). Szefem artystycznym teatru Zoń został w 1979 roku. Kiedy pytam go o pierwsze lata pracy w teatrze, nie kryje wzruszenia:

- Ten teatr to całe moje życie. Kiedy zaczynaliśmy z żoną Martą, nasze dzieci były jeszcze zupełnie małe. Dziś po nich dopiero widzę, jak wiele czasu minęło od momentu powstania sceny.

Prawie od początku teatr Zonia łączy teatralną klasykę z plenerem. Od roku 1985 grupa uprawia teatr uliczny nawiązujący do tradycji teatru jarmarcznego, kuglarskiego, wędrownego, cyrkowego. KTO z doświadczeń scenicznych, ale także z eksperymentów z teatrem ulicznym, wykształcił specyficzny język przekazu, którego tworzywem jest ciało aktora, ruch, głos, muzyka, a w bardzo ograniczonym wymiarze słowo. W 1995 roku roku Zoń zostaje także dyrektorem Międzynarodowych Festiwali Teatrów Ulicznych w Krakowie.

- W takim teatrze to widz zawsze jest ostateczną instancją, na ulicy widz podejmuje decyzję natychmiastowo i bez litości - tłumaczy Zoń. - Gramy niezależnie od pogody, w ekstremalnych warunkach, pod każdą szerokością geograficzną.

Teatr KTO jest sceną w podróży, prezentował swe przedstawienia na najważniejszych festiwalach teatralnych w Polsce i na świecie: od Korei przez kraje arabskie, po Edynburg [na zdjęciu] w sierpniu 2012 roku, gdzie konkurując z setką innych scen zwrócił na siebie uwagę Ślepcami.

W recenzjach z całego świata wszędzie powtarzają się słowa o sile obrazu i potędze emocji, które wywołują: "Pełen mocy, odważny i okazały pod względem wizualnym spektakl. Jest to niewątpliwie odważny materiał, o inscenizacji zawierającej liczne elementy obdarzone wielkim pięknem i wspaniałą kreatywnością". "Teatr KTO z Krakowa dokonuje nie lada wyczynu, łącząc wspaniałe efekty wizualne z potężnym uderzeniem emocjonalnym". "Przedstawienie Ślepcy ma wielką moc budzenia entuzjazmu publiczności i tworzenia wyjątkowych obrazów, które pozostają w nas na wiele godzin".

Ja wszystko buduję obrazami - mówił kiedyś reżyser o swojej pracy nad widowiskami ulicznymi. - Trzeba otworzyć wyobraźnię. Zapalić ogień umie każdy - ważne jest, żeby umieć i wiedzieć, jak go zgasić.

Ognia nie gaście! Scenie i jej Dyrektorowi życzymy (co najmniej) 100 lat!

Zanim nastanie Klata

To była najważniejsza wiadomość końca sezonu 2011/12 - nowym dyrektorem Starego Teatru będzie Jan Klata. Taką decyzję podjął minister kultury.

Jednak wcześniej dla wielu artystów związanych z krakowską sceną faworytem w ministerialnym konkursie był dyrektor Łaźni Nowej Bartosz Szydłowski i nominacja Klaty okazała się dużym zaskoczeniem. Z etatu w Starym Teatrze zrezygnował na przykład Krystian Lupa, który przerwał rozpoczętą już pracę nad inscenizacją Miasta snu (premiera planowana była na 2013 rok). Miejmy nadzieję, że nie jest to ostateczne rozstanie jednego z największych polskich reżyserów ze sceną przy Jagiellońskiej (a właściwie przy Starowiślnej, gdzie Lupa realizuje swoje spektakle).

Jakim dyrektorem będzie Klata? To błyskotliwy reżyser o fantastycznej wyobraźni i doskonałej intuicji scenicznej, pełen energii lider o wyraźnych cechach przywódcy. Trudno jednak wyrokować, jakim będzie dyrektorem, w tej roli debiutuje. Mikołaj Grabowski nie zostawia Starego Teatru w doskonałej kondycji artystycznej. Przez krakowskie media przetoczyła się fala dywagacji na temat przyszłości Starego: krytycy wskazywali na słaby wręcz poziom artystyczny ostatnich produkcji teatru czy nieobecność w kadrze młodych reżyserów i aktorów. Często zastanawiano się także, jak Klata pogodzi swoje zobowiązania w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu czy na scenach Zagłębia Ruhry z obowiązkami dyrektora narodowej sceny.

Jaki będzie teatr Jana Klaty przekonamy się dopiero w 2013 roku, najpewniej w drugiej połowie. Przewidziane na początek sezonu premiery zaprogramował jeszcze Mikołaj Grabowski. To m.in. "Chłopcy" Grochowiaka w reżyserii Adama Nalepy, spektakl z gwiazdorską obsadą. A także "Paw Królowej" wg Masłowskiej oraz "Śmierć i zmartwychwstanie świata" w reż. Eweliny Marciniak. Ten ostatni spektakl jest polską prapremierą sztuki 31-letniego niemieckiego dramatopisarza, który mimo stosunkowo młodego wieku zajmuje już ugruntowaną pozycję w niemieckojęzycznym teatrze. W 2009 roku Nis-Momme Stockmann wziął udział w roboczych spotkaniach dramaturgów w ramach sieci Mitos21, które odbyły się w Starym Teatrze. Fragmenty pisanego przezeń wówczas dramatu (ukończonego ostatecznie w ubiegłym roku) stanowiły podstawę warsztatowego spektaklu zaprezentowanego w roku 2010 na scenie Muzeum.

Jan Klata zapewnia, że jako dyrektor nie przestanie w Starym reżyserować.

Nie zdradza jednak żadnych szczegółów. Jego nową krakowską inscenizację poznamy natomiast już w listopadzie tego roku. Nowy dyrektor Starego Teatru ma również doświadczenia jako reżyser radiowy - z okazji 85-lecia Radia Kraków sięgnie w teatrze radiowym po bardzo krakowską powieść Wita Szostaka Dumanowski. O inscenizacji jedno można powiedzieć na pewno - będzie słuchowiskiem eksperymentalnym, a jego premiera zaplanowana jest nieprzypadkowo na 11 listopada.

Łaźnia po japońsku

Twórcy spektaklu w Łaźni Nowej nawiązują do legendarnej japońskiej opowieści o 47 roninach. Nie powinno to dziwić. Opowieść o 47 roninach inspirowała wcześniej wielu filmowców, twórców teatru, autorów drzeworytów czy nawet komiksów. To opowieść o zemście, w której osieroceni przez swego pana-dowódcę żołnierze, z dumnych samurajów stają się godnymi politowania, zdegradowanymi społecznie roninami.

W Łaźni Nowej "zemsta jest kobietą". Ten pomysł nawiązuje z kolei do konwencji tradycyjnego japońskiego teatru kabuki, w którym początkowo wszystkie role grały kobiety. Tutaj także historia krwawej zemsty opowiedziana jest z kobiecej perspektywy. Ważne są nie tyle polityczno-wojskowe procesy, ile alternatywna, równoległa historia wysnuta z intymnego świata kobiet.

Brzmi intrygująco. Niestety, ciekawe pomysły ograniczają się do samej idei spektaklu, na scenie razi przede wszystkim banał. Najpopularniejsze hasła, najbanalniejsze skojarzenia. Japonia zredukowana do najprostszych klisz. Ceremoniał parzenia herbaty, gejsze, kimona, kaligrafia, kwitnąca wiśnia. Wymachiwanie mieczami, kodeks bushido, etc. Czego właściwie moglibyśmy się dowiedzieć z tego pokazu? Co przeżyć? Trudno dociec, jaki może być cel tej prostej kompozycyjnie etiudy, którą trudno nawet nazwać przedstawieniem.

Najbardziej szkoda zdolnych amatorek, dziewczyn zaangażowanych do spektaklu w wyniku castingu. Nie one okazują się amatorkami, ale profesjonalna ekipa twórców spektaklu, którzy próbują nam wmówić, że ze zbieraniny komunałów na temat Japonii można stworzyć ważne dzieło. Zdecydowany falstart na początek sezonu.

Capella prowadzi w las

Wydarzeniem wakacji był z pewnością projekt Capelli Cracoviensis pt. "Naturzyści". Spacerowaliśmy wraz z artystami po Lesie Wolskim i słuchaliśmy pieśni Mendelssohna "...do śpiewania na wolnym powietrzu". Projekt doskonale współbrzmiał z atmosferą lata, śpiewacy CC pokazali niezłą formę, pomysł był oryginalny, a wykonanie pełne wdzięku. Wątpliwości jednak nie zabrakło.

Zabrzmiała stylowa muzyka swojej epoki na chór a capella, elegancka, podszyta romantyczną melancholią. Klasyczne tematy: człowiek w kontekście natury, wiosna jako katalizator odnowienia, wyzwalająca moc natury, ale także jej siła i nieprzewidywalność. Na trasie wycieczki trzy stacje: pierwsza była dramatycznym obrazem walki między kulturą i naturą (choć niektórym skojarzyła się przede wszystkim z filmem Seksmisja), druga balansuje między groteskowym pogrzebem zwierzątka a pastiszem słynnej sceny złożenia ofiary ze Święta wiosny Strawińskiego, trzecia jest czystą apoteozą miłości - z przenośnego magnetofonu brzmi marsz weselny Mendelssohna, a śpiewacy rozbierają się nieomal do rosołu i toną w namiętnych pocałunkach.

Jeśli ktoś polubił projekty Cezarego Tomaszewskiego, dobrze bawił się ".. .na wolnym powietrzu". Lubię je i ja. Zaczyna mnie jednak nieco niepokoić przerost groteskowej tonacji, która wobec każdej klasycznej powagi stawia na dystans, nuty prześmiewcze, ironię. Rozumiem potrzebę rozbrojenia zadęcia otaczającego poważną muzykę w salach koncertowych. Ale to przecież tylko jedna z dróg niebanalnie tę muzykę popularyzujących. Zbyt uporczywe trzymanie się raz obranego szlaku może nas zwieść na manowce...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji