Artykuły

Historia, której nie było

Osiem Oscarów dla filmu Milosa Formana i premiera w Teatrze Na Woli z Łomnickim w roli Salie­riego i Polańskim jako Mozartem sprawiły że za każdym razem, gdy mowa o "Amadeuszu" Petera Shaf­fera, wszyscy nabożnie chylimy czoło. Wielka sztuka, która posłuży­ła za kanwę wielkiego filmu, wiel­kie role dla największych aktorów. Nie ma ucieczki od tęgo mitu. Każ­da premiera "Amadeusza" może być tylko albo sukcesem, albo total­ną klapą. Nawet jeżeli sztuka Shaffera sama w sobie tej wielkości jest pozbawiona, jej najbardziej znane realizacje niebotycznie win­dują oczekiwania widzów

Mozart bez Mozarta

Zbigniew Brzoza wystawił "Amadeusza" jakby w opozycji do tej legendy. To przedstawienie ład­ne. Po prostu ładne. Efektowne wi­zualnie, urzekające rozwiązaniami plastycznymi, lekkie. Ale właśnie przez to puste. Mimowolnie spo­dziewamy się wielkich kreacji, wielkich ról, napięcia, dramatyzmu, konfliktu. Ale tutaj tego nie ma. Jest historia starego człowieka, który wspomina swoją przeszłość - ob­razy, sceny, epizody. Salieri przyzna­je się do odpowiedzialności za śmierć Mozarta. Ale de facto nie przedstawia nam się żadnych do­wodów na tę podłość, żadnych emocji, które by o niej świadczyły Z drugiej zaś strony tych dowodów pozbawiony jest sam tekst. Nie wiemy jak dalece Salieri przyczynił się do klęski Mozarta, wiemy tylko, że przypisuje sobie tę rolę. Dlacze­go i po co? To najważniejsze pyta­nia stawiane w "Amadeuszu".

Kim jest Mozart Andrzeja Ma­stalerza? Zarozumiałym bałwa­nem skupionym na seksie. To po­stać groteskowa, płaska. Pozbawio­na jakiejkolwiek wielkości. Masta­lerz rysuje swoją rolę bardzo pro­stymi środkami - krzyczy, wykłóca się ze wszystkimi i o wszystko. Jego Mozart jest po prostu wrzeszczą­cym, zarozumiałym dzieciakiem. Z trudem wierzymy że jego ge­niusz jest prawdziwy. Raczej wyda­je się, że to dzieło przypadku. To Mozart bez tajemnicy i bez drama­tu. Mozart bez Mozarta.

Bez żalu i emocji

Kim jest Salieri, narrator tej opowieści? Zbigniew Zapasie­wicz, aktor wydawałoby się najod­powiedniejszy do tej roli, jest po prostu nijaki. Nie widać po nim żadnych namiętności, żadnego napięcia, żadnych emocji. Opo­wiada to, co kiedyś miało miejsce.

Opowiada jedynie zdarzenia, których byt świadkiem. Nawet nie tyle sprawcą, co właśnie świad­kiem. Dopiero w finale, na chwilę, tylko na parę chwil, dostrzegamy to, co Zapasiewicz mógłby zagrać. Przez moment widać wściekłość i nienawiść drzemiącą w Salierim, niszczycielską siłę, jaka nim po­wodowała. Ale to tylko moment. Za krótko, byśmy mogli naprawdę zrozumieć, czym była rywalizacja między nim a Mozartem i kogo tak naprawdę zniszczyła.

Mozart w "Amadeuszu" Brzozy umiera z głodu. Nie zostaje zamor­dowany nie zostaje zniszczony Umiera z głodu i przez swoją próż­ność. Salieri nie miał w sprawie je­go śmierci nic do roboty To się sta­ło samo i nikt tu nie jest winny Dla­czego więc opowiada nam tę histo­rię? Przedstawienie Brzozy nie przynosi odpowiedzi na to pytanie. Salieri i Mozart prawie się tu nie spotykają. Nie dochodzi między ni­mi do żadnej konfrontacji. Mozart lekceważył Salieriego. Teraz Salieri opowiada swoją historię. Bez nie­nawiści i bez żalu. Ani kiedyś, ani teraz nie stało się nic ważnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji