Artykuły

Teresa Roszkowska - wspomnienie

Teresę Roszkowską, słynną scenografkę i malarkę, poznałam w Łodzi jesienią 1974 r., kiedy przyjechała do Tea­tru Nowego, aby w tamtejszych pracowniach dopilnować kostiumów i dekoracji do "Wesela Figara" Beaumarchais w reżyserii Bohdana Korzeniewskiego. Pomimo 70 lat by­ła damą ekscentryczną, o nieposkromionej energii. Miała jak Cyganka śniadą cerę, w uszach długie, turkusowe kol­czyki, na rękach złote bransolety. Nosiła czarne futro z mał­py i wydekoltowaną, kolorową suknię własnego projektu. Lekko zaciągała, co przypominało o jej kijowskim pocho­dzeniu.

Ojciec Adam, urodzony w Uniejowie pod Kaliszem, w Kijowie ukończył uniwersytet i politechnikę i pracował jako inżynier konstruktor, a po zwycięstwie bolszewików z ramienia młodego rządu polskiego zajmował się repatriacją rodaków. Matka Dorotea Leiszke, słynąca z urody i elegancji, była - jak mówiono w War­szawie - frojliną dworu cesarskiego. To po niej Teresa odziedziczyła wyznanie ewangelicko-luterańskie, a także biżuterię, na którą połako­mił się okrutny morderca dziesięć lat temu...

Roszkowscy przyjechali do Warszawy w roku 1922 i zamieszkali na Saskiej Kępie. W tym domu Teresa przemieszkała 70 lat. W salonie stał fortepian, gdyż w latach 1922-29 studiowała w Warszawskim Konser­watorium Muzycznym. Nigdy w mojej obecności nie otworzyła instru­mentu. Jak kiedyś wyznała, przestała grać podczas wojny, gdy na wa­łach wiślanych salwy niemieckich karabinów kładły spędzanych tam Po­laków...

Niemal równocześnie ze studiami muzycznymi wstąpiła do Akademii Sztuk Pięknych, gdzie znalazła się w pracowni Tadeusza Pruszkowskie­go. To wraz z uczniami ,,Prusza" jeździła na plenery do Kazimierza. Kilka mieniących się ostrymi barwami pejzaży z tego okresu ("Fanta­zja kazimierska", ,,Zachód słońca w Kazimierzu", "Klasztor w Kazi­mierzu"), a także "Autoportret" z lat 1928-29 podarowała już po woj­nie Muzeum Nadwiślańskiemu w Kazimierzu Dolnym, które odwdzię­czyło się, urządzając w kwietniu 2002 r. wspaniałą wystawę "Teresa Roszkowska - obrazy i scenografia".

Decydująca dla przyszłości artystycznej Roszkowskiej okazała się wi­zyta w 1933 r. u znakomitego scenografa Wincentego Drabika, który zaproponował jej sporządzenie projektów dekoracji i kostiumów do ba­letu Lucjana Różyckiego "Jan Twardowski". W tym samym roku de­biutowała jako scenograf w sztuce "Pan do towarzystwa" Hasenclevera w reżyserii Leona Schillera, który namówił ją do wstąpienia na Wydział Reżyserii w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej (1934-36). Pracowała także z Schillerem przy tak głośnych spektaklach jak "Maszyna piekielna" Cocteau i, "Judyta" Giraudoux. W 1939 r. scenografią do "Obrony Ksantypy" Morstina rozpoczęła trwającą kilkanaście lat współpracę ze znakomitym reżyserem Edmundem Wiercińskim.

To właśnie Wierciński wyreżyserował "Elektrę" Giraudoux na inaugurację Sceny Poetyckiej w Łodzi w 1946 r.

W czasie wojny dramat ten z inicjatywy Tajnej Rady Teatralnej został odczytany przez tłumacza Jarosława Iwaszkiewicza w mieszkaniu Roszkowskich przy ul. Obrońców. Ażurowa dekoracja z grecką kolumnadą oraz uwspółcześnione kostiumy antyczne (np. plisowana suknia Klitajmestry) należały do najwybitniejszych prac Roszkowskiei. podobnie jak kolorowe sieci stanowiące tło sceniczne Molierowskiego "Don Juana" w Teatrze Polskim w Warszawie w reżyserii Korzeniewskiego (1950). Spektakl ten został zdjęty z repertuaru za odchylenia formalistyczne oraz "oryginalną kolorystykę", co było w dobie socrealizmu ciężkim zarzutem.

To właśnie śmiała kolorystyka przy umowności elementów dekora­cyjnych (np. pasy słuckie w "Strasznym dworze" Moniuszki w reżyse­rii Aleksandra Bardiniego w Warszawskiej Operze, 1963), a także wspa­niałe kostiumy, w których nikt jej nie dorównał, przyniosły sławę Rosz­kowskiej - scenografowi. Jej ostatnią pracą była "Zemsta" Fredry w re­żyserii Kazimierza Dejmka w Teatrze Nowym w Łodzi (1978).

Nie porzuciła jednak malarstwa. Kazimierz nad Wisłą zamieniła na Szlembark na Podhalu. Wierna była także wybrzeżom Włoch, Hiszpa­nii, Grecji, Francji. Musiała tam "napaść" oczy jaskrawym słońcem i nie­bem. Ostatnie lata spędzała regularnie w Nicei, skąd przywoziła minia­turowe szkice południowych, różowo-zielonych ogrodów, które przeno­siła następnie temperą na deskę. Zatrzymywała się również w paryskim mieszkaniu mego pasierba Tomka Korzeniewskiego, gdzie - jak na Sa­skiej Kępie - karmiła wszystkie gołębie i koty. Stąd wyruszała też co­dziennie do galerii, aby zobaczyć najnowsze obrazy, o których - naj­częściej bardzo krytycznie! - opowiadała po powrocie do Warszawy. Paryż był jednak dla niej, jak w młodości, stolicą światowej sztuki. Pa­miętała, że sama miała tam wystawę w roku 1930 w Galerii Bonapar­te, gdzie sprzedała wiele obrazów.

Kochana Teresko, wybacz, że owej dramatycznej nocy nie zabrałam Cię do teatru ani nie zatelefonowałam, aby nie usłyszeć Twego sakra­mentalnego pytania, czy na pewno kotom ugotowałam ryby w jarzy­nach...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji