Artykuły

Zdrowe wyczucie prawdy

Konstanty Simonow, młody (urodz. w 1915 r.) i głośny już pisarz radzie­cki, owym "Harrym Smithem" zado­kumentuje, jak pojmuje funkcję spo­łeczną swego pisarstwa, jak poprzez jego ideowość, przystępność i żywość w wiązaniu się ze współczesnością równocześnie na tę rzeczywistość od­działuje. Naturalnie, nie zawsze ży­wot tych prac będzie długowieczny, ale wówczas ich wartość oceniać się będzie rezultatami oddziałania a nie osiągnięciami artystycznymi. Jak w plastyce, obok malarstwa stalugowego, odkrywczego, jest sztuka użytko­wa, także i teatr musi wykorzystać swoje możliwości stopniowego wy­chowywania i kształtowania nowego człowieka, możliwości także ściśle po­lityczne, co specjalnie polskiego wi­dza nie powinno szokować, jeżeli zna dobrze dzieje polskiej literatury dra­matycznej i polskiego teatru, od "Od­prawy posłów greckich" poprzez "Dziady", "Nieboską" do Wyspiań­skiego. Tylko, że właśnie my zdoby­waliśmy się na arcydzieła, a nie ma­my tradycyj dobrego, rzetelnego rze­miosła dramatopisarskiego. Dlatego też u pisarzy drugo- i trzeciorzęd­nych przeważa - używając terminu Leona Schillera - "rozczochrana swawola formy, braki treściowe ma­skująca dumnym niezrozumialstwem". Może w drugiej części zda­nia Schiller przesadza, ale "rozczo­chrana swawola formy" jest określe­niem kapitalnie trafnym.

"Harry Smith" Simonowa jest wyrazem wiary w zwycięstwo postępowej Ameryki Lincolna i Roosevelta przeciw Ameryce dolara, kłam­stwa i imperializmu. Jest optymisty­cznym artykułem politycznym, mimo ilościowej przewagi komediowego reportażu, brawurowo charakteryzu­jącego nicość lub łajdactwo małych płotek lub fałsz i kanalstwo wielkich rekinów kapitalistycznych i neofa­szystowskich. Bohater sztuki Simonowa bynajmniej nie jest komunistą przeciwnie uważa, te każdy kraj po­winien iść własną drogą odradzania się i postępu. Ale jest człowiekiem uczciwym i mężnym bojownikiem o prawdę, harmonizującym swoje przekonania z pełnym wyrzeczeń po­stępowaniem.

Sztukę Simonowa opracowano w Krakowie niemal znakomicie. Wła­dysław Krzemiński oczyścił przede wszystkim przekład z wielkich nie­poradności i zagęścił dialog do lapi­darnych, ścierających się żywo i teatralnie zdań. A dalej, jako reżyser, przez nadzwyczaj trafne i sugesty­wne rozłożenie tonacji i akcentów na plan pierwszy wysunął człowie­ka, jego charakter czy typowość, psychice i działaniu człowieka na­dając znaczenie polityczne, a sloganowej chwilami publicystyce dając rolę zgrabnego komentarza. Sceny wybitnie dialektyczne ożywił bardzo swobodnymi sytuacjami, panował nad tempem, barwnością widowi­ska i wyrazistością drugoplanowych sylwetek. Zespół miał szczególnie szczęśliwie dobrany. Andrzej Stop­ka zaś dał oprawę dekoracyjną, do­brze łączącą smak amerykański z sytuacyjnymi wymaganiami reżysera i linią sztuki. Jan Kurnakowicz rolami Klaudia w "Kaprysach Marianny", Horodniczego w ,,Rewizorze" i prezesa Mac Phersona w utworze Simono­wa - sięgnął szybko i zdecydowa­nie po miejsce pierwszego dziś polskiego mistrza gry charakterystycz­nej, stapiającego dynamizm potęż­nego żywiołu z precyzyjnym wypracowywaniem szczegółów, zawsze nie opartych na efektach dla efek­tu, ale najsilniej związanych z pra­wdą wewnętrzną postaci, wyczyta­nej z tekstu. Kurnakowicz znajduje w stopniu pasji, z jaką atakuje w modulacji i melodii zdań, w rozkładzie barw i akcentów wyrazowych tyle bogactwa i wartości treścio­wych, że można przymknąć oczy i wiedzieć wszystko. A cóż dopiero, gdy się w jego mimice, gestykula­cji, charakteryzacji i pozie, odnaj­dzie dalsze uzupełnianie realistycz­nego, a jednak teatralnymi walorami wyrażonego portretu psycholo­gicznego i fizycznego człowieka. Cy­nizm rekina, kupującego za dolary dusze ludzkie, jak i wytworność, z jaką potrafił Kurnakowicz być w tej roli potwornie brutalnym, trwa­le pozostanie w pamięci bystrych widzów.

Niewielka rólka Eugeniusza Solarskiego, groszowego wierszoroba reportera, na pewno należeć będzie do jego najlepszych, a w tym przed­stawieniu stawiam ją na pierwszym planie po Kurnakowiczu: tak był w niej odmienny od nieraz powta­rzanej maniery, tak nieprzerysowany a narastający w ekspresji w sce­nie upicia, i wreszcie znakomity w niemal milczącej partii sceptycyz­mu i politowania, gdy słuchał wy­wiadu Smitha! - Smitha grał szla­chetnie, z dobrze cieniowanym spo­kojem, pokrywającym bunt wewnę­trzny, Tad. Białoszczyński. - Surowa dał w roli Goolda nowy okaz swych rozległych możliwości sce­nicznych. Był odrażający, co wydo­był bardzo prostymi środkami. - Kondrat niezwykle szczęśliwie utrzymał rolę dziennikarza Murphy na pograniczu beztroskiego humoru i filozoficznego cynizmu, a głęboko lirycznego spojrzenia na świat i lu­dzi. - Ludwika Castori dostała rolę bardzo niejasną wielokrotnej ko­chanki szefów i narzeczonej Smitha. Stworzyła żywy typ Amerykanki, ale jej decyzja porzucenia Smitha zbyt nagle zaskakuje widza który do tej Jessie, zwłaszcza po pierw­szych obrazach, ma wiele sympatii. - St. Kostecka, W. Macherski, S. Jaworski i Et. Wroński dopełniali w epizodach starannej obsady.

Wyjazd Kurnakowicza do Wrocła­wia przerwał wielkie powodzenie sztuki. Zasługa tego powodzenia właśnie w Krakowie jest dziełem reżysera i aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji