Artykuły

Rosja kocha sztukę

Z dyrektorem Teatru Śląskiego Henrykiem Baranowskim, laureatem Wszechrosyjskiej Złotej Maski, o jego pracy reżyserskiej w Rosji, rozmawia Henryka Wach-Malicka.

- Gratulacje; Złota Maska za realizację najlepszego spektaklu operowego Rosji w roku 2003 to brzmi dumnie! To nie pierwsza pana teatralna robota w tym kraju.

- No nie; choć początkiem tej przygody był przypadek. Trafiłem do Rosji poniekąd z "namaszczenia" Izabeli Cywińskiej. Zabierała się do reżyserowania w Omsku, ale otrzymała propozycję objęcia funkcji w polskim rządzie, więc musiała zostawić pracę nad spektaklem. Wybrała mnie na kontynuatora. Zrobiłem tam "Skrzywdzonych i poniżonych" według Dostojewskiego, ale z tekstami Sołżenicyna, Lenina i Stalina; spektakl pokazywano z sukcesem na Festiwalu "Teatr Świata" w Essen. Ciekawym doświadczeniem była na pewno praca nad realizacją "Balkonu" Jeana Geneta; specjalnie na tę okazję przetłumaczonego. Do tej premiery Genet był w Rosji zakazany.

- I z jakim spotkał się przyjęciem?

- Trudno uwierzyć, ale "Balkon" okazał się bardzo rosyjską sztuką; w podtekstach i dosłownie! Potem była dłuższa przerwa w mojej z Rosją zażyłości, bo wojażowałem i pracowałem w zdecydowanie innych rejonach świata. Ale w tym czasie dyrektor teatru z Omska został już szefem Nowosybirskiego Teatru Opery i Baletu...

- ... i postanowił wystawić "Życie z idiotą", proponując panu reżyserię. Przyznaję - nie słyszałam o tej operze.

- A historia jej powstania sama w sobie nadaje się na dobrą sztukę. Z końcem lat 80. doszło do spotkania dwóch rosyjskich dysydentów: Alfreda Szchnittke i Wiktora Jerofiejewa. To był wieczór autorski Wiktora; czytał swoje opowiadanie. Zafascynowało ono Alfreda, który postanowił skomponować muzykę do tego tekstu. W Rosji już zmieniała się atmosfera, Gorbaczow na tyle "odpuścił" Jerofiejewowi, że można było czytać jego utwory. Jeszcze nie wydawać, ale już czytać. No i słowo stało się operą; opiekę dyrygencką nad kompozytorem sprawował Mścisław Roztropowicz i w 1992 roku, w Amsterdamie wyszła premiera. Nie udała się natomiast realizacja moskiewska. Były protesty, rzecz okrzyknięto skandalem, poleciały nawet kamienie. "Życie z idiotą" zdjęto z afisza po jednym przedstawieniu.

- Czyli spektakl w Nowosybirsku był właściwie pierwszym rosyjskim wystawieniem tej opery. Tym razem obelgi nie leciały?

- Nie obyło się bez protestów, ale czasy naprawdę mamy inne, od pieriestrojki minęło kilkanaście lat. W Rosji ludzie teatru już nie umykają przed trudnymi tematami, widzowie też nie. Raczej zaniemówiono, niż potępiono.

- Co tam, na Boga, jest tak bulwersującego?! Jak rozumiem oburzenie dotyczy bardziej treści niż muzyki.

- Muzyka pisana była pod libretto, trudno jej słuchać osobno. Schnittke ułożył tło dla biegu akcji, z tradycyjnych motywów muzycznych; rosyjskich i radzieckich. To taka tkanka dźwięków, w których tkwił obywatel państwa sowieckiego. Rzecz w tym, że są to motywy świadomie sfałszowane, przekrzywione, pełne dysonansów, idealnie przystające do koszmaru, o jakim mówi libretto "Życia z idiotą". A ono rzeczywiście może być trudne do przyswojenia.

- Życie z idiotą jest koszmarem...

- ... zwłaszcza gdy to idiota wprowadzony w życie bohatera nakazem partii. Życie z idiotą to rodzaj kary, zamiast łagru - na przykład - niosącej jednak nieobliczalne skutki. Uwięziony w szpitalu pisarz znosi ze strony idioty wszelkie upokorzenia i okropności (spalenie księgozbioru, gwałt na żonie i na sobie, obcięcie żonie głowy sekatorem), ale w końcu nie potrafi obejść się już bez dręczyciela. To jeden z bardziej przejmujących symboli uzależnienia się od przemocy, z jakim spotkałem się w swojej pracy.

- Trudno się dziwić reakcji publiczności, dopatrującej się pewnie swojego wizerunku w tym spektaklu.

- To jest spektakl mający asocjacje polityczne, ale pozostają one jakby na drugim planie. Starałem się przede wszystkim wydobyć archetypy ludzkich zachowań, jakąś pierwotną dzikość, która w człowieku tkwi zawsze, choć rzeczywiście ujawnia się w okolicznościach przymusu i przemocy. Związek Radziecki na pewno był dla swoich obywateli bolesnym sprawdzianem tej teorii. Gwałt i agresja niszczyły ludzi, ale dla wielu stawały się nieodłącznym elementem życia, tworzyły nowe reguły relacji społecznych. Także po epoce stalinizmu. I nie tylko w Rosji, choć może tam było to szczególnie widoczne... Są ludzie, którzy bez fascynacji gwałtem, bez kultu siły nie mogą funkcjonować. Myślę, że dlatego ten spektakl wywołał tak silne emocje, ale i dlatego cieszył się zainteresowaniem. Czasem trzeba coś nazwać po imieniu, żeby to z siebie wyrzucić. Wielu widzów miało zresztą odwagę śmiać się; spektakl nie jest pozbawiony elementów gorzkiego humoru.

- "Życie z idiotą" poraziło jednak nie tylko Rosjan, ale i Niemców. Spektakl pokazywany był w Deutsche Oper w Berlinie, w Monachium i w Magdeburgu, wszędzie wywołując poruszenie.

- Rosjanie na idiotę zostali skazani, Niemcy go sobie wybrali. Potrzeba rozliczenia się z przeszłością wcale nie jest dziś w Niemczech mniejsza niż kiedyś.

- Reżyseruje pan w obydwu tych krajach. O zainteresowaniu kulturą niemiecką mówił pan wiele razy, a Rosja pana fascynuje?

- I to jak! Połowa europejskiego repertuaru operowego powstała w Rosji. Genialna literatura, wspaniały balet. Ale przede wszystkim panuje tam wielka miłość zwykłych ludzi do sztuki, do artystów. Rosjanin będzie pościć, ale uskłada na bilet do teatru! Muzea są pełne zwiedzających, księgarnie czytających. Nawet polityka - tak restrykcyjna! - nie zabiła w Rosjanach potrzeby obcowania ze sztuką. W Polsce to się nie udało, w Polsce zniszczono sztukę beznamiętnym skreśleniem kultury z każdego możliwego budżetu. Z dwóch procent, wydawanych przez państwo na kulturę, zostały dwie dziesiąte; poniżej błędu statystycznego. A w Rosji buduje się nowe teatry i filharmonie. Ot, paradoks.

- No tak, a mieliśmy się cieszyć ze Złotej Maski...

- Ależ ja się cieszę, bo choć może nie najładniejsza, to przecież artystycznie i emocjonalnie nie do przecenienia.

- Czy zobaczymy "Życie z idiotą" w Polsce?

- Jeśli dogadają się ministerstwa kultury.

- A jak wyglądałaby polska inscenizacja tej opery?

- Zupełnie inaczej. W Rosji to jest temat wprost, u nas - jednak metafora.

Henryk Baranowski

Reżyser dramatyczny i operowy, aktor, scenograf. Absolwent Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego (1968) i Wydziału Reżyserii PWST w Warszawie. W 1980 roku założył w Berlinie Zachodnim prywatną scenę - Transformtheater, którą z powodzeniem prowadził przez 12 lat. Reżyseruje w kraju i za granicą (m.in. Niemcy, Rosja, Norwegia), jest także pedagogiem. Od września 2003 r. szefuje Teatrowi Śląskiemu. Szerokiej publiczności znany jest z roli Ojca w pierwszej części "Dekalogu" K. Kieślowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji