Artykuły

Warto się było namęczyć

W środowisku teatralnym plotkowano, że jest reżyserem bezwzględnym, zamęczającym aktorów. A oni, nawet ci najwięksi, marzyli, by zagrać u niego choćby epizod. W wieku 83 lat zmarł Jerzy Jarocki.

Dosłownie odebrało mi mowę, kiedy usłyszałem głos dziennikarki oznajmiający z udawaną żałobą, że zmarł Jerzy Jarocki. Myślałem, że jestem już odporny na odejścia, na ból, że sobie z tym radzę, okazało się jednak, że na taką stratę nie byłem przygotowany - mówi Jan Nowacki, jeden z wielkich krakowskich aktorów Jarockiego.

Tak jak Jerzy Radziwiłowicz, Jerzy Stuhr, Jerzy Trela, Krzysztof Globisz, Anna Dymna czy Dorota Segda. Widzieli się z mistrzem zaledwie miesiąc temu w krakowskim Hotelu Francuskim. Zaprosił wszystkich debiutujących u niego aktorów, ale też krawcową, brygadiera sceny - właśnie obchodził 50-lecic podpisania pierwszej umowy w Starym Teatrze.

- Zadzwonił do mnie i powiedział: "Nie mam sekretarki tak jak dyrektorzy, sam muszę wszystkich obdzwaniać, zapraszam cię na kolację". Zaznaczyłem sobie tę kolację na czerwono w kajecie, żeby jej nie przegapić. Wykombinowałem, że zaniosę mu srebrny kubek z napisem, ile mu zawdzięczam - wspomina Nowicki.

Do Francuskiego ściągnęła tego dnia plejada wielkich aktorów. Opuszczali hotel z wrażeniem, że rocznica podpisania kontraktu była tylko pretekstem, żeby się z nimi pożegnać. Choć to słowo nie padło. Jerzy Jarocki zmarł 10 października, tuż po zakończeniu zapisu telewizyjnej adaptacji "Tanga" z Teatru Narodowego. Nie zdążył z montażem.

W listopadzie miały się zacząć próby do jego autorskiego scenariusza "Węzłowisko". Bohaterami mieli być Włodzimierz Lenin, jego szwajcarska kochanka i ludzie sztuki: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Konstanty Stanisławski czy Juliusz Osterwa. Chciał wyreżyserować spektakl o wzajemnym przenikaniu się polityki, sztuki i życia. Właśnie trwało kompletowanie obsady.

Zomowcy łomotali do drzwi

- Mam wrażenie, że ostatnie przedstawienia reżyserował ze słuchu, bo miał duże problemy ze wzrokiem. W gabinecie miał ogromną lupę przykręconą na statywie. Pod tą lupą przesuwał książki, które czytał. To było wzruszające, ten jego hart ducha. Do końca się nie poddawał - wspomina Beata Guczalska, wykładowca krakowskiej PWST, autorka monografii "Jerzy Jarocki - artysta teatru". - Pod koniec lat 80. przeszedł dwa zawały, miał dwukrotnie zakładane by-passy, ale ciągle prowadził ze swoim organizmem negocjacje, żeby móc dać z siebie więcej. Więcej pasji do teatru, która narodziła się, gdy miał 12 lat.

"W 1940 roku, w czasie okupacji, na naszym podwórzu stał od 1939 roku pozostawiony przez drogowców wóz. Taki wóz Drzymały, świeży, zielony lakier. Strasznie mi się ten wóz podobał. Jako przedmiot. Chciałem coś z nim zrobić. Wykombinowałem, że tam będzie teatr" - mówił Jarocki o swoim pierwszym doświadczeniu teatralnym. Zatrudnił dwóch chłopaków, dwie dziewczyny i zorganizował teatr lalkowy na kółkach. Za wstęp kasował po 50 groszy. Przedstawienia cieszyły się sporym powodzeniem, ale spadły z afisza z pierwszym śniegiem.

Bardzo długo traktował teatr jako rodzaj niepoważnej zabawy. Jeszcze kiedy chodził do liceum w Jeleniej Górze i prowadził teatr uczniowski, uważał, że nie powinien zajmować się takimi głupstwami jako dorosły człowiek. "Bardzo chciałem być oficerem marynarki handlowej. Zdawałem nawet do szkoły handlowej w Gdyni" - wspominał po latach.

- Pochodził z przedwojennej, inteligenckiej rodziny. Kindersztubę wyniósł z domu. Dziś w kulturze emocjonalnego ekshibicjonizmu możemy powiedzieć, że był człowiekiem starej daty. Środowisko traktowało go z respektem, bo nigdy nie był wylewny, nie okazywał emocji, co nie znaczy, że nie był towarzyski i nie miał poczucia humoru - wspomina Beata Guczalska.

Krakowską PWST wybrał ze względu na matkę, bo mieszkała tam po rozwodzie z ojcem. W ten sposób Kraków stał się miastem jego młodości, choć urodził się w Warszawie, na Bródnie, w 1929 roku. "W szkole krakowskiej dobrze mi się powodziło, bardzo mnie chwalono. Ale paradoksalnie, to właśnie szkoła krakowska zniechęciła mnie do zajmowania się aktorstwem" - wspominał po latach.

Umiejętności aktorskie przydawały się jednak w pracy reżysera.

Jan Nowicki: - Kiedy zaczęły się próby do "Tanga" Mrożka, przy wspaniałej obsadzie, powiedziałem, że nie mogę na nie przychodzić, bo mam przedstawienie w teatrze studenckim. On to uszanował. Czytał na tak zwanych próbach analitycznych rolę Artura za mnie. Robił to doskonale. Jeden z kolegów poradził mi wtedy: "Niech pan wraca jak najszybciej, bo za chwilę nie będzie pan w ogóle potrzebny".

- Myślę, że zdecydował się na reżyserię, bo aktorstwo na dobrą sprawę jest rzeczą nudną. Trzeba znaleźć taki ciąg, żeby przez całe dwie i pół godziny konsekwentnie grać rolę. Boję się, że panu Jerzemu nie chciałoby się zachowywać tej konsekwencji. Nie to go interesowało - uważa Krzysztof Globisz.

Nudą wiało też z teatru Leona Schillera, który naśladowano na wydziale reżyserskim. "Powojenne inscenizacje Schillera, które Jarocki oglądał, wydały mu się anachroniczne, wręcz okropne'' - pisze w monografii Beata Guczalska.

- Wyjechał na studia do Moskwy, bo w tamtych czasach Moskwa była mekką reżyserii. Tam studiowali najwybitniejsi, choćby Jerzy Grotowski - mówi aktor Olgierd Łukaszewicz. Jadąc do Moskwy, nie wiedział, jaki koniec spotkał Meyerholda, którego podziwiał, i naiwnie wypytywał o zamordowanego przez stalinowskie władze artystę. Wiedza, czym jest komunizm, przyszła później.

Jego inscenizacja "Mordu w katedrze" T.S. Eliota, która była reakcją na stan wojenny i aresztowanie opozycji, przeszła do legendy. Andrzej Łapicki opowiadał, że kiedy teatralni rycerze uderzali mieczami o posadzkę w katedrze św. Jana, zomowcy łomotali w drzwi katedry. Przed stanem wojennym, jeszcze w latach 70., przedstawienia, które Jarocki przywoził z Krakowa i Wrocławia do Warszawy, były zabezpieczane przez policję. "Strzegła wszystkich wejść do Teatru Dramatycznego przed studencką i licealną młodzieżą, która nie miała biletów, a chciała za wszelką cenę dostać się do środka. Gdzie te czasy?" - pytał kilkanaście lat po transformacji. I dodawał: "Warto się jednak było wtedy potrudzić, pomęczyć, poharować. Ówczesna młodzież to dzisiejsi 40-, 50-latkowie - oni dzisiaj dzięki ówczesnemu ożywionemu życiu teatralnemu nie mieli takiej całkiem paskudnej młodości".

Ciepły to on nie był

O znaczeniu słowa "harowanie" w słowniku Jarockiego krążyły legendy. - Z wykształcenia był przecież aktorem, znał tajniki tego zawodu, nie za bardzo można było mu wcisnąć, że czegoś nie da się zrobić. Jeśli trzeba było, pokazywał to sam, a wtedy potrafił stanąć na głowie albo unieść wielki stół, którego przed chwilą aktorzy nie mogli udźwignąć - wspomina Guczalska, która wiele razy uczestniczyła w jego próbach teatralnych.

Jan Nowicki: - Jarocki byt artystyczną mendą, podobnie jak Sławomir Mrożek. Artyści tego pokroju są nieprzyjemni dla aktorów, chropowaci. Tylko kretyn jest przyjemny

- Podczas spektaklu "Mord w katedrze" Zbigniew Zapasiewicz tańczył z Mirką Krajewską i musiał dwa razy zrobić skomplikowaną figurę na scenie. To nie wychodziło. W końcu Zapasiewicz powiedział, że się nie da. Jarocki na to: "Mam wejść i ci pokazać?". I wszedł, i pokazał Zapasiewiczowi, jak to zrobić - wspomina Ryszard Adamski, student i asystent Jarockiego.

W tym samym spektaklu Zapasiewicz miał epizod, w którym kochał się z kobietą, ona mówiła słowo "jedzie", kiedy słyszeli dźwięk zbliżającego się pociągu. - Jarocki

stał nad nimi, a ona musiała powtarzać dwie godziny to słowo, aż powiedziała tak, jak chciał - wspomina Adamski. Wtedy zrozumiał, dlaczego niektórzy aktorzy za plecami przezywali Jarockiego "Hitlerek" a inni "Żyletka". A jednocześnie marzyli, by zagrać w reżyserowanej przez niego sztuce. Nowicki opowiada, jak zagrał u Jarockiego w "Procesie" Kafki. - Na koniec wymyślił, żeby Józef K. był nagi, kiedy go zabijają. Byłem na tyle młody i kształtny, że mogłem to zrobić, ale nie czułem się z tym dobrze. "Jerzy, zaczną do mnie strzelać gimnazjaliści z gumek" - tłumaczyłem. Ustąpił.

- Legendy o tym, że prześladował aktorów, wzięły się stąd, że nie był cholerykiem jak Kantor, nie krzyczał, nie przeklinał, ale bywał uciążliwy w dążeniu do perfekcji, w tym mozolnym powtarzaniu; że jeszcze raz, jeszcze raz, w tym nieraz złośliwym punktowaniu aktora i dociskaniu - uważa Guczalska.

Budził respekt. Ryszard Adamski był świadkiem, jak Gustaw Holoubek, który sam już był dyrektorem teatru, ale grał u Jarockiego, spóźnił się minutę na próbę. - Biegi innymi schodami do charakteryzatorek, żeby Jarocki się nie dowiedział. Taki szacunek czuł do niego.

Nie wszyscy jednak potrafili znieść ten rodzaj tresury, jak mówili, na próbach. Zobaczyli w mistrzu człowieka dopiero, kiedy złagodniał na starość. Jacek Poniedziałek w książce "Wyjście z cienia" przyznał: "Ten demon, który mnie wykańczał nerwowro, kiedy z nim pracowałem, stał się potulny, subtelny, a ja nagle zobaczyłem w nim człowieka. Człowieka w pełni sił twórczych, którego ciało nie pozwala mu być już groźnym wilkiem. To mną szarpnęło. Bo w słabości pokazał swoje człowieczeństwo. Jako aktor byłem przy nim skrępowany. Czasem wręcz spętany uwagami. Kiedy z nim pracowałem, niemal dwadzieścia lat temu, był jeszcze potwornie cyniczny, złośliwy, szyderczy, demoniczny wręcz".

Krystian Lupa, reżyser, jeden z ulubionych studentów Jarockiego: - Ciepły to on nie był. Myślę zresztą, że to byłoby dosyć śmieszne, gdyby był ciepły, nikt tego od niego nie oczekiwał. Jego przyjacielskość, jego przychylność były chłodne. Jego pragnienie istotnej relacji z drugim człowiekiem było niesentymentalne i pełne dystansu, z ostrym spojrzeniem.

Nie będzie do kogo ust otworzyć

Rzadko sięgał po klasykę, najchętniej wystawiał polskich dramatopisarzy XX wieku, Witkacego, Gombrowicza, Mrożka i Różewicza. - Miał w sobie dość siły i pewność wartości tych tekstów, że umiał przekonać Szwajcarów i Niemców, żeby wystawili "Ślub" Gombrowicza. Warto sobie zadać dziś pytanie, czy bez jego spektakli mielibyśmy poczucie, że są to tak wielcy dramaturdzy? - mówi Beata Guczalska.

- Myślę, że nie czuł się do końca rozumiany, choć rozumiany być chciał i zawsze dbał o to, by jego spektakle nie były tylko ucztą dla wyrafinowanego widza. Jego przedstawienia miały kilka pięter, z których to pierwsze miało być dostępne i interesujące dla każdego widza, reakcje tej codziennej, a nie premierowej publiczności były dla niego bardzo ważne - wspomina Jarockiego jego ostatnia asystentka Anna Turowiec. - Niemal zawsze dzwoni) po spektaklu, żeby dowiedzieć się, jak poszło. Zaczynał od pytania: a jaka była publiczność? Jak słuchała, czy było dużo młodych?

- Nie wykładał na wydziale reżyserskim. Jedyną szansą, żeby się od niego uczyć, było wykonywanie funkcji asystenta. Później, po kilku latach zawodowej pustki w moim życiu, Jarocki oglądał moje spektakle. Zawsze był zainteresowany tym, co nowego się zdarza w pracy. Miał taką cechę, bardzo rzadką u wielkich twórców teatralnych: nie deprecjonował czegoś nowego, niczego, co jest różne estetycznie od teatru, który on uprawiał. Czegoś, co niekoniecznie wpasowuje się w standardy, które on narzucał - wspomina reżyser Jan Klata.

Anna Turowiec dodaje: - Był człowiekiem zaskakująco otwartym na odmienne poglądy i gusty, ciekawym drugiego człowieka, czasem miałam wrażenie, że wręcz potrzebuje dyskusji, żeby doprecyzować własne pomysły, że potrzebuje oporu.

A jednocześnie potrafił być dowcipny, jak choćby wtedy, gdy poprosił ją półżartem, żeby zatrudniła go u siebie choćby jako statystę, bo w końcu ma wykształcenie aktorskie, a przydałoby się trochę zarobić. Albo gdy przywołał ją do porządku, mówiąc, że kiedy w następnym życiu będzie jej asystentem, to ona będzie decydować, ale na razie niech jednak pozostanie na odwrót.

Jan Nowicki: - W jego przedstawieniach istniało zjawisko jednolitości stylów aktorów. To dzisiaj, w tym tryumfie głupoty, rzecz bardzo rzadka. Odszedł. Zostanie po nim taka pustka jak po Miłoszu, Szymborskiej, Tischnerze, Skrzyneckim. Za chwilę nie będzie do kogo otworzyć ust.

Współpraca Olga Swiątecka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji