Artykuły

W śnieżnym puchu kurzych piór, czyli rzecz o pewnym zagadkowym zniknięciu

"Anna Karenina" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Marek Kujawski w serwisie Teatr dla Was.

Premiera "Anny Kareniny" w Teatrze Studio była zapowiadana od dawna i od razu stawiała pytanie o sens wystawienia adaptacji, dokonanej przez Helen Edmundson, psychologicznej powieści Lwa Tołstoja. Niepokój mógł też budzić brak na przedpremierowym spotkaniu z mediami, uznanego i wielokrotnie nagradzanego, reżysera spektaklu - Pawła Szkotaka.

Sztuka zaczęła się niezbyt ciekawie od beznamiętnego wypowiadania tekstu przez odtwórczynię tytułowej roli, Natalię Rybicką. Ale kredyt zaufania i chęć przeżycia czegoś ciekawego, pozwalały mi nadal łudzić się, iż wszystko to, co najlepsze jest jeszcze przed tłumnie przybyłymi widzami.

Potem było nieco ciekawiej: wielowątkowość i jednoczesność akcji i narracji. Intrygująca koncepcja przeniesienia akcji na dworzec kolejowy nieodparcie kojarzyła się z najlepszymi realizacjami "Il Viaggio a Reims" Gioachimo Rossiniego. Dobrym pomysłem była poczekalnia z podróżnymi - aktorami, którzy w głębi rozmawiali i przygotowywali się do wejścia na scenę.

Wreszcie coś zgrzytnęło i z mechanizmu spektaklu (w którym ciągle doszukiwałem się spójnej wizji i logiki) wypadł jakiś trybik.

W końcu był bal i nadszedł moment, w którym drętwa Anna Karenina zatańczyła z Aleksjejem Kiriłłowiczem Wrońskim (w tej roli wystąpił Łukasz Simlat). Ach, co to był za taniec! Zakochana para w świetle punktowym reflektora, ckliwa muzyczka i śnieżny puch kurzych piór. Efekt był nie tylko komiczny (na widowni dały się słyszeć pojedyncze jeszcze chichoty), ale i tragiczny.

Później było już tylko gorzej. Koncepcja inscenizacyjna rozwiała się jak wspomniane pióra (zastąpione przez obficie sypane ziarna pszenicy). Następnie, mogliśmy zobaczyć pojedyncze skecze, pojawił się też teatr lalkowy, elementy pantomimy czy break dance. Słowem: arlekinada, żakinada i żenada.

Nagle "wyjechały" dekoracje i zaczęło się coś w rodzaju próby. Aby jednak próba mogła się odbyć, potrzebny jest reżyser. To, czego świadkami byliśmy, nie pozostawiało już widzom żadnych złudzeń. Tej najważniejszej osoby nie było! Aktorzy próbowali ratować sytuację, ale zderzenie z górą lodową było bardzo silne i Titanic nabrał już zbyt dużo wody. Zabrakło pomysłu i jednorodnej koncepcji świata przedstawionego. Im bardziej aktorzy się starali, tym bardziej spektakl pogrążał się w bagnie bezmyślności.

Kiedy zobaczyliśmy popa na scenie, miałem nadzieję, że nagle pojawi się (cudem sprowadzony z syberyjskiego łagru) zespół Pussy Roit i coś zaśpiewa nam w kominiarkach na głowie. Ratunkiem dla spektaklu byłby też wystrzał z Aurory i pojawienie się czerwonoarmistów. (Byłoby to o tyle uzasadnione, iż coś w rodzaju narady produkcyjnej z okresu kolektywizacji i zakładania kołchozów też na scenie nam zaserwowano). Zły sen na jawie nie chciał się jednak przerodzić w zamierzoną groteskę.

A Anna Karenina trajkotała i klekotała

Aby zmierzyć się z rolą, w którą wcieliły się wcześniej Vivien Leigh czy Greta Garbo trzeba mieć odpowiednie predyspozycje - naturalny wdzięk i klasę, ale i sex appeal. Trzeba także po prostu być... Damą lub trzeba dobrze Damę zagrać. Poprzeczka została już bowiem ustawiona bardzo wysoko. Obsadzenie w głównej roli tak młodej aktorki było wielkim wyrządzeniem jej krzywdy.

Anna Karenina ani nie wskoczyła pod pociąg, ani nie spaliła się ze wstydu. Niestety.

Oklaski były niemrawe. Urzędowe kwiatki zostały rozdane. Wbrew tradycji, nie poproszono na scenę reżysera.

Magda Gessler ciągle powtarza, iż jeśli restauracja źle funkcjonuje, to winny jest jej właściciel, szef kuchni albo niskiej jakości artykuły spożywcze. Kto zawinił w tym przypadku?

W Teatrze Studio dzieje się coś niedobrego. Mam nadzieję, że Dyrektor, Pani Agnieszka Glińska, poradzi sobie z tym problemem. Ja w każdym razie mocno trzymam za Nią (i za Teatr) kciuki.

Spektakl ratowali, jak mogli: Weronika Nockowska (jak zawsze świetna!) Krzysztof Stelmaszyk (duża klasa!), Mirosław Zbrojewicz, Stanisław Brudny. W komizm uciekała Małgorzata Rożniatowska.

Nie mam wątpliwości, co do tego, iż "Anna Karenina" zostanie szybko wycofana z repertuaru Teatru Studio.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji