Artykuły

Artyści już bez misji

Kilka lat temu dziwiłem się, gdy do programu prowadzonego przez trzy kuso ubrane panie, urzędujące w wielkim łóżku, dawały się zwabiać osoby, które ceniłem z racji kulturalnych dokonań. Taki gość nie miał przecież szans powiedzenia niczego sensownego, bo zaraz był przez dziewczątka zagdakany lub zachichotany. Ostatnią moją nadzieją został Jan Nowicki. Ale ostatnio i on dał się złapać oszołmenowi Wojewódzkiemu - pisze Andrzej Górny.

To było jeszcze w czasach, gdy do teatru panowie obowiązkowo zakładali garnitury, a panie odświętne kreacje. Teatr był bowiem wtedy, ni mniej ni więcej, tylko świątynią sztuki, jak bez żenady mówiono i pisano. Jako nastolatek zdobyłem bilet na głośny spektakl w Polskim, rewelację na skalę lokalną a może i krajową, nie pamiętam już, zabijcie mnie sklerotyka, bo i tytuł uciekł z pamięci. Tak więc pamiętam tylko nabożne skupienie z jakim chłonąłem misterium i zrywające się co jakiś czas oklaski przy podniesionej kurtynie i wrażenie uczestnictwa w czymś doniosłym, w gronie osób pokrewnych duchem, podobnie myślących i czujących. Ale oto w pewnej chwili ze sceny padło słowo: dupa! Na widowni moment konsternacji, potem pojedynczy śmieszek i zaraz wielki zbiorowy rechot. Po jakimś czasie ze sceny leci następne słówko: kurwa! No, tu już publika nie wyrabia, jedni ze śmiechu płaczą, drudzy zginają się wpół, pełna ekstaza. Tylko ja, młody matołek, nic nie rozumiem. Z czego tu się śmiać, sztuka poważna, jakiś dramat społeczny. Wulgaryzmy użyte nie żartem, a z uzasadnionej wściekłości, ale przecież moi pokrewni duchem współwidzowie jakby tylko na nie czekali, jakby ta kurwa z dupą stanowiły esencję przedstawienia, najgłębsze przesłanie, tajny kod dla koneserów. Ponieważ publiczność ambitnego spektaklu teatralnego uznawałem (pewnie błędnie) za elitę, od tamtego czasu przestałem ufać elitom jakimkolwiek. I słusznie, bo gdy którą z wierzchu poskrobać, wyłażą te same d i k wspomagane też przez ch, p i inne ludowe wyrazy.

Także artyści pretendujący niegdyś do roli sumienia narodu, ozdabiający sale parlamentu, znacznie w moich oczach podupadli. Jim Carrey ("Głupi i głupszy" to rzeczywiście najgłupszy film świata) proponujący w miejsce aktorstwa błazenadę, ma u nas nie tylko chyba jednego wiernego wyznawcę.

Kilka lat temu dziwiłem się, gdy do programu prowadzonego przez trzy kuso ubrane panie, urzędujące w wielkim łóżku, dawały się zwabiać osoby, które ceniłem z racji kulturalnych dokonań. Taki gość nie miał przecież szans powiedzenia niczego sensownego, bo zaraz był przez dziewczątka zagdakany lub zachichotany. Ostatnią moją nadzieją został Jan Nowicki [na zdjęciu], rozsądnie i bez zadęcia wyrażający się o aktorstwie, o życiu, o kobietach i o godności, którą trzeba zachować szczególnie w wieku dojrzałym. Ale ostatnio i on dał się złapać oszołmenowi Wojewódzkiemu. Sądzę, że pan Jan chciał dać Kubie nauczkę, pokazać kto jest górą, przytłoczyć swoją osobowością. Ale z błaznem to się rzadko udaje, bo to on ustala swoje chamskie reguły, a wymanewrowany ideał nawet nie wie kiedy sięgnął bruku. Toteż udział w programach, którymi się wcześniej gardziło, prowadzi tylko do nobilitacji tych śmieci. Mam nadzieję, że za pogawędkę z panem W. przynajmniej dobrze płacą, bo to by wiele tłumaczyło. Żadna praca nie hańbi -jak powiedział kanalarz do kominiarza. - Niektóre tylko trochę bardziej brudzą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji