Artykuły

Walczyć o miłość

ANETA TODORCZUK-PERCHUĆ i MARCIN PERCHUĆ. Oboje uważają, że po kryzysie ich związek dojrzał. Nauczyli się mówić o swoich oczekiwaniach i potrzebach tak, by nie urażać drugiego człowieka, ale żeby zrozumiał.

Od początku nie było im łatwo. On przez ten związek mógł stracić pracę, ją ostrzegano, że będzie tylko zabawką przystojnego aktora. Zaryzykowali oboje, bo kiedy trafia się na prawdziwą miłość, żadna cena nie jest zbyt wysoka.

Anety Todorczuk-Perchuć i Marcina Perchucia wysłuchała Beata Biały

Aneta dziś się wyspała - to Marcin odwiózł 7-letnią Zosię do szkoły, a 2-letni Staś nie wstaje przed dziesiątą. Zmieniają się w opiece nad dziećmi. Choć teraz, przed premierą Marcina, Aneta stara się go wyręczać. I odwrotnie - kiedy to jej telefon się urywa, Marcin przejmuje stery w domu.

- Przez 14 lat tyle ze sobą przeszliśmy, że rozumiemy się bez słów - mówi Aneta. - Choć dziś staramy się być bardziej uważni, nie ranić się nawzajem. Tego nauczył nas kryzys kilka lal temu.

Kryzys? Jaki kryzys?

Nie spodziewali się, że im też może się przytrafić. Myśleli, że jak miłość, to na całe życie. Że nic jej nie zburzy, że skoro przyszła, to będzie. Przecież u ich rodziców lak jest - kochają się, a kłótnie nigdy nie były "być albo nie być" rodziny. Może dlatego Aneta i Marcin nic zauważyli, że coś się psuje w ich związku. Zaczęło się po pierwszym dziecku. Przyjście Zosi na świat było ogromną radością dla obojga, ale potem obowiązki chyba ich przerosły.

- Czułem, że coś się psuje, coś się być może kończy. Balem się, że już tego nie pozbieramy - wspomina Marcin.

Aneta jest przekonana, że w dużej mierze to córeczka uratowała wtedy ich związek.

- Nie wiem, czy gdyby Zosi nie było na świecie, dalibyśmy radę - zastanawia się.

Nagromadziło się tyle spraw: ktoś czegoś chciał, wymagał, oczekiwał albo zaniedbał, zapomniał, zlekceważył. "Dlaczego mi

to zrobiłeś", "Dlaczego tamtego nie zrobiłaś?"... I tak w kółko. Jak się coś wałkuje po raz kolejny, w końcu ma się dość, ale... Jak się rozstać przy takim maleństwie? I przy takiej miłości, jaka była między nimi. Paradoksalnie, kiedy rozwód przestali uważać za niemożliwy, zrobiło się łatwiej. To był ich wybór, chcieli walczyć o tę miłość, a nie tylko uciekać przed klęską, jaką byłoby rozstanie. Dlatego poszli do terapeuty.

- Gdy jest kryzys, ludzie mówią sobie ze złości straszne rzeczy - opowiada Aneta. - My też mówiliśmy sobie straszne rzeczy, ale też cały czas mówiliśmy: "Kocham cię".

Oboje wciąż pamiętali zauroczenie, jakie na nich spadło. Tę miłość, która oznaczała ryzyko, ale była tak wielka, że postanowili je podjąć. Mieliby to wyrzucić do kosza?

- Pamiętam, jak by to było wczoraj. W dniu egzaminów wstępnych zobaczyłem dziewczynę, która zbiegała po schodach - wspomina Marcin. - Straciłem głowę.

Aneta nazwisko "Perchuć" znała z jakiegoś wywiadu z aktorami eksperymentalnego Teatru Montownia.

- Potem, na egzaminach do szkoły teatralnej tenże Perchuć kopał mnie w tyłek na szczęście - śmieje się. - Wszystkich nas zresztą kopał. Był asystentem Cezarego Morawskiego i obsługiwał egzaminy. Pamiętam go, ale wtedy myślałam tylko o egzaminie, a w Białymstoku miałam chłopaka. Wkrótce jednak znów go spotkałam.

- Prowadziłem zajęcia zespołowe - opowiada Marcin. - Mieliśmy odegrać scenkę z "Alicji w Krainie Czarów". Namówiłem Czarka, żeby to Aneta zagrała główną rolę. Miała spaść do nory, to znaczy inni studenci mieli ją złapać. Nie złapali, zwichnęła rękę. Wiozłem ją na pogotowie i cieszyłem się z tego sam na sam w samochodzie...

Jednak Aneta wciąż niczego nie dostrzegała, aż pewnej nocy przystojny asystent przyśnił jej się... erotycznie. - Wtedy pomyślałam, że moja podświadomość coś mi mówi i zaczęłam mu się przyglądać - tłumaczy.

-22 lutego 1999 roku zaprosiłem cały rok do klubu Park na rockowy wtorek Radia Wawa - wspomina Marcin. - Aneta miała na sobie T-shirt z prosiaczkiem, brązową sukienkę na szelkach i martensy. Podszedłem, pocałowałem ją w szyję i poszliśmy tańczyć.

Wiedzieliśmy, że ryzykujemy

Do stolika wrócili, trzymając się za ręce. Potem jeszcze pojechali do Białegostoku i odtąd byli już razem.

- Pamiętam nasze pierwsze wspólne śniadanie - mówi Marcin. - Poszliśmy spać po 4. rano, a o 5.30 musiałem lecieć do radia, bo miałem audycję. Spałem godzinę. Do dziś pamiętam smak tamtej kawy.

Wiedzieli, że ich miłość jest niebezpieczna. Wykładowca i studentka? Marcin mógł przez to stracić pracę, ale to Aneta bardziej się przejmowała. Bała się opinii kolegów, zarzutów, że ma fory...

KOBIETA I MĘŻCZYZNA

- To było takie romantyczne - uśmiecha się. - W szkole, na korytarzu była taka skrzynka niby-pocztowa. Każdy mógł tam włożyć przesyłkę. My też zostawialiśmy sobie listy, gdzie się spotkamy. W szkole było bardzo oficjalnie, a potem szliśmy w umówione miejsce, potrzymać się za rączki, ale i tak jakoś się wydało.

- Na radzie pedagogicznej omawialiśmy kolejnych studentów - wspomina Marcin.

- Padło nazwisko Todorczuk, a mnie zrobiło się gorąco. "Przepraszam, ale ja wyjdę" - powiedziałem. Na co profesor Englert: "No, wiemy, że wyjdziesz". I uśmiechnął się.

- To jednak tylko pozornie ułatwiło nam życie - mówi Aneta. - Kiedy koleżanki dowiedziały się, że jesteśmy razem, pukały się w czoło. Bo Marcin miał opinię takiego, co to zmienia dziewczyny co najmniej raz w miesiącu. Mówiły: "Uważaj na tego Perchucia, bo on już i z tą, i z tamtą...". Nie uważałam. Chyba jestem trochę dumna, że spośród tylu atrakcyjnych dziewczyn wybrał właśnie mnie. Facet, który długo nie mógł się zdecydować, nagle powiedział: "To ta!".

Tylko na zajęciach było trudniej. Marcin traktował ją znacznie surowiej niż jej koleżanki. Więcej wymagał, rzadko chwalił, zachwycał się innymi studentkami, które pięknie zagrały. "Stary, a ja?!" - chciała krzyczeć. Przyznaje jednak uczciwie, że wtedy nie miał zbyt wielu powodów, by się nią zachwycać jako aktorką.

- Byłam średnią studentką - mówi - a na moim roku było parę osób wybitnych. Na przykład Agnieszka Grochowska, totalnie wszechstronna od pierwszego roku. Do Agnieszki nikt nie doskoczył.

Aneta bywała zazdrosna o te aktorskie zachwyty, ale to ją Marcin poprosił o rękę. Do dziś z rozczuleniem wspomina tę noc. Był sylwester. Postanowili go spędzić sami, w domu, leżąc w łóżku. Aneta była już wtedy na drugim roku.

- Oglądamy jakiś film, pijemy winko, jest miło i nagle Marcin mówi: "Wiesz, ja ci się na trzecim roku oświadczę, na czwartym weźmiemy ślub, a potem będziemy mieli dziecko". Do dziś nie wiem, czy bardziej zaskoczyła mnie forma oświadczyn, czy to, że Marcin tak precyzyjnie to zaplanował.

Pierścionek Aneta wybrała sama. Miał być "najskromniejszy na świecie". Jest praktyczna, nie lubi wydawać pieniędzy na zbytki. A wtedy oboje byli biedni jak myszy kościelne. Suknię też postanowiła mieć skromną, za to zaręczyny były tradycyjne.

- "Gajer" kupowałem tuż przed wizytą u przyszłych teściów - śmieje się Marcin. - Chciałem dobrze wypaść. Mój wygląd mógł mieć przecież kluczowe znaczenie. Był więc "gajer", pierścień, kwiaty. Lubię tradycję, dla mnie takie ceremonie są bardzo ważne. Wszystko musi mieć swoje miejsce, swój czas, swój rytuał.

Aneta za to wspomina mniej romantyczny fragment uroczystości. Bo kiedy Marcin zwrócił się do jej ojca: "Chciałbym poprosić

0 rękę państwa córki", ten odpowiedział: "Marcin, ale ty jesteś pewny, w co się ładujesz?". Dziś się z tego śmieje i mówi, że Marcin nie ma prawa do reklamacji, bo został ostrzeżony - wtedy była na tatę wściekła.

Ślub odbył się w Białymstoku, w małym starym kościółku. Aż trudno uwierzyć, że to już dziesięć lat...

Już nie chcę go zmieniać

Oboje uważają, że po kryzysie ich związek dojrzał. Nauczyli się mówić o swoich oczekiwaniach i potrzebach tak, by nie urażać drugiego człowieka, ale żeby zrozumiał.

I nie ukrywają, że pomógł terapeuta.

- Przez lata nie potrafiłem rozmawiać o poważnych sprawach, wolałem udawać, że nie ma problemu - mówi Marcin. - Tak było wygodniej, problem znikał z oczu.

Aneta dodaje, że zmiany każde z nich zaczęło od siebie. I każde na swój sposób. Ona czytała różne mądre książki, spotykała się z psychologiem. Marcin podobnie. Dziś Aneta przyznaje, że to jest strasznie ważne widzieć, że ta druga osoba też pracuje nad sobą po to, żeby w związku było inaczej. Jacy są dziś? Lepsi, choć nie idealni.

- Wciąż są rzeczy, które mnie potwornie wkurzają w Marcinie, ale już nie chcę go zmieniać - mówi Aneta.

Marcin na przykład jest bałaganiarzem, a ona zamiast robić mu awanturę o to, że byle jak rozwiesza pranie albo wkłada skarpetki nie do pary, myśli, że skoro jemu to nie przeszkadza... I tylko kiedy idą gdzieś razem, wie, że musi go ubrać. Nauczyła się tolerować jego "deficyty" -jak je nazywa. I przyznaje, że sama też nie jest ideałem, a Marcin cierpliwie znosi jej wady. Najważniejsze, że nauczyli się już, że nad związkiem trzeba pracować. Co to znaczy?

- Trzeba wciąż pamiętać o tym, żeby nie prowokować, być złośliwą na tyle, na ile trzeba, ale nie bardziej, żeby szpilki wbijać z poczuciem humoru, a nie po to, żeby zranić - mówi Aneta.

I żeby szanować to, co dla drugiej strony jest ważne. Ona szanuje pracę Marcina.

Wie, że akurat teraz jest przemęczony. Tylko położy dzieci spać, chwilę z nią pogada i pada. Więc ona nie zawraca mu głowy duperelami, problemy rozwiązuje sama, sama sprząta i nie robi mu awantur. Tak będzie do premiery. A po premierze...

- Po premierze zapomnę, o co byłam wkurzona - śmieje się. - Poza tym napiszę plan i powieszę na lodówce. Będzie w punktach wyliczone: wstawić pranie, wynieść śmieci, poprasować, posprzątać, przygotować dzieciom ubranka. Oczywiście, to nie będzie plan zajęć dla Marcina, ale dla wszystkich - kto jest w domu, niech coś zrobi z tej listy. Zosia już wie, że trzeba wstawić po sobie talerz do zmywarki.

Aneta twierdzi, że musi tego pilnować, bo ma wrażenie, że w ich domu tylko ona lubi porządek. Wkurza się, gdy wieczorem wraca ze spektaklu i potyka się o porozrzucane zabawki. Ale przyznaje, że Marcin jest najlepszym ojcem na świecie. Gdy ona w sobotę i niedzielę gra, on bierze dzieciaki do Łazienek, wymyśla zabawy, Zośkę nauczył kopać piłkę, gotuje obiady.

- W ostatni weekend ugotował pyszne klopsiki w sosie śmietanowo-koperkowym. Oczywiście, w wersji męskiej: mięso zostało wymieszane mikserem, a nie ręką, ale były pyszne - śmieje się. - Podobnie jak zupa pomidorowa. Może nie jest mistrzem w kuchni, ale ma kilka popisowych dań. Wie również, gdzie stoi odkurzacz, i czasem po niego sięga. Tylko żelazka unika.

Sony, jedziemy sami

Oboje podkreślają, że dziś są partnerami i prywatnie, i zawodowo. Ale Aneta pamięta, że długo była między nimi relacja mistrz - uczennica, przynajmniej ona tak to czuła. Zmianę dostrzegła niedawno - chciała grać monodram "Matka Polka Terrorystka". Dla aktora w pojedynkę utrzymać uwagę widza to najwyższa sztuka. Dlatego się bała. Zapytała o radę Marcina. "Rób to, po monodramie będziesz inną aktorką" - namawiał. Ta jego wiara w nią dodała jej skrzydeł.

- A po premierze Marcin powiedział, że pierwszy raz zobaczył we mnie aktorkę i zapomniał, że jestem jego żoną- mówi z dumą. - To jest największy komplement.

W ich zawodowym życiu bywało różnie. Najpierw Aneta zdobyła popularność w serialu "Samo życie", a Marcin realizował swoje ambicje w teatrze. Teraz to o nim jest głośno, a ona zeszła nieco w cień. Ale nie zazdroszczą sobie ról i sławy.

- Mam zazdrościć mężowi roli? - Śmieje się Aneta. - Przecież i tak bym jej nie dostała. Raskolnikowa nie zagram, choćbym pękła. Cieszę się, że on się realizuje, że w dodatku przyniesie pieniądze, będzie na życie i jeszcze starczy na Majorkę. Jedziemy zaraz po premierze. Tylko we dwoje.

- Ciągle jesteśmy z dziećmi, nawet w sypialni - mówi Marcin. - Kładą się spać w swoich łóżkach, ale w nocy lądują w naszym. Dlatego, sorry, jedziemy sami.

- Ostatnio zastanawiałam się, co bym zrobiła, gdyby mój mąż zakochał się w innej - zamyśla się Aneta. - Chyba powiedziałabym mu: "Idź". Ale może tylko tak mi się wydaje? Może jednak bym o niego walczyła, choć myślę, że nie da się nikogo zmusić do miłości.

- A gdybyś ty zakochała się w innym? - pyta Marcin. - Umarłbym z nieszczęścia, z żalu za tym, co mam. To najgorsze, co mogłoby mi się w życiu przydarzyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji