Artykuły

Pa Pa Dramatyczny

Przepraszam, że ja znów o tej Warszawie, ale smutek w mym sercu ogromny. Straciliśmy kolejny teatr - miejsce ważne, wyraziste, artystycznie intrygujące i intelektualnie stymulujące. To już naprawdę koniec - pisze Mike Urbaniak w felietonie dla e-teatru.

Lubiłem Teatr Dramatyczny pod kierownictwem Pawła Miśkiewicza, bardzo lubiłem. I nie bezkrytycznie, uchowaj Panienko Częstochowska. Widziałem tam też - żeby była jasność - parę rzeczy, które wprowadzały mnie w stany lękowe. Oglądając "Plac Apokalipsa" Michaela Marmarinosa chciałem sobie otworzyć żyły pilnikiem do paznokci, po "Bańce mydlanej" Andrzeja Pakuły musiałem zażyć Ketonal (od razu dwie tabletki), a po "I nie było już nikogo" Aleksandry Koniecznej nabawiłem się rozstroju żołądka i bałem się, że zarzygam foyer. To były jednak wyjątki, bo serwowane przez teatr spektakle w większości były bardzo smakowite.

Zapamiętam na zawsze Piotra Polaka, który grając opis "Szału" Podkowińskiego w "Córeczkach" Małgorzaty Głuchowskiej wypadł prawie przez okno Nowego Wspaniałego Świata, a publiczność przerwała spektakl, żeby tę scenę nagrodzić rzęsistymi brawami (to był prawdziwy aktorski szał!). Zapamiętam moją ulubioną aktorkę Dramatycznego Annę Kłos-Kleszczewską, która jako Kobieta Bez Twarzy w "Kretach i rajskich ptakach" Macieja Podstawnego wywoływała u mnie takie ataki śmiechu, że bałem się siłowego wyprowadzenia z widowni. Zapamiętam Pawła Tomaszewskiego w "Klubie Polskim" Pawła Miśkiewicza, który pokazał, że już powinien dostawać duże role. I zapamiętam Stanisławę Celińską jako Makrynę Mieczysławską, i Barbarę Krafftównę jako Alicję, i Klarę Bielawkę jako Hertę. I jeszcze Dobromira Dymeckiego, który w "Kto zabił Alonę Iwanowną?" Michała Kmiecika i "W imię Jakuba S." Moniki Strzępki rozkwitł niczym kwiatek polny wczesną wiosną, no i tak, oczywiście, a jakże, zapamiętam Sandrę Korzeniak jako Marilyn u Krystiana Lupy. Największą kreację w Miśkiewiczowym teatrze. I jeszcze konsternację, czy dać na tacę na "Mszy" Artura Żmijewskiego, i rozmowy na bufetowym balkoniku z Lani Shahaff o żydowskich duchach wywołanych przez "Muranooo" Lilach Dekel-Avneri, i zachwyt nad "Powstaniem" Radosława Rychcika, który zrobił najbardziej błyskotliwe dzieło o Powstaniu Warszawskim, jakie widziałem. Dużo do pamiętania.

Teatr Dramatyczny, rządzony przez Pawła Miśkiewicza i Dorotę Sajewską, dostał spójny i wyrazisty program. Przewietrzono także zmęczoną i fascynującą zarazem scenę i rozliczne zakamarki. Pałac Kultury grał w spektaklach nie rzadziej, niż aktorzy. Teatr dostał też nową, świetną identyfikację wizualną autorstwa Marka Mielnickiego i cudowne plakaty spod ręki Arobala, żadna scena w mieście nie umie robić tak dobrych trailerów swoich spektakli. To wszystko poskutkowało tym, że do Dramatycznego zaczęli przychodzić masowo młodzi ludzie w dżinsach i tiszertach, którzy nie byli tam w celach towarzyskich, ale żeby coś zobaczyć, przeżyć i o tym potem pogadać przy wódce w Kulturalnej (niezmiennie jednym z najfajniejszych miejsc w Warszawie). W Ateneum otaczają mnie panie z trwałą ondulacją, w Ochu łypią na mnie bobofruty, które dostały bilety w korpo albo kupiły na Gruponie. W Teatrze Dramatycznym takich cudów nie było. I to właśnie widownia, najprawdziwsza teatralna widownia, jest najlepszym spadkiem po Miśkiewiczu. Myślę, że Gustaw Holoubek byłby z niej dumny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji