Artykuły

Axer

O nim nikt nie mógł powiedzieć "Artycha", tak jak mówiono o wielu sławnych i wielkich. Zresztą "Artycha" to nie jest określenie pejoratywne, raczej podziw i sympatia, ale jakoś do Erwina Axera to nie pasowało. Był twórcą świetnego teatru, był wspaniałym reżyserem, pedagogiem i wielkim erudytą - wspomina Olga Lipińska w Twoim Stylu.

Rok 1962 zaczął mi się nie najlepiej. W wiosennej sesji dziekan Korzeniewski nie przyjął mojej pracy i zapowiedział, że mnie wyrzuci z wydziału reżyserii PWST, bo pomyliłam sekstynę z oktawą. (Już o tym pisałam w felietonach z lat dziewięćdziesiątych). Wcale zresztą nie o to chodziło. Dziekan po prostu mnie nie lubił, a że był panem życia i śmierci studentów reżyserii, byłam pewna, że jak zapowiedział, tak zrobi. Wyszłam z egzaminu z uśmiechem, żeby nie pokazać kolegom klęski i że nic to! Chciałam zgrabnie i szybko zbiec ze schodów. Niestety zwaliłam się z tych schodów na sam dół na oczach kolegów, którzy zataczali się ze śmiechu. Ciężko potłuczona usiadłam i rozpaczliwie zapłakałam. - Nigdy tu nie wrócę! Dobrze, że mnie wyrzucają! Mam wszystkiego o, potąd! - krzyczałam do podnoszącego mnie i też ryczącego ze śmiechu Konrada Swinarskiego, asystenta profesora Axera.

- Nikt cię nie wyrzuci, ty masz więcej szczęścia niż rozumu - pocieszał mnie elegancko Konrad Swinarski. Axer chce cię wziąć do Współczesnego na praktykę.

- Bo widowiskowo spadam ze schodów, tak? I przestań się śmiać. Konrad chichotał dalej.

- Spadasz fantastycznie, ale Axer, jak wiadomo, nie jest specjalistą od burleski. - To dlaczego chce mnie wziąć do swojego teatru?

- Nie wiem, może dlatego, że chyba jesteś zdolna.

Zasłużyć na uwagę profesora Axera to było coś! Axer na swoich zajęciach uświadamiał nam, jak ważna jest na scenie gra polifoniczna. Każdy aktor, nawet na ostatnim planie, musi myśleć. Scena jest wtedy żywa i przykuwająca uwagę widza, wbijał nam do głowy Nie ma nieważnych ról, mawiał Axer, każda rola może być ważna i zauważona.

Wielkim aktorem jest się, nie tylko grając Hamleta na pierwszym planie. Można stać na scenie w ostatnim rzędzie, a publiczność patrzy tylko na tego właśnie w ostatnim rzędzie. Dlaczego? To jest tajemnica talentu i w ogóle sztuki. Te tajemnice sztuki przekazywał nam, studentom PWST, profesor, wielki pedagog Erwin Axer.

- Idź jutro do teatru na Mokotowską, Axer chce z tobą porozmawiać - zawiadomił mnie Konrad. W ramach studiów reżyserskich obowiązywała nas praktyka w którymś z teatrów warszawskich. Studenci asystowali znanym i wielkim reżyserom.

A praktyka we Współczesnym u Axera to było marzenie studentów wydziału reżyserii. Jego zaś studenci interesowali średnio. Miał do nas ironiczny dystans i prawdopodobnie rozróżniał tylko dziewczyny. Nie denerwował się na zajęciach i odpowiadał z uśmiechem na najgłupsze pytania. - Dlaczego państwo wybrali sobie takie zajęcie? - zapytał nas kiedyś.

- Chcecie być reżyserami, tak? To nie jest zawód, to jest zajęcie. Zajęcie dla inteligentnych ludzi, którzy chcą coś przekazać innym, ale muszą najpierw sami coś wiedzieć o sobie, świecie i rzeczywistości, w jakiej żyją. Zajęcie to - mówił - może być pożyteczne, a także szkodliwe. Wszystko zależy, kto i co chce przekazać. Był przeciwnikiem przerabiania tekstów wielkich autorów, uwspółcześniania ich i dopisywania swoich "mądrości". Miał niezwykły szacunek dla autora. Dzięki swojej wiedzy i inteligencji trafnie analizował teksty i zawarte w nich sprawy uniwersalne. Axer nic miał emocjonalnego stosunku do tego, jak mawiał, "zajęcia", tak się na oko wydawało. A może chciał, żeby tak Go postrzegano. A może przez niezwykle staranne i dobre wychowanie nic mógł przemóc jakiegoś wstydu i obnażania psychicznego, którego jednak sztuka wymaga. Był za grzeczny, żeby być szalony. Był elegancki, kulturalny i pełen zasad w najlepszym tego słowa znaczeniu. Za dobrze wiedział, czego nie wolno robić i gdzie jest granica dobrego smaku. O nim nikt nie mógł powiedzieć "Artycha", tak jak mówiono o wielu sławnych i wielkich. Zresztą "Artycha" to nie jest określenie pejoratywne, raczej podziw i sympatia, ale jakoś do Erwina Axera to nie pasowało. Był twórcą świetnego teatru, był wspaniałym reżyserem, pedagogiem i wielkim erudytą.

Od niego dowiedziałam się wielu bardzo ważnych w moim życiu zawodowym prawd. Spędziłam w Teatrze Współczesnym pięć

wspaniałych lat. Asystowałam profesorom: Kreczmarowi, Bardiniemu, Andrzejowi Łapickiemu i oczywiście Erwinowi Axerowi m.in. przy sławnych Trzech siostrach Czechowa. Poznałam cudownych aktorów tamtych lat: Perzanowską, Łomnickiego, Łapickiego, Fijewskiego, Czechowicza, Michnikowskiego, Mrozowską i moją do dziś przyjaciółkę Basię Wrzesińską. Z nią właśnie, idąc w niedzielę 5 sierpnia 2012 r. mazurskim lasem, rozmawiamy o sprawie niepojętej. O śmierci Erwina Axera. Niepojętej, bo był z nami zawsze. Z nim umarła kultura, elegancja, profesjonalizm, zasady, dobre wychowanie i wstyd. Obie miałyśmy wielkie szczęście zetknąć się z Nim przez kilka lat. Lat ważnych dla nas, bo na początku artystycznej drogi.

- Piotrusiu, idę do Współczesnego na praktykę! - Zdałaś egzamin?! - Nie, dziekan Korzeniewski mnie wyrzuca ze studiów. - To idziesz na praktykę jako co? - Nie wiem. Konrad Swinarski powiedział, że jestem zdolna i kazał jutro iść do Axera na Mokotowską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji