Artykuły

Z divadla do teatru

Zaskakujące jest, jak wielu artystów z Czech i Słowacji zdecydowało się pracować w polskich teatrach - pisze Hanna Usarewicz w Teatrze.

Nie ma w tym żadnej głębszej filozofii. Czescy i słowaccy reżyserzy i scenografowie przyjeżdżają do nas najpierw na zaproszenie poszczególnych teatrów, a gdy okazuje się, że w Polsce zdobywają zarówno popularność, jak i pieniądze, wracają coraz częściej i chętniej. Polska ma dobry teatr i świetnych, chętnych do pracy aktorów - taką przyczynę zawodowej migracji podają najczęściej moi rozmówcy.

Słowaccy artyści teatru najliczniej zasilają w Polsce teatr lalkowy. Zarówno w Czechach, jak i na Słowacji lalkarstwo ma głęboką tradycję i wciąż jest bardzo popularne (w samych Czechach działa około trzystu zespołów lalkowych). Lalkarstwo można studiować na DAMU, czyli Wydziale Teatralnym praskiej Akademii Sztuk Scenicznych (Akademie múzických umění). Również na bratysławskim odpowiedniku DAMU, Wydziale Teatralnym Wyższej Szkoły Sztuk Scenicznych (Vysoká škola múzických umení), istnieje Katedra Sztuki Lalkarskiej, gdzie można studiować aktorstwo, reżyserię i dramaturgię oraz scenografię i technologię lalek.

Słowakiem z pochodzenia i lalkarzem z wykształcenia, ale po praskiej szkole, jest Ondrej Spišák (1965), od wielu lat współpracujący z Tadeuszem Słobodziankiem. W polskim teatrze wystawił już pięć dramatów swojego kolegi: "Sen pluskwy" (Teatr Wybrzeże, 2003), "Merlina. Inną historię" (Teatr Narodowy, 2003), "Kowala Malambo "(Laboratorium Dramatu, 2006) i głośną prapremierę "Naszej klasy" (Teatr Na Woli, 2010). Wiosną tego roku Spišák przygotował w Teatrze Na Woli "Proroka Ilję".

Spišák związany jest z Polską od samego początku teatralnej drogi - na przedstawienie dyplomowe w 1986 roku wybrał sztukę Ernesta Brylla o Janosiku. Reżyser, pozostający między innymi pod wpływem twórczości Kantora i Szajny, inspirujący się spektaklami krakowskiego Starego Teatru, już w 1994 roku wystawił pierwsze przedstawienie w Polsce: "Robinsona Crusoe" w warszawskim Teatrze Lalka. Scenografię do tego poetyckiego, pięknego spektaklu stworzył wówczas František Lipták, z którym w przyszłości będzie wielokrotnie współpracował. Lipták jest kolegą Spišáka z wędrownego, półjarmarcznego teatru-cyrku Teatro Tatro, który założyli w 1990 roku. Tatro jest powstałym na Słowacji teatrem wędrownym, jak sam siebie przedstawia: "wolnym zgrupowaniem aktorów, reżyserów, artystów i wielbicieli, których oczarował teatr". Jak sama nazwa wskazuje, członkowie Teatro Tatro, przez który przewinęło się już prawie stu aktorów, nie mają stałej siedziby, ale wędrują z wielkim namiotem i konnym wozem ze swymi projektami - happeningami, przedstawieniami ulicznymi i studyjnymi - po całej Słowacji, a także po Europie Wschodniej i Południowej. Ogromny sukces i złoty medal teatr ten przywiózł w 2010 roku z Kanady, gdzie podczas zimowej olimpiady w Vancouver w programie artystycznym reprezentował Słowację.

Specyficzną poetykę i poczucie humoru charakteryzujące działalność tego unikalnego teatru Spišák przeszczepia do własnej twórczości. Dziecięcy teatr lalkowy traktuje bardzo poważnie i sięga po "klasyczne" teksty m.in. Verne'a, Tolkiena, Carrolla czy Swifta, umiejętnie wydobywając ich poetyckość i mądrość autorów, aczkolwiek w atrakcyjnym dla dzieci teatralnym "opakowaniu". Co ciekawe, ten lalkarz z wykształcenia stawia na pierwszym miejscu żywego człowieka, traktując marionetkę jedynie jako rozwinięcie idei aktora, umieszczając ją tam, gdzie jej istnienie jest naprawdę uzasadnione i wnosi nowe sensy. Spišák wystawiał również spektakle w teatrach lalkowych w Białymstoku i Toruniu. Słowacki reżyser przyznaje, że lubi pracować z polskimi aktorami w teatrze dramatycznym, docenia ich wysoki profesjonalizm i autentyczne przeżywanie emocji. Najnowsza premiera Spišáka, ze scenografią Liptáka, "Prorok Ilja", o przedwojennym samozwańczym biblijnym proroku działającym w Wierszalinie, jest drugą inscenizacją tego dramatu. Wcześniej reżyser zrealizował go w Teatro Tatro i pokazał w Warszawie w 2005 roku - pod dachem swego przenośnego namiotu.

Wspomniany już František Lipták (1962) ukończył scenografię teatralną w bratysławskiej Wyższej Szkole Sztuk Scenicznych (Vysoká škola múzických umení). Jest popularnym malarzem, znanym pod nazwiskiem Fero Lipták, ilustratorem oraz scenografem teatralnym i filmowym. Zrobił scenografię do około tuzina słowackich filmów, a w 1996 roku dostał nagrodę Czeskiego Lwa za scenografię do filmu "Ogród". Lipták jest również współtwórcą scenografii do filmów 'Trzeci cud" (1999) i "Janosik. Prawdziwa historia" (2009) Agnieszki Holland.

Razem ze Spišákiem ściągnął do Polski, gdzie wspólnie zrealizowali spektakle w Teatrze Lalka, a także te według dramatów Słobodzianka. Lipták, podobnie jak Spišák, pracuje zarówno w teatrze lalkowym (na przykład w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora), jak i dramatycznym. Był niejednokrotnie nagradzany za realizacje scenografii w kolejnych edycjach Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Lalek. Jak sam twierdzi, od ukończenia szkoły przez piętnaście lat stworzył około dziewięćdziesięciu inscenizacji i pracował prawie we wszystkich słowackich teatrach. W Polsce między innymi w Teatrze Narodowym ("Merlin. Inna historia", 2003) i Nowym w Łodzi ("Robinson Crusoe", 2000; "Wesele Figara", 2002). W maju tego roku podczas XXIII Gliwickich Spotkań Teatralnych można było zobaczyć wspólny projekt Spišáka i Liptáka (który zaprojektował także kostiumy) pod szyldem Teatro Tatro: "Zázračný divadelný automat" ("Cudowny automat teatralny"). Charakterystycznym znakiem graficznym Liptáka są czerwone ludziki o wielkiej głowie i nosie, namalowane naiwno-surrealistyczną kreską. Na pierwszy rzut oka te dziwaczne homunkulusy i ich kolejne odsłony przypominają dziecięce malunki, ale nasycone są groteskową, czasem niepokojącą atmosferą.

Słowacką artystką związaną z Polską oraz teatrem lalkowym jest Eva Farkašová (1953). Nie miała możliwości studiowania teatru lalkowego w ojczyźnie, więc przeprowadziła się do Pragi i ukończyła lalkarstwo na DAMU. Największy wpływ miał na nią Josef Krofta (legenda teatru lalkowego) i jego Teatr Drak. Ta scenografka, twórczyni marionetek i kostiumów ma na swoim koncie już setki inscenizacji, w tym około siedemdziesięciu w samej Polsce. Przeprowadziła się nawet ze Słowacji do Polski, gdzie pracuje od lat dziewięćdziesiątych, zaproszona do warszawskiego Teatru Lalka przez ówczesną dyrektor artystyczną Joannę Rogacką razem z Mariánem Pecką, który realizował wówczas "Opowieść wigilijną" Dickensa (1995). Przez parę lat pracowali we trójkę, razem ze scenografem Jánem Zavarským, obecnie wykładowcą na Wydziale Teatralnym szkoły artystycznej im. Janáčka - JAMU w czeskim Brnie. Później Farkašová zaczęła pracować samodzielnie.

Artystka ceni sobie polski rynek lalkarski, znacznie większy i inaczej funkcjonujący niż w jej ojczyźnie, oraz to, że często czuje się bezkonkurencyjna - jej zdaniem w Polsce nie ma tak bogatej tradycji scenografii lalkowej jak w Czechach i na Słowacji. Dowodem jej uznania przez polskich krytyków są kolejne Złote Maski. Odebrała je już trzykrotnie, ostatnio w zeszłym roku za scenografię, lalki i kostiumy do spektakli: "Tristan i Izolda" i "Podróże Guliwera" w Teatrze Lalek Banialuka z Bielska-Białej. Niezwykle istotną częścią zawodowej aktywności Farkašovej jest współpraca z Teatrem Wierszalin w Supraślu. Jako scenografka przygotowała razem z Piotrem Tomaszukiem takie głośne spektakle jak "Święty Edyp" (2004), "Bóg Niżyński" (2006, razem z Jánem Zavarským), "Życie snem" (2007, kostiumy), "Klątwa" (2008), "Marat-Sade" (2008), "Statek błaznów" (2010).

Farkašová uważa, że na Słowacji jest znacznie więcej absolwentów po studiach lalkarskich, w związku z czym konkurencja jest większa, a możliwości pracy w teatrze mniej. Ponadto do słowackich teatrów chodzi mniej widzów niż w Polsce - stąd w swojej nowej ojczyźnie Farkašová ma więcej pracy i zawodowych możliwości. Polski teatr ma nieporównywalnie dłuższą tradycję, więcej scen i widzów niż teatr na Słowacji, choć jego obecnym problemem jest nieustanny bój o finanse. Scenografka docenia jednak naszą elastyczność i umiejętność dostosowania się poszczególnych teatrów do potrzeb widzów. Żałuje też, że na Słowacji funkcjonuje jedynie pięć profesjonalnych teatrów lalkowych i bardzo ciężko jest utrzymać się z samej pracy z marionetkami, toteż lalki pozostają dziedziną dla prawdziwych zapaleńców.

Wspomniany już reżyser słowackiego pochodzenia Marián Pecko (1958) pojawił się w polskim teatrze w 1995 roku i od tej pory wystawił w naszym kraju około dwudziestu przedstawień. Oprócz warszawskiego Teatru Lalka, w którym zadebiutował "Opowieścią wigilijną" Dickensa (1995), związany był głównie z Białostockim Teatrem Lalek i Banialuką w Bielsku-Białej. Jednakże chyba największym uznaniem krytyki cieszyły się jego przedstawienia z Opolskiego Teatru Lalki i Aktora: "Mr Scrooge" wg Dickensa (2005), "Ondyna Giraudoux" (2007), "Dzieje sławnego Rodryga" Moniki Milewskiej (2008) czy "Iwona, księżniczka Burgunda" Gombrowicza (2009), zaproszona na Warszawskie Spotkania Teatralne.

Pecko, oprócz tego, że pracuje z Evą Farkašovą, regularnie współpracuje z innymi Słowakami, między innymi z kompozytorem Robertem Mankoveckým oraz scenografami Pavlem Andrašką i Jánem Zavarským. Pecko trafił do teatru wpierw jako lider folkowego zespołu muzycznego, jeszcze jako student uczelni technicznej. Jego kapela została zaproszona do teatru dzieci i młodzieży; fascynacja teatrem prędko nadeszła i tak Pecko przeszedł przez niemal całą teatralną karierę, od biletera, przez oświetleniowca i aktora, po dyrektora artystycznego. Reżyser prędko poczuł się w Polsce jak w domu i, niezrażony pomyłkami wynikającymi z podobieństwa obu języków, opanował polski. Jak sam wylicza, spędził w Polsce w sumie sto trzydzieści tygodni, czyli prawie trzy lata. Dzisiaj w swojej kolekcji nagród posiada Złotą Maskę za spektakl roku - opolską "Iwonę, księżniczkę Burgunda" (za to przedstawienie deszcz nagród posypał się także na pozostałych Słowaków: Farkašovą, Andraškę i Mankovecký'ego). Swoje zamiłowanie do lalek Pecko tłumaczy tym, że "na początku teatru była lalka. Lalka i maska... Za pomocą tych właśnie środków wyrazu w teatrze można powiedzieć wszystko" (rozmowa Barbary Koś z Mariánem Pecką dla portalu KulturaRadom, 10 lutego 2012).

Marzeniem reżysera jest, aby teatry oprócz scen głównych i studyjnych posiadały także sceny lalkowe, by za ich pomocą wychowywać sobie widzów od najmłodszych lat. "Polska w Europie reprezentuje wspaniałą i ważną kulturę z ogromną tradycją. Dała światu wielkich i znakomitych artystów, którzy na zawsze zapisali się w historii sztuki i teatru. Praca w Polsce jest inspirująca. Polscy aktorzy są nauczeni i przygotowani do swej pracy inaczej niż słowaccy, a kontakt z nimi jest dla mnie wzbogacający" - powiedział mi Pecko w rozmowie. Uważa też, że dla reżysera ważna jest możność spotkania i porozumienia z artystami z innych teatrów i narodów. Skądinąd wszyscy czescy i słowaccy twórcy pytani przeze mnie o pracę z polskimi aktorami chwalili ich za świetną jakość pracy i wielkie zaangażowanie. W tym roku Pecko przygotował w radomskim Teatrze Powszechnym "Opowieść o Piesku i Kotce", przedstawienie dla dzieci oparte na popularnej w Czechach, Słowacji, ale i w Polsce bajce autorstwa Josefa Čápka. Bracia Josef i Karel Čápek (ten od słynnego dramatu R.U.R.) napisali wspólnie inną książkę o zwierzątkach: "Daszeńka, czyli żywot szczeniaka", na której wychowało się kilka pokoleń dorosłych dziś dzieci, a pewnie i obecne, w szkołach podstawowych.

W 2011 roku w warszawskim Teatrze Lalka inscenizację Daszeńki przygotował czeski reżyser teatru lalkowego Jakub Krofta (1971), syn Josefa. Jest to kolejna realizacja tego twórcy w Polsce, po "Złotowłosej", na podstawie baśni czeskiego poety Josefa Kainara, z 2006 roku, również z repertuaru Teatru Lalka. Na co dzień Jakub Krofta (absolwent DAMU) jest dyrektorem artystycznym Teatru Drak z Hradca Králové i rozwija autorskie spojrzenie na teatr, nie tylko dziecięcy, będący kombinacją klaunady, teatru lalkowego i muzycznego. Współpracuje również z ważnymi teatrami dramatycznymi w Czechach (HaDivadlo czy Divadlo Na zábradlí) i na całym świecie, od Australii po Chiny. Mieszkańcy Hradca docenili działalność Krofty juniora i obecnie reżyser jest radnym tego miasta.

Krofta senior jest żywą legendą czeskiego teatru lalkowego i miał ogromny wpływ na jego obecny kształt. Profesor Josef Krofta (1943) jest dzisiaj wykładowcą i kierownikiem Katedry Lalek praskiej DAMU. Odkąd w 1971 roku został członkiem, a później dyrektorem Teatru Drak, zespół ten pod jego przewodnictwem był jednym z najsłynniejszych w Europie. Krofta jest autorem wielu zagranicznych koprodukcji czeskich lalkarzy, między innymi z Francją, Izraelem i Japonią. Tak samo jak syn, jest radnym i wiceburmistrzem Hradca Králové. Swoją przygodę z Polskim teatrem rozpoczął w 1997 roku, kiedy przyjechał do Poznania na zaproszenie Teatru Lalki i Aktora "Marcinek" (wyreżyserował "Don Kichota" Cervantesa). Pracował we Wrocławiu, gdzie wystawił "Sen nocy letniej" (Teatr Lalek, 2003), i w Warszawie, gdzie pokazał "Kopciuszka" (Teatr Lalka, 2004). Krofta wspomina Polskę sprzed trzydziestu lat, która dla ówczesnych Czech była królestwem sztuki, gdzie przyjeżdżało się zobaczyć dobre przedstawienie czy film. Czeski reżyser lubi pracować z polskimi artystami, którzy wkładają w pracę z lalkami całą moc i serce, i zachwyca go kontrast, jaki wywołuje mały, kolorowy teatr "z duszą", umiejscowiony w monumentalnym gmaszysku Pałacu Kultury. Twórczość Josefa Krofty jest obiektem badań wielu wybitnych polskich historyków teatru, między innymi Henryka Izydora Rogackiego, a Henryk Jurkowski, czołowy polski badacz teatru lalkowego, poświęcił Krofcie cały rozdział swej książki "Metamorphoses".

Czescy lalkarze nie tylko reżyserują, ale i prowadzą teatry w Polsce. Karel Brožek (1935) został w 2007 roku dyrektorem artystycznym Śląskiego Teatru Lalki i Aktora "Ateneum" w Katowicach. Podczas studiów na praskiej DAMU zaprzyjaźnił się z wieloma Polakami, którzy tam wówczas studiowali. Już od końca lat pięćdziesiątych czescy artyści, w tym Brožek, zapatrzeni byli na polski świat kulturalno-artystyczny, prawdziwe okno na świat. "Czytaliśmy współczesne dramaty w Dialogu, słuchaliśmy muzyki Pendereckiego, śledziliśmy wydarzenia artystyczne w dziedzinie polskiej rzeźby, grafiki, malarstwa, i oczywiście scenografii i samego teatru. Odwiedziny polskich teatrów były wielkimi wydarzeniami w naszym bezbarwnym, socrealistycznym świecie sztuki. Spotkanie z polskimi teatrami lalkowymi na różnych festiwalach inspirowało mnie i dotleniało" - opowiadał mi czeski reżyser.

Podobnie jak Josef Krofta, Brožek został pierwszy raz zaproszony do Polski przez Leokadię Serafinowicz, dyrektorkę poznańskiego "Marcinka", z członkami którego czeski twórca przyjaźni się i pracuje do dziś. Kiedy akurat zbiegły się w czasie dwa wydarzenia: koniec współpracy Brožka z jego macierzystym Teatrem Lampion w Kladnie oraz odejście dotychczasowego dyrektora katowickiego "Ateneum", Jarosława Czypczara, ten ostatni zaproponował czeskiemu twórcy przejęcie kierowniczej funkcji. Decyzji swej Brožek nie żałuje, otrzymując niepowtarzalną okazję do zmierzenia się z nowym środowiskiem i młodymi artystami. Dla reżysera istotny jest ciągły kontakt z rozmaitymi stylami i artystami o różnych temperamentach, z bogatą wyobraźnią polskich scenografów. Dotychczas Karel Brožek zrealizował w Polsce piętnaście przedstawień.

Brožek zauważa odmienność stylów grania polskich i czeskich aktorów. "[Polscy aktorzy] potrafią swe emocje wyrażać bardziej ekspresyjnie, można rzec, że z większą namiętnością, w odróżnieniu od czeskich kolegów, którzy na scenie zachowują się bardziej po cywilnemu. Czeski aktor swoją postać stawia przed widzem z pewnym dystansem, często z pobłażliwością, zrozumieniem dla jego ludzkich słabości. Niestety w ostatnich latach, jak mi się zdaje - za sprawą wszechogarniającej globalizacji, także i te odmienności w stylach zacierają się, więc właściwie często nie widać różnic między przedstawieniem czeskim a polskim. Zarówno w dziedzinie scenografii, jak i w strukturze muzycznej" - opowiada.

Czesi i Słowacy w Polsce nie reprezentują jedynie teatru lalkowego. Największą chyba karierę w naszym kraju zrobił Słowak Boris Kudlička (1972), który jest nadwornym scenografem w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Kudlička [na zdjęciu] ukończył VŠMU w Bratysławie (scenografia) oraz Akademię Sztuk Pięknych w Holandii i do Polski trafił w 1995 roku - początkowo asystując w Operze Narodowej u Andrzeja Kreütz-Majewskiego, ale po roku usamodzielnił się. Projektuje scenografie przede wszystkim do spektakli operowych w Warszawie, ale i dla innych wielkich scen w Europie, Rosji czy Stanach Zjednoczonych. Od 1999 roku stale współpracuje z Mariuszem Trelińskim, razem stworzyli kilkanaście spektakli: "Madame Butterfly" (1999), "Króla Rogera" (2000), "Otella" (2001), "Oniegina' (2002), "Don Giovanniego" (2003), "Damę pikową" (2003), "Andreę Chénier" (2004), "La Bohme" (2006), "Orfeusza i Eurydykę" (2008), "Borysa Godunowa" (2009), "Jolantę" (2009), "Aleka" (2009), "Traviatę" (2010), "Turandot" (2011) i "Latającego Holendra" (2012). Wszystkie te realizacje cechują zainteresowanie scenografa malarstwem (szczególnie abstrakcyjnym) i ascetyczne budowanie ogromnych przestrzeni, które wydają się "niedookreślone".

Kudlička z Trelińskim stworzyli nową jakość spektakli operowych, które nie mieszczą się w tradycyjnych granicach, są emanacją współczesności, a scenografia niesie ogromne możliwości interpretacyjne. Słowak lubi wykorzystywać materiały i rekwizyty zaskakujące, nieoczywiste i często nieużywane dotąd w polskiej operze. Fascynuje się rozwojem technologii i w każdej swojej scenografii pragnie dokonać kolejnej małej rewolucji. "My, scenografowie, nie jesteśmy już ilustratorami, ale tworzymy instalacje przestrzenne, które pomagają opowiedzieć jakąś historię" - mówił Kudlička w rozmowie z Dorotą Jarecką ("Gdzie jest scenograf i co się z nim dzieje", "Gazeta Wyborcza", 22 czerwca 2011). Scenograf projektował nie tylko dla opery, ale także dla teatru dramatycznego ("Wiśniowy sad" Macieja Prusa z 2000 roku czy "Ryszard II" Andrzeja Seweryna z 2004 - oba spektakle w Teatrze Narodowym) i filmu ("Egoiści" Mariusza Trelińskiego, 2000). Działalność Kudlički została w Polsce doceniona przyznaniem Brązowego Medalu "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis", a od 2011 roku jest on wykładowcą na Wydziale Scenografii warszawskiej ASP. Był również autorem koncepcji plastycznej dla pawilonu Polski na Expo 2010 w Szanghaju. Można zatem powiedzieć, że Słowak zadomowił się świetnie nie tylko w teatrze, ale i w polskiej sztuce i kulturze w ogóle.

Reprezentantką Czech jest Eva Rysová, młoda (1985) reżyser teatru dramatycznego. Co ciekawe, nosi to samo imię i nazwisko co słynna słowacka aktorka filmowa, dziś już osiemdziesięcioletnia. Rysová jest absolwentką reżyserii brneńskiej szkoły JAMU i współzałożycielką grupy teatralnej D'EPOG, która na festiwalu teatralnym w Pradze otrzymała nagrodę "Nadzieja roku 2011". Na swój spektakl dyplomowy wybrała dramat Witkacego. W roku akademickim 2007/2008 Rysová studiowała na Wydziale Reżyserii krakowskiej PWST, gdzie była asystentką Krzysztofa Globisza i Petra Zelenki. W Polsce zadebiutowała właśnie w Krakowie na scenie Teatru Ludowego, wystawiając spektakl "Elektra" - twarze na podstawie twórczości Hugona von Hofmannsthala i Marguerite Yourcenar. Następne przedstawienie, 'Dwanaście stacji" Tomasza Różyckiego, zaprezentowała już na deskach Starego Teatru. Dramaturgiem przy tym spektaklu był Mateusz Pakuła, i to właśnie z nim jako autorem Rysová zdecydowała się zrealizować swoje tegoroczne przedstawienie, Na końcu łańcucha w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Jak podaje teatr na swojej stronie internetowej, jest to "projekt hardcore'owego koncertu, multikompilacja, krwiożercza zabawa z Szekspirem, Müllerem, Schwabem i Koltsem, zbiór coverów coverów coverów", oparty przede wszystkim na krwawym "Tytusie Andronikusie". Czy zatem Rysová i Pakuła staną się nowym duetem artystycznym, jak Spišák i Słobodzianek?

Do polskich uczelni teatralnych regularnie przyjeżdżają w ramach wymian międzynarodowych studenci czeskich i słowackich szkół, pracują z polskimi studentami aktorstwa i reżyserii, wystawiają wspólnie spektakle zaliczeniowe. W listopadzie ubiegłego roku do warszawskiej Akademii Teatralnej przyjechało siedmioro studentów (przyszłych aktorów i reżyserów) z Katedry Teatru Alternatywnego i Lalkowego pod opieką wykładowców Lukáša Trpišovský'ego i Martina Kukučki. We współpracy z wybranymi studentami Wydziału Aktorskiego i Reżyserii AT pod opieką Piotra Cieplaka, podzieleni na polsko-czeskie grupy, zrealizowali trzy krótkie spektakle podejmujące sprawy nie tylko czysto międzyludzkie, ale i te dotyczące narodowych stereotypów. Zarówno uczestnicy, jak i świadkowie rezultatów tych międzynarodowych warsztatów potwierdzają, że było to szalenie ciekawe i rozwijające młodych artystów doświadczenie.

Przykładem modelowej współpracy teatralnej Polaków z południowymi sąsiadami jest spektakl "Jánošík Janosik Jánošík", czesko-polsko-słowacki projekt teatralny, warszawskiego Teatru Lalka z 2010 roku, którego reżyserami są Jakub Krofta, Łukasz Kos i Ondrej Spišák, a scenografami Marek Zákostelecký, Adam Walny i Szilárd Boráros, w obsadzie zaś zobaczyć można aktorów z czeskiego Teatru Drak, polskiego Teatru Lalka i słowackiego Starého Divadla Karola Spišáka (ojca Ondreja). Któż byłby lepszym pretekstem do zrealizowania teatralnego spektaklu o trzech językach, trzech kulturach i trzech konwencjach - od Janosika, popularnego bohatera łaskawie dzielącego swe przygody między Polaków, Słowaków i Czechów? Tutaj w teatrze różnice narodowe nie dzielą, ale łączą, a kolejni reżyserzy, aktorzy i pozostali artyści teatru mają szansę zobaczyć się w lustrze sąsiedniego kraju. Zatem - niech żyje teatr! Nech žije divadlo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji