Artykuły

Kleider machen Leute

Skąd bierze się ta przedziwna gra skojarzeń, która każe przywdziewać bileterom Teatru Śląskiego strojne liberie przywodzące na myśl, na zmianę, lata szczytowej kariery Moliera, ewentualnie czasy wielkiej reformy? - pyta Michał Centkowski w felietonie dla e-teatru.

Dlaczego w Teatrze Wyspiańskiego postanowiono utrwalić ten właśnie, najbardziej chyba potoczny, balowo-salonowy sztafaż instytucjonalnej uniformizacji?

Czy jest to jedynie niewinna, odrobinę przaśna stylizacja, podszept "specjalistów" od PR-u, tych samych zapewne, którzy dbają o złocenia gzymsów, kandelabry, krwistość pluszu, pofałdowanie zasłon? A może idzie o coś więcej, może objawia się w tych barokowych formach pewna substancja treści, sposobu w jaki pojmujemy tu teatr i jego rolę w rzeczywistości?

Powie ktoś, najzwyczajniej w świecie, historyczne nawiązanie, urocza próba przeniesienia gości, widzów w fascynujący świat teatralnej przeszłości. Czemu zatem nie przyodział ów młodzian antycznych koturnów? Idzie w teatrze o wielką iluzję, fascynującą maskaradę, fantazyjną grę wyobraźni, eskapistyczny sen powie kto inny. Dlaczego nie przywitał mnie zatem bohater gwiezdnych podróży, żywcem z Lemowskiego "Solaris" wygrzebany, kosmonauta w przedziwnym srebrnym kombinezonie?

Jeśli prawdą jest, że teatr pozostaje w każdej epoce przede wszystkim żywym dialogiem ze współczesnością, jeśli idzie o zawsze aktualną, nieustannie komunikującą rzeczywistość każdego czasu? Dlaczego nie przywitał mnie jakiś "bohater naszych czasów" choćby z Becketta, egzystencjalistów, w swetrze, okularach. Czy nieco neurotyczny inteligent, rockowa piosenkarka, sfrustrowany emeryt targany wątpliwościami moralnych niepokojów - mniej byliby dla współczesnego widza, w sercu postindustrialnego regionu, ikoniczni, mniej zajmujący. A może jakimś artystowskim pretensjom ludzi teatru na Śląsku, jakimś fetyszom, ceremoniałom, taki wizerunek by urągał? Może widz odwiedzający w Metropolitalną Noc "świątynię sztuki" takiej plugawej zwyczajności by nie zniósł, nie zechciał okazać biletu.

Skoro zaś w Katowicach triumfuje myśl o teatrze, który stanowi nośnik prawd uniwersalnych, ponadczasowych idei, ludzkich namiętności i ciemnych żądz wspólnych bohaterom Sofoklesa, Szekspira i Durrenmatta ,od konkretu historycznej epoki i burzliwej codzienności mód oderwanych, skąd ta miłość do buchalterii dworsko salonowej? Wszak człowiek namiętności te przeżywa niezależnie od tego czy nosi pończochy, żaboty, czy dres. Po cóż więc ów kicz wściekle względem współczesności wyzywający?

Być może to tylko przesadna słabość do eleganckiej ornamentyki. Ten swoisty historyzm, objawiający się w szacie biletera, choć nie wart zapewne potępienia, wyraża jednak , mam wrażenie, nazbyt wyraźnie tęsknoty wobec pewnej, jasno określonej tradycji historycznej teatru. Tradycji czasu, w którym ów frak, żyrandol, peruczka i plusz stanowiły najwykwintniejsza formę miejskiej bytności burżuja. Szkoda, że właśnie w tej tradycji sytuować pragnie siebie Teatr dramatyczny na Śląsku, temu wyobrażeniu zadośćuczynić, ten wizerunek utrwalić. Ostatecznie wszak " jak cię widzą tak cię piszą"!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji