Zabawa w teatr muzyczny
Romantyczny motyw rozdwojenia człowieka na to, co w nim dobre i to, co stanowi jego drugą, ciemną stronę. Wywiedziona stąd baśń o cieniu, który zdradził swego pana i sam sięgnął po królewską władzę. Przypowieść o tym, jak uczciwość i lojalność podlegają nieustannym zagrożeniom na tym świecie.
Wymalowana na kurtynie syntetyczna panorama Olsztyna mogłaby sugerować obecność odniesień o charakterze lokalnym, rodem z szopki literackiej. To mylące. Twórcy spektaklu poszli wyraźnie tropem stylistycznych, pastiszowych igraszek kompozytora: w jego muzyce mamy i elementy opery poważnej, i opery buffo, i operetki, i kabaretu lat trzydziestych z rytmami stepowania i charlestona, i aluzje do "oficjalnej" ludowości... W konwencji buffo utrzymane są partie wokalne tercetu Kucharek zabawnie komentujących akcję (Irena Telesz, Lubomira Tara-packa, Alina Strzelec-Borodziuk). Na pograniczu buffo i groteski rozwija się rola właściciela hotelu (Zbigniew Waleryś), groteskowo rozbudowana jest scena wokalno-taneczna Dworzanina (Konstantin Filczenkow) z chórem. Sprawnie tańczący i śpiewający dziennikarz (Cezary Ilczyna) - pochodzi ze świata operetki. Piosenkarka Julia Giuli - Joanna Fertacz - stepuje, śpiewa i jest prawdziwą gwiazdą tego przedstawienia. Z zupełnie innej bajki trafia w ów groteskowy i fantastyczny świat Uczony (Janusz Kulik): romantyczny, liryczny, chłopięco naiwny. Zabawnie zagrane i zaśpiewane sceny pomiędzy Premierem a Ministrem Finansów (Janusz Lewiński i Władysław Jeżewski) - brzmią jak wyjęte z kart partytur Rossiniego. Z kolei w arii Króla (Ryszard Machowski) - słyszymy pierwsze tony... "Międzynarodówki"! Istne szaleństwo, pyszna zabawa. Zabawa w teatr muzyczny. Co dla mnie najważniejsze - zabawa bezpretensjonalna, bez silenia się na imitowanie "wielkiej" sceny muzycznej: wszak nasi aktorzy są aktorami, nie profesjonalnymi śpiewakami, zaś dyrygent ma przed sobą w kanale nie orkiestrę symfoniczną, lecz jedynie trzy klarnety, dwa rogi, fortepian, gitarę basową, i - zamiast smyczków - syntezator.
Nie chcę przez to powiedzieć, iż należy to przedsięwzięcie traktować pobłażliwie. Przeciwnie. To jest ważne doświadczenie i dla nas - publiczności - i dla zespołu aktorskiego. Serio należałoby mówić o szeregu problemów wokalnych, jakie się nastręczają przy tej okazji. Część przynajmniej z nich byłaby do usunięcia - o czym świadczyć może przykład Janiny Szczerbowskiej (Królewna), która poczyniła spore wokalne postępy od czasu "Narzeczonej rozbójnika". Tutaj ma wyraźne problemy wokalne Stanisław Krauze (Cień). Lecz ten świetny aktor nigdy wcześniej - o ile wiem - nie śpiewał żadnej tak poważnej partii. Z tego punktu widzenia - jest to więc kwestia dalszej pracy nad głosem. I większej odwagi, by zmóc początkowe zahamowania. Innym zagadnieniem jest lepsze wykorzystanie tego, co już mamy dobre. Na przykład: Janusz Kulik (Uczony) dysponuje - o czym wszyscy wiemy, od czasu "Oceanu niespokojnego" - naturalnym barytonem, głęboko nasyconym w rejestrach niższych, i gdyby jego partie solowe, napisane dość wysoko, przetransponować o ton lub półtora tonu w dół - zabrzmiałby pełniej, nośniej. Niemniej, oba jego duety z Cieniem, zwłaszcza ów tragiczny: "Powiedz Christianie, jak sprawy twe? - Ty wiesz, że źle". - to liryczne kulminacje spektaklu. Spektaklu, który - niezależnie od rozmaitych usterek - ma swój smak i wdzięk, i urok, i czar.