Artykuły

Nietzsche umarł. - Bóg

Podłoga sceny jest wybrzuszona tak, że stanowi jakby górną cześć po­tężnej kuli. Z tylu ogromne, rozsuwane wrota, które z początku, wraz z tą pod­łogą tworzą kształt gigantycznej budki suflera. O stwarzaniu teatru i świata traktuje sztuka Georga Taboriego, która rozegra się na tak zaaranżowa­nej scenie.

"Bóg umarł" - Nietzsche

Nietzsche umarł" - Bóg

Podwójne motto, którym Ta­bori opatrzył "Wariacje Goldbergowskie", to znakomity klucz do jego sztuki. Wyjaśnia powód, dla jakiego powstała, może też uchylić rąbka tajemnicy w spra­wie Bożej odpowiedzi na bluźnierstwa, których dopuścił się autor.

Boża odpowiedź

jest chyba jasna. Albo Bóg sam jest autorem złotej myśli o Nietzschem, czym dowodzi swe­go dużego poczucia humoru, bądź autorem jest natchniony Tabori. W obu wypadkach gniew Ojca na teatralnego bluźniercę nie wchodzi chyba w rachubę. Na swobodne poczynanie sobie Taboriego ze Starym i Nowym Testamentem, tworzenie Boga na obraz i podobieństwo reżyse­ra Jaya, na naturalistyczne obroty wokół Męki Pańskiej, kpiny z Abrahama, Izaaka i Sary oraz innych ziomków autora należy popatrzyć więc z olimpijskiej perspektywy. Zastanowić się, po co to wszystko Taboriemu było.

Nietzsche umarł

- powiada Bóg, a za nim Ta­bori. Ale po śmierci Nietzsche­go i jego pogrobowców świat nie jest już wcale taki sam, jak był wcześniej. Trzeba go stworzyć na nowo. Odbudować albo za­kwestionować religijność w jej dawnej postaci, odrzucić lub przyjąć na nowo dawne pewni­ki.

Czy coś takiego może zrobić teatr? Kto wie... Za teatrem przemawia to, że pozwala na swobodniejszą, pozbawioną za­cietrzewienia wypowiedź, że podlega bezpośredniemu spraw­dzianowi wspólnoty. Jedynym pewnikiem w teatrze jest bru­dząca się ciągle podłoga, która rzuca na kolana zapracowaną sprzątaczkę. Jedynym pewni­kiem świata jest przyciągająca do siebie ziemia. Kto ją wy­sprząta? Reżyser, który naśladu­je akt kreatorski Boga i w sie­dem dni pragnie stworzyć ge­nialny spektakl o... stworzeniu świata? Asystent reżysera, który przejmie na siebie rolę Syna Bo­żego i odkupi bluźniercze działania tamtego? A może to w ogó­le nie jest sprawa ludzi? Może sztuka Taboriego również nie jest zwrócona do ludzi, ale do Tego, który wciąż milczy i cza­sem łaskawie się uśmiecha?

Te zdania dotyczą tekstu. Być może jest to zasługą Grzegorza Matysika, że skłania do uważne­go zastanowienia się nad prze­kazem Taboriego. Jednak poza scenografią Pawła Dobrzyckiego, dobrym pomysłem z wja­zdem reżysera - stwórcy na dra­binie i zabawnymi scenami z upadłymi aniołami, spektakl ma niewiele atutów. Brak zdecydo­wanie reżyserskich pomysłów, o które aż się prosi skaczący wciąż między jawą a snem, bluźnierstwem a religijnym przekazem, teatralną iluzją a rzeczywisto­ścią tekst. Przyzwoita jak zwykle gra Mariusza Wojciechowskiego (Mr. Jay, reżyser) oraz Andrzeja Kierca (Goldberg), Hanny Bieluszko, Zbigniewa Bielskiego i Dariusza Siatkowskiego to za mało, żeby zachęcać do obejrze­nia sztuki z innych powodów niż sam tekst.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji