Artykuły

Świeże oblicze klasyki

Nowe przekłady Williamsa, Czechowa i Szekspira zmieniają oblicze teatru. Pomagają poznać istotę oryginału - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Trudno uwierzyć, ale Tennessee Williams (1911-1983), jeden z najważniejszych dramaturgów XX w., nie miał do tej pory w Polsce książkowego wydania swoich sztuk. Dwa teksty opublikowano w miesięczniku "Dialog". Jeden tytuł ukazał się w latach 60. w antologii sztuk amerykańskich.

W PRL, jeśli grano Williamsa, to również dlatego, by pokazać piekło kapitalizmu. Największy wpływ na odbiór dorobku Amerykanina miały hollywoodzkie superprodukcje z udziałem Marlona Brando, Elizabeth Taylor i Paula Newmana. Te zaś upraszczały problematykę utworów, musiały bowiem być poprawne politycznie, co wiązało się z cenzurą obyczajową.

Pięć najważniejszych dramatów Williamsa - m.in. "Tramwaj zwany pożądaniem", "Kotka na rozgrzanym dachu" i "Noc iguany" - przetłumaczył i wydał w książce Jacek Poniedziałek, aktor i reżyser związany z Nowym Teatrem.

- Dla mnie Williams jest Szekspirem XX w. - powiedział "Rz" Jacek Poniedziałek. - Fantastycznie portretował relacje międzyludzkie, był zaangażowany w sprawy społeczne, odsłaniał tabu wynikające z nakazów religijnych i tradycji, przede wszystkim to wielki poeta. Jego język jest wyrafinowany, ma niezwykłą frazę.

W odbiorze sztuk przetłumaczonych przez Poniedziałka, które czyta się jak cykl powieściowy, ważną rolę grają nie tylko dialogi, ale także didaskalia, które odsłaniają tajemnice bohaterów. Są też zapisem teatralnych, inscenizatorskich wizji autora. Na warstwę wizualną napisanej w 1944 r. "Szklanej menażerii" składają się wizualizacje: Amerykanin o dekady wyprzedził teatr multimedialny.

Piwo Stanleya

Przekład jest potoczysty. Język uwspółcześniony.

- Williams pisał nowocześnie, ale od premiery jego sztuk minęło sporo czasu, wiele się zmieniło, dlatego starałem się znaleźć dla tego, co stworzył, współczesne punkty odniesienia - dodaje tłumacz.

W "Szklanej menażerii" mowa jest o studiowaniu komunikacji społecznej, w "Tramwaju zwanym pożądaniem" Kowalski pije "browara".

- Przecież nie pochodzi z wyższych sfer! - broni się Poniedziałek. - Poza tym jest takie powiedzenie: tłumaczenie jest wierne albo dobre. Nie wiem, czy tłumaczę wiernie, ale po reakcjach widzów sądząc, wiem, że moje przekłady do nich trafiają. Mam nadzieję, że podobnie będzie z czytelnikami.

Krzysztof Stroiński, którego obejrzymy 24 września w telewizyjnych "Trzech siostrach" w najnowszym tłumaczeniu Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, powiedział, że grał już w sztuce Czechowa kilkakrotnie, i to różne role, ale teraz, chociaż treść jest ta sama - język zupełnie inny.

- Na przykładzie Czechowa widać, jak bardzo różnią się polski i rosyjski - mówi Piotrowska. Przetłumaczyła wcześniej "Mewę", a obecnie pracuje nad "Płatonowem", opierając się na niewydanej w Polsce oryginalnej wersji tekstu. Jej zdaniem polski szybciej się starzeje: słowa, które jeszcze niedawno w ustach młodych postaci brzmiały współcześnie, szybko stają się anachroniczne. Tymczasem oryginał pozostaje niezmiennie świeży.

- Pytałam o to młodych Rosjan i wszyscy potwierdzali ten fenomen - mówi tłumaczka. - Rosyjski przypomina drzewo, któremu przyrastają kolejne słoje, co pewnie bierze się z ciągłości rosyjskiego imperium. Tymczasem polski, ze względu na powikłaną historię, ciągle się zmienia.

Usta aktorów

Bywa, że nowe tłumaczenia rewidują błędne interpretacje biorące się ze stereotypów. Na przykład Czechow grany był w Polsce zazwyczaj sentymentalnie, melancholijnie, ckliwie. Zwykło się mówić, że kocha bohaterów, pomimo ich wad.

- To prawda, ale jest wobec nich okrutny, chwilami mam nawet wrażenie, jakby traktował ich z ironią - mówi tłumaczka. - Inną też czuję emocję w postaciach niż te, do których nas przyzwyczajono - to ludzie energiczni. Również dlatego akcja jest dynamiczna.

Widać było to w inscenizacji "Mewy" w Narodowym.

- Po premierze słyszałam, że bohaterowie wypadają niezwykle współcześnie. Też mam wrażenie, że kobiety i mężczyźni sportretowani przez Czechowa się nie zmienili.

W tłumaczeniach dramatów niezwykle ważna jest plastyczność dialogów - by były żywe, dobrze "leżały" w ustach aktorów. W osiągnięciu takiego efektu Piotrowskiej pomogły doświadczenia sceny studenckiej i współpraca w Teatrem Derevo.

- Kiedy tłumaczę, nie wspomagam się aktorami. Sama sobie "przegaduję" dialogi - mówi. - Bywa, że cały dzień szukam odpowiedniej frazy.

Reklamacji nie zgłasza nawet rosyjski dramaturg Iwan Wyrypajew, dla którego tłumaczyła "Lipiec" i " Iluzje", mieszka ostatnio w Polsce i coraz lepiej zna nasz język.

Edycji nowych tłumaczeń dzieł Szekspira podjęło się wydawnictwo W.A.B., chociaż nie gaśnie popularność wielu wcześniejszych, w tym najgłośniejszego ostatnio - Stanisława Barańczaka. Autorem jest Piotr Kamiński. Do tej pory ukazał się "Makbet", "Burza" i "Wieczór Trzech Króli". Wyjątkowe w przekładzie jest to, że mimo różnic pomiędzy angielskim a polskim, ten pierwszy jest bardziej zwarty, bardziej rytmiczny, Kamińskiemu udało się zachować zgodną z oryginałem liczbę wierszy. Tłumaczenia przypadły do gustu Andrzejowi Sewerynowi, niezwykle wyczulonemu na zgodność z oryginałem. Dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie wykorzystał je m.in. w monodramie "Szekspir Forever!". W listopadzie pokaże "Burzę" i zagra Prospera.

- Przekłady Kamińskiego mają naturalny rytm, a ich sens jest przejrzysty, wolny od uproszczeń - powiedział Andrzej Seweryn. - Taki tekst dla aktora to błogosławieństwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji